Życie w Norwegii
Emigracyjny alfabet: ten dziwny dugnad
1

wikimedia.org - Tiberiu Ana - Creative Commons Attribution 3.0 Unported
Pół dnia grabiliśmy liście, naprawialiśmy połamane barierki i zbieraliśmy śmieci. Potem na jednorazowych grillach przygotowaliśmy hot dogi. Takie dobrowolne sprzątanie podwórka u nas jest raz w roku, ale są osiedla, gdzie lokatorzy spotykają się dwukrotnie.
Kochana Amelko,
Wypijmy za długie noce, a właściwie za ich rychły koniec! Oby do wiosny. Już mam serdecznie dość tej dłużącej się zimy. Zimy bez śniegu, ale za to ciemnej i długiej. Cieszę się, że paczka doszła, choć nie będę ukrywać, że jest mi niezmiernie przykro, iż brązowy ser nie przypadł Ci do gustu!
Dziś literka D, ale nie martw się, nie będzie depresyjnie. Napomknęłaś mi ostatnio, że w Polsce dość często mówi się, że depresja to choroba lekceważona. Jeśli chodzi o Norwegię, to nieprawdą jest, że panuje tu wszechobecna apatia.
Owszem, koleżanka kiedyś opowiadała mi, że jak sprzątała biura to prawie zawsze znajdowała puste opakowania po lekach. Znajomy lekarz wyjechał z Bergen właśnie ze względu na czarną melancholię i, jak twierdzi, teraz nie ma śladu po depresji. Ja nie narzekam na deszcze i długie noce. Nie widzę w nich przyczyny ogólnego zdołowania, ponieważ wcale nie powoduje go siąpienie z nieba. Jak się okazuje nasze złe samopoczucie jest zależne od wiatru! A tu go pod dostatkiem. Zupełnie jak halny w Zakopanem.
Ale przechodząc do sedna. Mnie najbardziej z literką D kojarzy się dugnad. Zresztą nie tylko mi. Wyraz ten wygrywał już plebiscyty na słowo najbardziej kojarzące się z Norwegią. Oznacza dobrowolną pomoc.
Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy zastukała do mnie sąsiadka i oznajmiła, że za tydzień będzie właśnie dugnad. Niejednokrotnie już z nią wcześniej piłam kawę i częstowałam domową drożdżową babką. Oznajmiła, że taką właśnie babkę mogłabym upiec, aby inni mieszkańcy też mogli spróbować. Wcale nie miałam ochoty na wypieki, ale mina sąsiadki wskazywała na to, że nieuprzejmością byłaby odmowa.
Pół dnia grabiliśmy liście, naprawialiśmy połamane barierki i zbieraliśmy śmieci. Potem na jednorazowych grillach – zresztą polskiego producenta, który chyba opanował cały rynek norweski – zrobiliśmy hot dogi. Poznałam wtedy prawie wszystkich sąsiadów. Okazało się, że jedną z nich jest dziewczyna, z którą chodzę na kurs norweskiego. Nie miałam zielonego pojęcia, że mieszka obok. Takie dobrowolne sprzątanie podwórka u nas jest raz w roku, ale są osiedla, gdzie lokatorzy spotykają się dwukrotnie.
Wydaje mi się to bardzo dziwne. I to kolejne słowo, które zaczyna się na „D”. W czasie całej swojej emigracji nie ulegałam zdziwieniu tak często, jak tu. Buzia szeroko otwarta i niedowierzający wzrok – często tak wyglądam. Bo czy spotkałaś się gdziekolwiek indziej na świecie z takim zwyczajem? Właśnie! Ja też nie. Owszem, ma to swój urok, ale ja nie cierpię takich prac. Jestem typowym mieszczuchem z osiedla z betonowej wielkiej płyty. Gdybym chciała babrać się w ogródku, wynajęłabym domek, a nie mieszkanie. To raz, a dwa – jeszcze „dziko” się tu czuję, bo nie znając języka człowiek ma wrażenie, że jest jak piąte koło u wozu.
Z rzeczy, które mnie zaskakują to: brud i brak estetyki. Tu każde drzewko czy kwiatek rośnie samo sobie. Nie mówię o zadbanym centrum miasta, lecz o peryferiach. Tu nie ingeruje się za bardzo w naturę. Raz to wygląda cudnie, a innym razem woła o pomstę do nieba!
Jeszcze jedno, bo zupełnie zapomniałam! Dyskryminacja. Nie będę zagłębiać się teraz w ten temat, bo media non stop trąbią o poszanowaniu drugiego człowieka, ale musisz wiedzieć, że na słowo to ludzie reagują jak opętani na wodę święconą. Każdy boi się, aby go przypadkiem nie posądzono o dyskryminację, więc stara się ze wszystkich sił być otwarty na wszelkie zmiany, choć w głębi duszy (tak mi się wydaje) ma swoje zdanie. To nie Ameryka, która od wielu lat jest mieszanką wielokulturową, tylko Norwegia, która jeszcze nie tak dawno była jednolita etnicznie. Jeszcze wiele się trzeba o sobie nauczyć, choć to akurat jest dość ciekawe.
Nic, rozpisałam się jak zawsze. Odpisuj szybko! Czekam z utęsknieniem – Twoja J
Wypijmy za długie noce, a właściwie za ich rychły koniec! Oby do wiosny. Już mam serdecznie dość tej dłużącej się zimy. Zimy bez śniegu, ale za to ciemnej i długiej. Cieszę się, że paczka doszła, choć nie będę ukrywać, że jest mi niezmiernie przykro, iż brązowy ser nie przypadł Ci do gustu!
Dziś literka D, ale nie martw się, nie będzie depresyjnie. Napomknęłaś mi ostatnio, że w Polsce dość często mówi się, że depresja to choroba lekceważona. Jeśli chodzi o Norwegię, to nieprawdą jest, że panuje tu wszechobecna apatia.
Owszem, koleżanka kiedyś opowiadała mi, że jak sprzątała biura to prawie zawsze znajdowała puste opakowania po lekach. Znajomy lekarz wyjechał z Bergen właśnie ze względu na czarną melancholię i, jak twierdzi, teraz nie ma śladu po depresji. Ja nie narzekam na deszcze i długie noce. Nie widzę w nich przyczyny ogólnego zdołowania, ponieważ wcale nie powoduje go siąpienie z nieba. Jak się okazuje nasze złe samopoczucie jest zależne od wiatru! A tu go pod dostatkiem. Zupełnie jak halny w Zakopanem.
Ale przechodząc do sedna. Mnie najbardziej z literką D kojarzy się dugnad. Zresztą nie tylko mi. Wyraz ten wygrywał już plebiscyty na słowo najbardziej kojarzące się z Norwegią. Oznacza dobrowolną pomoc.
Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy zastukała do mnie sąsiadka i oznajmiła, że za tydzień będzie właśnie dugnad. Niejednokrotnie już z nią wcześniej piłam kawę i częstowałam domową drożdżową babką. Oznajmiła, że taką właśnie babkę mogłabym upiec, aby inni mieszkańcy też mogli spróbować. Wcale nie miałam ochoty na wypieki, ale mina sąsiadki wskazywała na to, że nieuprzejmością byłaby odmowa.
Pół dnia grabiliśmy liście, naprawialiśmy połamane barierki i zbieraliśmy śmieci. Potem na jednorazowych grillach – zresztą polskiego producenta, który chyba opanował cały rynek norweski – zrobiliśmy hot dogi. Poznałam wtedy prawie wszystkich sąsiadów. Okazało się, że jedną z nich jest dziewczyna, z którą chodzę na kurs norweskiego. Nie miałam zielonego pojęcia, że mieszka obok. Takie dobrowolne sprzątanie podwórka u nas jest raz w roku, ale są osiedla, gdzie lokatorzy spotykają się dwukrotnie.
Wydaje mi się to bardzo dziwne. I to kolejne słowo, które zaczyna się na „D”. W czasie całej swojej emigracji nie ulegałam zdziwieniu tak często, jak tu. Buzia szeroko otwarta i niedowierzający wzrok – często tak wyglądam. Bo czy spotkałaś się gdziekolwiek indziej na świecie z takim zwyczajem? Właśnie! Ja też nie. Owszem, ma to swój urok, ale ja nie cierpię takich prac. Jestem typowym mieszczuchem z osiedla z betonowej wielkiej płyty. Gdybym chciała babrać się w ogródku, wynajęłabym domek, a nie mieszkanie. To raz, a dwa – jeszcze „dziko” się tu czuję, bo nie znając języka człowiek ma wrażenie, że jest jak piąte koło u wozu.
Z rzeczy, które mnie zaskakują to: brud i brak estetyki. Tu każde drzewko czy kwiatek rośnie samo sobie. Nie mówię o zadbanym centrum miasta, lecz o peryferiach. Tu nie ingeruje się za bardzo w naturę. Raz to wygląda cudnie, a innym razem woła o pomstę do nieba!
Jeszcze jedno, bo zupełnie zapomniałam! Dyskryminacja. Nie będę zagłębiać się teraz w ten temat, bo media non stop trąbią o poszanowaniu drugiego człowieka, ale musisz wiedzieć, że na słowo to ludzie reagują jak opętani na wodę święconą. Każdy boi się, aby go przypadkiem nie posądzono o dyskryminację, więc stara się ze wszystkich sił być otwarty na wszelkie zmiany, choć w głębi duszy (tak mi się wydaje) ma swoje zdanie. To nie Ameryka, która od wielu lat jest mieszanką wielokulturową, tylko Norwegia, która jeszcze nie tak dawno była jednolita etnicznie. Jeszcze wiele się trzeba o sobie nauczyć, choć to akurat jest dość ciekawe.
Nic, rozpisałam się jak zawsze. Odpisuj szybko! Czekam z utęsknieniem – Twoja J
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
28-02-2016 13:54
2
0
Zgłoś