Życie w Norwegii
Emigracyjny alfabet. C jak cena
5

Sklepy wolnocłowe wikimedia.org - Mattes - public domain
Emigracja to nie to samo co turystyka i wakacyjne zwiedzanie nowego kraju. To życie codzienne. Jego proza i trudności.
Kochana Amelko,
- Tak bardzo się cieszę, że ostatnio udało nam się porozmawiać na Skypie. Móc Cię zobaczyć to prawdziwa przyjemność. Nic się nie zmieniasz! Mam nadzieję, że wkrótce powtórzymy tę naszą sesję i plotkując - wypijemy po lampce czerwonego wina.
- Boże! Amelka, jak ja tęsknię za Tobą, tak zwyczajnie, na co dzień. Owszem, mam tu nowych znajomych, ale tak jak Ci wspomniałam, jeszcze wiele lat upłynie zanim będę mogła ich nazwać przyjaciółmi. I to jest część ceny, jaką przychodzi mi płacić za życie na emigracji. Samotność wśród ludzi, a co za tym idzie kolejna literka z alfabetu. C jak cena. W Norwegii cena jest bardzo istotna.
- Jak wiesz, drogo jest w sklepach. Drogo na pierwszy rzut oka, bo z czasem cyfry nabierają innej wartości. Tuż po przyjeździe ceny przyprawiają nas o zawrót głowy. Zresztą, ja długo przeliczałam wszystko dwa razy. Najpierw z koron na dolary, a z dolarów na złotówki. Teraz już tego nie robię, choć z drugiej strony – i tu pokutuje moje skąpstwo – jak idę do sklepu po jakieś dobre winko, to zawsze w koszyku ląduje przystępne cenowo Martini. Koszty alkoholu są kosmiczne, tak samo jak norweska obłuda abstynencka. Oni nie potrafią pić! Nigdy w życiu nie widziałam tyle pijanych kobiet, co tu w moim miasteczku, i nie pomagają żadne obostrzenia i utrudnienia w zakupie trunków wyskokowych.
- Żywność to osobna historia, napiszę Ci o tym kiedyś, bo dużo by opowiadać. Ubrania zaś, choć nie ma tu wielkiego wyboru, to są o niebo lepsze gatunkowo i tańsze w promocjach niż w Polsce, gdzie wciąż ludzie nie widzieli prawdziwych obniżek posezonowych. Ceny usług pośrednio przyczyniają się do moich odwiedzin w Polsce. Zresztą, nie tylko ja w kraju korzystam z dentysty czy kosmetyczki. Robią to rodowici Norwegowie, którzy odwiedzają regularnie nasze nadbałtyckie rejony, dobrze się przy tym bawiąc. A! Zapomniałam Ci powiedzieć. W tym roku po raz pierwszy byłam w Gdańsku. Wyobrażasz to sobie? Uległam Twoim namowom i nie żałuję. Miałaś rację, że na każdym kroku słychać norweski język. Czułam się jak w obu krajach naraz. To piękne miejsce. Oczarowało mnie.
- Wracając jednak do tematu, to emigracja – obojętnie czy to do Norwegii, czy gdziekolwiek indziej – też ma swoją cenę. Jest nią tęsknota, samotność, wyobcowanie. Trudno, abym o tym nie mówiła. Kogo jak kogo, ale Ciebie nie będę oszukiwać. Nie narzekam, ale mam takie dni, gdy wyję do księżyca. Za czym? Za krajem. Tęsknota nigdy się nie kończy. Nawet gdy nam się wydaje, że mamy gdzieś to, co się dzieje w Polsce, nie bierzemy udziału w wyborach, nie oglądamy telewizji, a po każdej wizycie w ojczyźnie jesteśmy zwyczajnie chorzy, to i tak raz na jakiś czas dopada nas nie wiadomo skąd ogromna tęsknota. Boli. Spada na nas jak grom z jasnego nieba i nie odpuszcza.
- Śmiejesz się ze mnie? Cóż, trudno to zrozumieć, ale tak to już jest. Nie da się zjeść ciastka i jednocześnie je mieć. Prawda? Emigracja to nie to samo co turystyka i wakacyjne zwiedzanie nowego kraju. To życie codzienne. Jego proza i trudności. Wiesz?
- Twoja J
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
15-02-2016 09:18
4
0
Zgłoś
14-02-2016 22:15
18
0
Zgłoś