
"Zły" Østfold, "dobre" Oslo
Centralny urząd statystyczny (SSB) oraz Urząd pracy i polityki socjalnej (NAV) prowadzą statystyki dotyczące niezdolności do pracy wśród osób w wieku 18-67 lat.
Wynika z nich, że zdecydowanie najwyższy odsetek osób niezdolnych do pracy posiadają województwa Østfold (13,5%) i Telemark (13%). Wysoko na liście znajdują się również Finnmark, Troms, Nordland, Nord-Trøndelag, Oppland, Hedmark, Hedmark, Aust-Agder oraz Vest-Agder.
Na drugim końcu skali mamy Oslo (zaledwie 5,5% osób niezdolnych do pracy) i Akershus (6,5%).
Sytuacja kształtuje się w ten właśnie sposób już od wielu lat.
Przyczyny
Co jednak może być tego przyczyną? Szukający odpowiedzi na to pytanie naukowcy mają wiele teorii. Z reguły jednak są zgodni, że na taki obraz sytuacji składa się kilka różnych czynników.
Jednym z nich, wymienianym chociażby przez NAV, jest struktura wiekowa poszczególnych województw. Innym rodzaje dostępnych w danym regionie miejsc pracy.
![]() |
Il. DinSide/SSB |
Starzy, bezrobotni, z małych miejscowości
Jak na to wskazuje NAV w swoim raporcie o zróżnicowaniu geograficznym w przyznawaniu rent inwalidzkich z roku 2008: Ponieważ ilość osób niezdolnych do pracy wzrasta wraz z wiekiem, logiczne jest, że społeczność z wysokim odsetkiem ludzi starszych będzie odznaczała się również większym odsetkiem niezdolnych do pracy.
Wśród osób w wieku produkcyjnym, które są niezdolne do pracy, najwięcej mamy ludzi w grupie wiekowej 60-64 lat, a zaraz potem w grupie wiekowej 55-59 lat.
Jednak wiek to za mało, by wyjaśnić różnice pomiędzy województwami. Naukowiec Centrum Frischa, Simen Markussen wskazuje na inne możliwe przyczyny wysokiej pozycji Østfoldu i Telemarku w statystykach niepenosprawności, mianowicie strukturę i historię lokalnego przemysłu:
- Obydwa te województwa to stare regiony przemysłowe, w których wiele osób pracowało w wielkich przedsiębiorstwach, będących zakładami o żywotnym znaczeniu dla danego rejonu. Zmiany technologiczne i rynkowe spowodowały konieczność restrukturyzacji lub wręcz likwidacji wielu z tych zakładów, w efekcie czego wielu zwolnionych pracowników nigdy nie wróciło do czynnego życia zawodowego.
Jednym z powodów, dla których osoby z małych miejscowości, w których zamknięto większe zakłady pracy, stały się niezdolne do pracy, mogła być niechęć do przeprowadzki, jednak zwalenie na to całej winy byłoby by zbyt dużym uproszczeniem. Nie jest tak, że osoby, które straciły pracę w miejscu zamieszkania po prostu "postanawiają zostać inwalidami", by uniknąć konieczności przeprowadzki.
Wiele starszych osób, tracących pracę z powodu likwidacji zakładów, w których przepracowali niemal całe życie, już wcześniej borykała się z problemami zdrowotnymi lub wręcz była na marginesie życia zawodowego, utrzymując się z zasiłków.
![]() |
Fot. wikimedia |
– Wiele osób już wcześniej balansowało na krawędzi orzeczenia niepełnosprawności, na przykład z powodu problemów z kręgosłupem - mówi profesor Mari Rege z Uniwersytetu w Stavanger.
- Dopóki była praca, osoby te chodziły do niej mimo swych dolegliwości. Wielu pracowników mogło zatem stać się niezdolnymi do pracy już przed likwidacją zakładu pracy, ale z powodu swojego etosu pracy decydowało się na pracę mimo wszystko - dodaje profesor Steinar Westin z Instytutu medycyny społecznej Norweskiego Uniwersytetu Techniczno-Przyrodniczego w Trondheim (NTNU). - Jednak konieczność dojazdów lub podjęcia innego rodzaju pracy wymagałaby od tych osób zdecydowanie więcej. To, czy byli pracownicy, zwalniani z takich zakładów strategicznych pójdą na renty inwalidzkie, czy nie, w dużym stopniu zależy od tego, jakie alternatywne prace mogą znaleźć w pobliżu i czy wykonywanie tej nowej pracy da się połączyć z dolegliwościami, na które dana osoba już wcześniej cierpiała.
Drenaż mózgów przez wielkie miasta
Simen Markussen z Centrum Frischa jest zdania, że to właśnie tendencje migracyjne są w bardzo dużym stopniu odpowiedzialne za regionalne różnice w ilości osób niezdolnych do pracy, w tym szczególnie fakt, że wielu pracowników wyprowadza się z terenów wiejskich.
- Mamy do czynienia z dość silnym zjawiskiem "drenażu mózgów". Wiele osób przyjeżdża z terenów peryferyjnych do np. Oslo na studia i wcale nie jest powiedziane, że wrócą. Wiele osób nigdy nie wraca. To, kto wyjeżdża, też nie jest przypadkowe.
Według Markussena duże miasta przyciągają zwłaszcza osoby ambitne, które szukają swojej szansy. Jednak, ogólnie rzecz ujmując, naukowiec ten jest zdania, że różnice pomiędzy województwami w ilości osób niezdolnych do pracy są niepotrzebnie wyolbrzymiane. Jego konkluzja w tej kwestii brzmi następująco:
- Jeśli spojrzeć na to, skąd te osoby pochodzą, a nie gdzie mieszkają, uzyska się zupełnie inny obraz, a różnice nie będą aż tak duże.
Niepełnosprawność jako "choroba zakaźna"?
Różnice geograficzne mogą mieć jeszcze jedno wytłumaczenie, choć w tym przypadku ciężko odróżnić przyczynę od skutku.
Badania przeprowadzone przez profesor Rege pokazały, że niezdolność do pracy może okazać się w lokalnym środowisku "zaraźliwa".
- Skłonność do ubiegania się o rentę dla niepełnosprawnych rośnie, kiedy wokół jest wiele innych osób żyjących z takiego świadczenia - pisze Rege.
Może to wynikać z faktu, że stygmatyzacja związana z byciem niezdolnym do pracy jest w takim wypadku mniejsza, a także z tego, że osoba na rencie nie jest sama - ma wielu kolegów, którzy są w tej samej sytuacji i z którymi może spędzać czas.
Niepełnosprawni w Norwegii
|
Na podstawie: Din Side, SSB

To może Cię zainteresować