Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

  • Oslo, Oslo, Norwegia
  • Bergen, Vestland, Norwegia
  • Jessheim, Akershus, Norwegia
  • Stavanger, Rogaland, Norwegia
  • Kristiansand, Agder, Norwegia
  • Ålesund, Møre og Romsdal, Norwegia
  • Trondheim, Trøndelag, Norwegia
  • Brønnøysund, Nordland, Norwegia
  • Mo i Rana, Nordland, Norwegia
  • Bodø, Nordland, Norwegia
  • Sandnes, Rogaland, Norwegia
  • Fredrikstad, Østfold, Norwegia
  • Drammen, Buskerud, Norwegia

1 NOK

Zdrowie

Ziółka, pij ziółka

Redakcja

02 marca 2014 06:35

Udostępnij
na Facebooku
Ziółka, pij ziółka

Norwegowie pokładają wielką wiarę w medycynie alternatywnej. Co roku wydają 3,8 miliarda koron na ziółka, akupunkturę i ręce, które leczą.


"Wiara więcej znaczy, niż szkiełko i oko"

Norwegowie zajmują czołowe miejsca w światowych statystykach jeśli chodzi o zdrowie i długość życia, ale są też wielkimi konsumentami usług zdrowotnych, w tym terapii alternatywnych. Nawet nie mając dowodów na to, iż faktycznie one działają, niemal połowa mieszkańców kraju fiordów korzysta z takich terapii.

Tajemnicze energie

- Jako uzdrowiciel, przekazuję klientowi uniwersalną energię (reiki), co inauguruje naturalne procesy życiowe, a to prowadzi do uzdrowienia lub też zapobiega chorobom - wyjaśnia Sverre Buer, uzdrowiciel reiki. Terapia w jego wykonaniu wygląda tak, że kładzie dłonie na lub trzyma je ponad ciałem pacjenta.

Samo pojęcie medycyny alternatywnej, czy terapii alternatywnych, nie jest łatwe do zdefiniowania, a zakres oferowanych usług jest bardzo szeroki i raczej mało przejrzysty. Do tego od ludzi stosujących zabiegi medycyny alternatywnej i pobierających za to opłaty od pacjentów nie wymaga się wykształcenia medycznego.

Nie oznacza to jednak, że terapie te: ich charakter i skuteczność, nie są przez nikogo badane i że państwo norweskie zupełnie nie ma nad nimi kontroli. Ze strony państwa odpowiedzialność za medycynę alternatywną spoczywa na Narodowym Centrum Badawczym medycyny komplementarnej i alternatywnej (Nasjonalt Forskningssenter innen komplementær og alternativ medisin, w skrócie NAFKAM) przy Uniwersytecie w Tromsø.

 

 Reiki
Reiki. fot. Wikimedia.commons

 

Duże pieniądze

Zakres terapii alternatywnych jest duży, bo i klientów nie brakuje. Najświeższe dostępne dane pochodzą z badań przeprowadzonych przez NAFKAM w roku 2012, które wykazały, że w ciągu roku Norwegowie wydali 4,7 miliarda koron na zabiegi alternatywne, alternatywne techniki samopomocy oraz zakup ziółek i innych leków medycyny niekonwencjonalnej.

W swoich wyliczeniach NAFKAM wyróżnił 3,8 miliarda koron wydanych na wizyty u różnych terapeutów zajmujących się medycyną alternatywną, 380 milionów na alternatywne techniki samodoskonalenia się, takie jak yoga czy tai-chi, oraz 600 milionów koron na zioła, leki homeopatyczne i inne leki naturalne.

Okazało się, że bardzo wiele osób odwiedza masażystów, a nieco mniej homeopatów. Łącznie aż 45,3% mieszkańców Norwegii przyznało, że w ciągu minionego roku skorzystało z usług jakiegoś terapeuty oferującego usługi z zakresu medycyny niekonwencjonalnej.

Dyrektor NAFKAM-u, profesor i doktor medycyny Vinjar Fønnebø, mówi, że dane Centralnego Urzędu Statystycznego z 2008 roku dają bardzo podobny obraz do wynik ankiety NAFKAM-u z roku 2012:

- Wygląda na to, że w ciągu ostatnich lat wydatki na terapie alternatywne utrzymywały się wśród Norwegów na stałym poziomie.

 

Zielarz 
 Zielarz zbierający arnikę. Fot. Ablag/Wikimedia.commons

 

Medycyna alternatywna - nie alternatywa, a dodatek

Większość osób korzystających z niekonwencjonalnych metod terapii, takich jak chociażby akupunktura czy homeopatia, nie zastępuje nimi zwykłego leczenia lecz traktuje je jako dodatek.

Co wiemy o tych osobach? Całkiem sporo. Po pierwsze, zdecydowaną większość wśród nich stanowią kobiety. Po drugie, osoby te prowadzą z reguły zdrowszy tryb życia, niż reszta społeczeństwa.

"Osoby korzystające z terapii alternatywnych żyją zdrowiej niż ogół społeczeństwa: mniej palą, jedzą więcej warzyw i owoców i zażywają więcej ruchu" - pisze profesor fizjologii na Uniwersytecie w Oslo, Kristian Gundersen, w swojej książce zatytułowanej Kod Snåsa. Naukowy przewodnik po medycynie niekonwencjonalnej (Snåsakoden. En kunnskapsbasert guide til alternativ medisin) i dodaje: "Zaskoczyło mnie to, że statystyczny użytkownik terapii alternatywnych ma lepsze wykształcenie, więcej zarabia, żyje zdrowiej, a ponadto częściej niż inni korzysta też z medycyny konwencjonalnej, do której ma duże zaufanie".


 Homeopatia
 Leki homeopatyczne. Fot. Casey West/Wikimedia.commons

 

Oszukiwanie pacjentów. Efekt placebo

Mimo to Gundersen uważa, że pacjenci, którzy są w szczególnie delikatnej sytuacji, są zwodzeni i skłaniani do wydawania pieniędzy na niepoważne i nieskuteczne metody leczenia.

- Wierzę w wiedzę, a wiele z twierdzeń tak zwanej medycyny alternatywnej reprezentuje dla mnie nie-wiedzę - podkreśla profesor, a w swojej książce opisuje podstawowe metody naukowe, pomagające spojrzeć na terapie alternatywne w sposób krytyczny i dokonywać właściwych wyborów.

Aby zrozumieć, czemu naukowe badania różnych form leczenia by móc dać konkretną wiedzę, muszą odbywać się w określony sposób, należy zrozumieć na czym polega efekt placebo. Od strony językowej słowo to wywodzi się od łacińskiego "placere", co znaczy "zadowalać". Forma odmiany "placebo" oznacza zatem "zadowolę". Efekt placebo opisuje zaś fenomen polegający na tym, że niemal każda forma terapii medycznej, nawet zupełnie nieskuteczna, sprawia, że pacjent czuje się lepiej. Nie zwalcza ona choroby, ale "zadowala" pacjenta. W niektórych przypadkach daje nawet obiektywne i mierzalne zmiany w organizmie, gdyż psychiczne nastawienie się na to, że lekarstwo podziała, wpływa na reakcję biologiczną.


Akupunktura 
 Akupunktura. Fot. mscaprikell/Wikimedia.commons

 

Lekarze muszą uczyć się od uzdrowicieli podejścia do pacjenta

Lekarz Anders Danielsen Lie uważa, że istnieje cały szereg zrozumiałych powodów, dla których Norwegowie wydają aż 3,8 miliarda koron na terapie alternatywne, mimo iż ich efekty nie są w żaden sposób udokumentowane.

Lie podkreśla, że z naukowego punktu widzenia medycyna to delikatna dziedzina, z dużymi problemami metodologicznymi na wszystkich poziomach:

- Jak powiedział mi kiedyś pewien dobry chirurg: "bycie lekarzem polega na podejmowaniu decyzji na podstawie niepewnych przesłanek". Wychowuje się nas w surowej tradycji nauk przyrodniczych, jednak kiedy zaczynamy praktykę, wpadamy w grzęzawisko kwestii niejasnych, różnorodnych problemów i braku ustalonych, jednoznacznych odpowiedzi. Jeśli zaś chodzi o to, czemu tak wiele osób skłania się ku terapiom alternatywnym... myślę, że wielu pacjentów czuje się niedostrzeganych przez lekarzy, którzy zawsze mają dla nich za mało czasu. Wielu z nich cierpi na złożone schorzenia, na które ciężko znaleźć dobre lekarstwo. Dlatego istnieje rynek terapeutów, którym się nie spieszy, którzy sprawiają, że pacjenci czują się dostrzeżeni i którzy potrafią wydobyć jak najwięcej z efektu placebo.


Pigułki 
 Fot. stock.xchng

 

Czy zatem medycyna konwencjonalna ma się czego uczyć od medycyny niekonwencjonalnej i terapeutów alternatywnych?

- Myślę, że powinniśmy nauczyć się tego, że zawsze możemy coś zrobić dla pacjentów, nawet jeśli nie będzie to jakaś konkretna, działająca terapia. Słowa kluczowe to czas i dobra komunikacja. Brzmi to banalnie, ale są badania udowadniające, że zarówno lekarze ogólni jak i specjaliści mogą uzyskać lepsze efekty, zwracając większą uwagę na te dwie kwestie. W dużej liczbie przypadków będzie to lepszym rozwiązaniem, niż przepisywanie kolejnych leków. Jeśli chodzi o mnie, nie widzę problemu w tym, że ludzie wydają pieniądze na nieudokumentowane kuracje na objawy i boleści, na które ja, jako lekarz, nie mogę im niczego lepszego zaproponować - niczego poza gruntowną diagnozą, pociechą i poradami. Uważam jednak, że pacjenci powinni mieć dostęp do rzetelnych informacji na temat tego, czy terapia, za którą płacą, ma jakieś udokumentowane efekty, czy nie.

Innym zagadnieniem jest to, czy medycyna wykładana na uniwersytetach powinna, oprócz medycyny konwencjonalnej, uwzględniać więcej zagadnień z zakresu medycyny alternatywnej.

- Dla mnie medycyna alternatywna jest z definicji medycyną nieudokumentowaną, a zatem pozbawioną podstaw naukowych. Dlatego uważam, że nie powinno się jej uwzględniać przy nauczaniu tradycyjnej medycyny - mówi Danielsen Lie.


medycyna 
 Fot. Archiwum MN

 

Dla niego fala terapii alternatywnych to przede wszystkim swoisty bunt pacjentów przeciwko temu, jak są - jako ludzie - traktowani przez tradycyjnych lekarzy. Jak jednak ma radzić sobie lekarz, którego pacjent upiera się, że terapie alternatywne są skuteczne?

- Argumenty na rzecz medycyny alternatywnej często brzmią mniej więcej tak: "W moim przypadku to działa". Tymczasem medycyna naukowa opiera się o badania przeprowadzane na grupach pacjentów. Taką wiedzę trudno niekiedy wykorzystać w zetknięciu z pojedynczym człowiekiem. Taki człowiek, pacjent, często ma poczucie, że my, lekarze, nie dostrzegamy go jako indywidualnej jednostki. Nad tym trzeba pracować, a jednocześnie zapewniać pacjentom takie leczenie, które daje najlepsze udokumentowane efekty. Faktem jest, że różni uzdrowiciele i inni terapeuci alternatywni są od nas lepsi w wykorzystywaniu efektu placebo. Efekt placebo mają absolutnie wszystkie terapie. My, w medycynie konwencjonalnej skupiamy się na tym, by stosować to, co daje LEPSZE rezultaty niż placebo. Warto jednak do całej naszej wiedzy na temat zdrowia, chorób, leków itp. dołożyć lepsze podejście do pacjenta. Musimy nauczyć się zachęcać, stymulować i pomagać pacjentom mobilizować własne siły. Jeśli czegoś mamy uczyć się od terapeutów alternatywnych, to właśnie tego.



Na podstawie: Aftenposten

Zdjęcie nagłówkowe: Lebensmittelfotos/Pixabay.com





Gość
Wyślij


Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok