Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
6
Polacy w Norwegii stłoczeni w pułapkach pożarowych

Pół roku po tym, jak siedmiu Polaków zginęło w pożarze w Drammen, straż pożarna zamknęła szopę w miejscowości Lier, gdzie 60 Polaków mieszkało bez odpowiednich wyjść ewakuacyjnych i bez alarmów przeciwpożarowych.

Pewnego wiosennego dnia bieżącego roku na pewne gospodarstwo w Lier przychodzi szef oddziału straży pożarnej w Drammen, Per Døviken. Na pierwszym piętrze, w szopie, która jest w trakcie przebudowy, mieszka 60 Polaków, którzy śpią na łóżkach piętrowych i materacach rozłożonych na podłodze. Ręczniki, ścierki i bielizna suszą się na gwoździach wbitych w ściany szopy. Na plastikowej skrzynce na ziemi stoją garnki i sztućce. Na niektórych łóżkach stoją kuchenki, a wokół nich Polacy poskładali swe osobiste rzeczy, żeby zajęły jak najmniej miejsca.

Brakuje alarmów i sprzętu przeciwpożarowego. Sprzęt elektryczny nie jest jeszcze zainstalowany do końca i można tu z powodzeniem mówić o „prowizorce". Prawie nie ma sprzętu gaśniczego. Długi korytarz kończy się drzwiami z zewnętrznymi schodami z jednej strony szopy. Na drugim końcu, gdzie również powinno znajdować się wyjście ewakuacyjne, jest tylko zakryta plastikiem dziura wychodząca na zewnątrz. Do ziemi jest około 4 do 5 metrów.

- To istna pułapka pożarowa. Ludzie mieszkają w szopach, w których ogień może się rozprzestrzenić w ciągu kilku minut, i gdzie wyjścia ewakuacyjne są sprawą decydująca, twierdzi Døviken.

Miejsce zostało zamknięte w trybie natychmiastowym. Rolnikowi, który był zarówno właścicielem szopy, jak i pracodawcą Polaków, nakazano znaleźć dla nich alternatywne lokum. Nie dostał on żadnego innego upomnienia, żadnej grzywny. Sprawa nie została również zgłoszona na policję.

Pożar w Bergen

Od 2005 roku przynajmniej 15 Polaków straciło życie w pożarach w Norwegii.

O godzinie 02.45 w nocy z piątku na sobotę, 14.listopada tego roku, wybuchł pożar w starym drewnianym domu przy ulicy Fyllingsveien 33 w Bergen. Mieszkało w nim 25 Polaków, z których 2 zginęło. Dochodzenie wykryło, że pożar zaczął się najprawdopodobniej w szafce z bezpiecznikami umieszczonej na parterze. Eksperci techniczni nadal prowadzą dochodzenie na miejscu zdarzenia.

Według inspektora pożarowego, Svenna Haugena z urzędu ratownictwa pożarowego w Oslo, nie ma wątpliwości, że pracownicy zagraniczni otrzymują o wiele gorsze i mniej bezpieczne
.


Źródło:E24.no
Foto:Screen-E24.no




Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


M C

01-12-2009 13:02

żeby nie było że się czepiam.. w Norwegii jest cała masa innych nacji. Oni nie mają takich problemów. W żadnym pożarze nie zginął Litwin, nie ma ich także na protestach w Oslo, nie skarżą się na dumping, jeśli kogoś w Norwegii oszukano to z pewnością był to polski pracownik. Hmm.. dziwne prawda?

P.S. Ja miałem podobną sytuację kiedy pracowdawca wysłął skan kontraktu bo mu się śpieszyło. Dałem odpowiedź przez telefon, a 2 tyg po rozpoczęciu pracy dostałem kontrakt na papierze pocztą, do podpisania i odesłania. Więc wypowiedzenie e-mailem nie jest raczej prawomocne, ale i tak nie zmienia to faktu że pracodawca ci je wręczył. Powodzenia w znalezieniu nowej pracy.. jaka branża?

M C

01-12-2009 12:49

Masz rację mariusz to tylko i wyłącznie mentalność. Kumpel norweg pracuje w remie i śmieje się że polacy przychodzą i kupują zawsze to samo: loff albo kneipp za 4 korony i najtańsze piwo, ewentualnie lebara i wszystko do ręki bo reklamówka kosztuje 50 øre.. a ile ja to się nasłuchałem od Polaków że norweskie żarcie jest do niczego. Auto na gaz i zużyje taki pół baku żeby znaleźć stację z LPG. Takich historii jest mnóstwo. PRL i komuna robi swoje.. myślałem, że okres mycia i gromadzenia jednorazowych kubków już sięskończył.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok