Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Życie w Norwegii

Geir ma dwie mamy. Rzecz o rodzinach homoseksualnych

Katarzyna Karp

26 listopada 2015 08:00

Udostępnij
na Facebooku
6
Geir ma dwie mamy. Rzecz o rodzinach homoseksualnych

fotolia.com - royalty free

Z jednej strony chodzi o prawo do realizacji typowych dla wielu osób pragnień: posiadania dzieci. Z drugiej są ludzie, którzy nie potrafią się pogodzić z wizją świata, w którym wiele granic zostało zadeptanych.
Zwolennicy i przeciwnicy rodzin homoseksualnych to jak ludzie z innych światów. Ten temat budzi wśród wielu gorące emocje i sprzeczne stanowiska. Porozumienie między nimi wydaje się tak samo prawdopodobne, jak między zwolennikami PO i PiS.

 Z jednej strony chodzi o prawo do realizacji typowego dla wielu ludzi pragnienia: posiadania dzieci. Z drugiej strony są ludzie, którzy nie potrafią lub nie chcą się pogodzić z wizją świata, w którym wiele granic zostało zadeptanych, a jego porządek wywrócony do góry nogami.  

Dla jednych hasło „tolerancja“ to przepustka do pełnej swobody zachowań, a próby ich  ograniczenia głośno nazywane są zacofaniem. I nietolerancją oczywiście. Dla drugich świat przepełniony „tolerancją“ to dowód upadku naszej cywilizacji i odwrócenia wartości o 180 stopni. To, co dawniej nazywane było „dobrem“ lub „złem“ przestaje obowiązywać, ustępując miejsca trendowi, w którym to, co przyjemne dla człowieka, ma stać się nienaruszalną świętością.

Geir ma dwie mamy

Współczesna „tolerancja“ ma jeszcze jedną cechę: dotyczy seksualności, związków i oburzenia, gdy krytyce poddawana jest szeroko rozumiana ideologia gender. Natomiast tolerancji nie podlegają inne poglądy, wypływające np. z chrześcijaństwa i Biblii. Osoby głoszące takie poglądy z miejsca nazywane są „homofobicznym ciemnogrodem“. I w tym miejscu tolerancja się kończy. 

Z pewnością Norwegia jest daleko przed Polską w dziedzinie swobód i szeroko rozumianej tolerancji. Tu już od kilku dekad panują zasady dopiero lansowane w naszym kraju. W 1993 roku zalegalizowano w Norwegii związki partnerskie tej samej płci, a od 2001 roku pary te mogą adoptować dzieci, ale tylko jednego z partnerów. Od 2009 roku pary homoseksualne mogą zawierać związki małżeńskie. Rośnie kolejne pokolenie, już prawomyślnie wyedukowane, i pewnie nikogo z miejscowych nie dziwi, że na półkach w bibliotece z książeczkami dla najmłodszych, pośród przygód „Alberta Åberga“, czy „Karstena i Petry“ można znaleźć książkę o Wilmie.  

Wszystko mówiący tytuł „Wilma ma dwie mamy“ przyciągnął moją uwagę. Dziewczynka o włosach jak afro krzaczki ma dwie mamy. Ma też błyszczące buty, królika i uwielbia tańczyć. I jak prawie każda 4-latka chodzi do przedszkola. Mieszka ze swoim królikiem oraz mamami w szarym domku. Czytając dalej dowiadujemy się, że rodzina Wilmy jest zupełnie zwyczajna, choć troszkę inna. Wilma jest szczęśliwa i będzie miała siostrzyczkę. Jak każde dziecko trochę obawia się, czy po jej przyjściu na świat będzie dalej tak ważna dla mam jak do tej pory. Mamy szybko rozwiewają jej wątpliwości, opowiadając po raz kolejny o tym, jak przyszła na świat. Wilma wie, że osoba, która przekazała nasienie jednej z mam to nie jest jej tata. Taka osoba nazywa się dawcą. Wilma nie potrzebuje taty. Wilma ma dwie mamy. Ma wszystko, czego jej potrzeba.

Nie znam Wilmy. Ale znam Geira. Geir nie ma błyszczących butów, ale lubi tańczyć. I Geir ma tatę. Choć wychowywały go dwie mamy. Gdy miał 5 lat jego biologiczny ojciec trafił do więzienia. Już wcześniej nie miał z nim kontaktu, a od tamtej pory jego wychowaniem zajęła się mama ze swoją dziewczyną.

Geir to wysoki, 20-letni chłopak, o szczupłym ciele. Gdy się śmieje, zalotnie mruży zielone oczy. Na czubku głowy sterczy utleniona na blond palemka okolona krótkoprzystrzyżonymi włosami. Patrząc na niego, raczej nie można się zawahać, czy to chłopak, czy dziewczyna. Bo ani tembr głosu, ani uroda (choć delikatna) nie pozostawiają wątpliwości. To, co może wprowadzić w błąd, to ciut zniewieściałe ruchy.

I jak się ujawniłem jako homoseksualista, pisząc o tym na moim blogu (to był rekordowy wpis, strasznie dużo osób go przeczytało) dostałem dużo wsparcia od otoczenia, również od niektórych nauczycieli ze szkoły. Niektórzy mi gratulowali. Mama też powiedziała, że tak jest ok. To jest duża zaleta rodzin z homoseksualnymi rodzicami, że nie mają problemu z akceptacją orientacji seksualnej swojego dziecka. Sami przeszli przez to samo, wiedzą, jak sobie z tym poradzić. ~Geir

Chętnie opowiada o swoim dzieciństwie. 

- Wychowywały mnie dwie mamy. Z ojcem długo nie miałem kontaktu. Trafił do więzienia i niewiele o nim myślałem, byłem z mamą. Czasem tylko mi go brakowało. Z dwoma mamami (moją naturalną i jej dziewczyną) miałem dobre dzieciństwo.

Dopiero jak poszedłem do szkoły, a może kiedy byłem już nastolatkiem, wstydziłem się iść z nimi do miasta. One trzymały się za ręce, całowały. Głupio się czułem. Ale nie odczułem szczególnie jakichś prześladowań ze strony rówieśników. Może w podstawówce było trochę mobbingu, ale niewiele. Tak naprawdę w Norwegii jest dużo rodzin z dwoma mamami. Z dwoma ojcami chyba jest ich mniej.
Miałem jakieś 13-14 lat, kiedy zobaczyłem, że mogę też lubić chłopaków. Zawsze wolałem towarzystwo dziewczyn i z nimi znajdowałem więcej wspólnych tematów. Podobały mi się dziewczyny, ale chłopcy też. Jak miałem 18 lat byłem już zdecydowany, wiedziałem, że jestem homoseksualny, czułem to w śodku. To było dość łatwe, bo chodziłem wtedy do średniej szkoły, gdzie pełno było homo, lesbijek i biseksualej młodzieży. Nie czułem się inny. I jak się ujawniłem jako homoseksualista, pisząc o tym na moim blogu (to był rekordowy wpis, strasznie dużo osób go przeczytało), dostałem dużo wsparcia od otoczenia, również od niektórych nauczycieli ze szkoły. Niektórzy mi gratulowali. Mama też powiedziała, że tak jest ok. To jest duża zaleta rodzin z homoseksualnymi rodzicami, że nie mają problemu z akceptacją orientacji seksualnej swojego dziecka. Sami przeszli przez to samo, wiedzą, jak sobie z tym poradzić.

 - A widzisz jakąś wadę w wychowywaniu się z rodzicami homoseksualnymi? 
Geir milknie. Zastanawia się długo, a po jego twarzy przemykają różne, niewyartykułowane emocje. 

- Możesz stracić swoją męskość. - Na jego gładkich policzkach pojawiają się rumieńce. - Chyba dobrze mieć tatę, móc z nim pogadać. Kiedy sam będę mieć dzieci, będę chciał, żeby miały kontakt z surogatką.
- Chcesz mieć dzieci?
- Tak, dwójkę.
- Utrzymywanie kontaktów matki-surogatki z dziećmi może być trudne. A co jeśli ona będzie chciała mieć dzieci u siebie na zmianę z tobą? Dwa tygodnie tu, dwa tygodnie u niej?
- Dla mnie nie ma sprawy, mogłoby tak być.
Fot. Katarzyna Karp
Wilma ma dwie mamy, Geir ma dwie mamy. I coraz więcej dzieci ma rodziców jednej płci. Czy to dobrze? Czy źle? Badania dają zupełnie sprzeczne wyniki. Niektóre mówią, że dzieci z rodzin homoseksualnych są szczęśliwsze niż te wychowywane w tradycyjnych rodzinach. Inne dowodzą, że odsetek psychicznie chorych, przypadków molestowań i samobójczych myśli, jest większy wśród dzieci z rodzin homoseksualnych. Zwykle zarzutem, który ma obalać wnioski badań, jest metodologia (np. niereprezentacyjny dobór grup badanych).  

Na początku 2015 roku głośna sprawa Heather Barwick, którą wychowywała biologiczna matka ze swoją partnerką, odbiła się szerokim echem w mediach. Heather, sama nazywając się córką środowisk LGBT (lesbijki, geje, osoby biseksualne i transgenderyczne) i podkreślając miłość i szacunek do ludzi, z którymi dorastała, zwróciła się w liście do gejów i lesbijek: 
„…Małżeństwo homoseksualne pozbawia dostępu do jednego z rodziców i przekonuje, że nie jest on ważny. Że to wszystko jedno. Ale tak nie jest - wielu z nas, wiele z Waszych dzieci, jest okropnie poranionych. Nieobecność ojca stworzyła we mnie wielką pustkę. Dorastałam otoczona przez kobiety twierdzące, że nie chcą lub nie potrzebują mężczyzn. A jednak jako mała dziewczyna każdego dnia pragnęłam taty. To dziwne i kłopotliwe mieć tak głębokie pragnienie posiadania taty, gdy żyje się w świecie przesyconym negacją podobnych potrzeb (…) Wielu z nas boi się powiedzieć o swoim bólu, ponieważ z jakiegoś powodu nie chcecie słuchać. Gdy mówimy o ranach zadanych nam przez wychowanie homoseksualne albo nas ignorujecie, albo oskarżacie o nienawiść“ (za: http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,20877,wasze-dzieci-cierpia-list-otwarty-homoseksualnej-aktywistki.html).

List doczekał się odpowiedzi innej kobiety dorastającej w lesbijskiej rodzinie. Sidney Switzer przeniosła ciężar na nieudolność wychowawczą mam Heather (choć sama Heather pisała, że miała jednych z najlepszych rodziców) oraz fakt, że ojciec był obecny w jej życiu przez jakiść czas.

Kwestia adopcji dzieci przez pary homoseksualne sięga dalej niż równouprawnienie i tolerancja. Dotyczy przyszłości społeczeństw. Rodzina składająca się z mężczyzny i kobiety, która była od wieków podstawową komórką społeczną, ma ustąpić miejsca „nowoczesnym rodzinom“. Dla zwolenników homopropagandy to znak otwarcia na inność. Dla ludzi wyznających tradycyjne wartości, to nienaturalny stan prowadzący ludzkość do samounicestwienia. Bez wątpienia zakłóceniu ulega równowaga między odwiecznym pierwiastkiem męskim i żeńskim. A brak równowagi prowadzi zwykle w kierunku chaosu.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Dorota Hansen

26-11-2015 15:54

HanslubMosze napisał:
[b]
W ostatecznosci rozmnazanie bezplciowe, ale to wymaga ewolucji gatunku ludzkiego w twory cyskopodobne.


cycek ewolucja nie zaprzata sobie muzgu, wiec moze on byc ostatnim ogniwem.
Czyzby czekala og karieria wybawcy ludzkosci?

rekonsrukcjawersalki

26-11-2015 09:31

Ciekaw tylko jestem, czy za kilka, kilkanaście lat dzieci z rodzin mama i tata nie będą w mniejszości....

Dorota Hansen

26-11-2015 08:49

"Kwestia adopcji dzieci przez pary homoseksualne sięga dalej niż równouprawnienie i tolerancja. Dotyczy przyszłości społeczeństw"

Mysle, ze zaniepokojona autorka nie powinna obawiac sie o przyszlosc spoleczenstw. W zgnilych spoleczenstwach tolerancyjnych ten "problem" nie stanowi zadnego problemu, a w innych, slusznych spoleczenstwach partnerzy jednoplciowi teoretycznie nie istnieja, wiec problem jako taki nie istnieje.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok