Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Zdrowie

„Nie wahajcie się prosić o tłumacza”. Co ma zrobić polski pacjent, który nie zna norweskiego?

Marta Tomczyk-Maryon

10 kwietnia 2016 13:28

Udostępnij
na Facebooku
„Nie wahajcie się prosić o tłumacza”. Co ma zrobić polski pacjent, który nie zna norweskiego?

Sykehus fotolia.com - royalty free

Lekarze często odsyłają pacjentów do norweskich stron internetowych, żeby zapoznali się z informacjami na temat chorób i procedur medycznych. Ci, którzy nie znają języka norweskiego, napotykają na oczywiste trudności.
O tym, z jakimi problemami spotykają się polscy pacjenci w Norwegii, dlaczego warto znać procedury i nie bać się zaufać tłumaczowi, rozmawiamy z licencjonowana tłumaczką medyczną Aleksandrą Søderlind.
Marta Tomczyk-Maryon: Gdzie pani pracuje i na czym polega pani praca?
Aleksandra Søderlind: Pracuję jako tłumacz ustny dla Tolkesentralen, która jest częścią szpitala uniwersyteckiego w Oslo, czyli Oslo universitetssykehus. To wspólna inicjatywa tego szpitala oraz Akershus universitetssykehus HF (Ahus) og Sunnaas sykehus HF. Inicjatywa ta powstała w roku 2014 i ma na celu podniesienie jakości usług tłumaczeniowych w dziedzinie medycznej. Instytucja zatrudnia profesjonalnych tłumaczy z wykształceniem albo licencją państwową, którzy przeszli proces rekrutacji także pod względem zainteresowania tłumaczeniem ustnym medycznym wyspecjalizowanych w tej dziedzinie. Pracuję tam od maja ubiegłego roku.

Na czym polega pani praca z polskimi pacjentami?
Polega na umożliwieniu swobodnego i bezpiecznego kontaktu między pacjentem a pracownikami służby zdrowia, a więc lekarzami, pielęgniarkami, pracownikami socjalnymi, pracownikami administracji, psychologami, fizjoterapeutami, ergonomami, położnymi, dietetykami. Tłumaczenie odbywa się głównie w trakcie bezpośrednich spotkań, a w razie potrzeby przez telefon lub audiowizualnie przy użyciu bezpiecznego łącza.

W jakiej sytuacji polski pacjent może poprosić o tłumacza? I jak ma to zrobić w sytuacji, gdy w ogóle nie zna języka norweskiego?
Mogę się wypowiedzieć na temat sytuacji w szpitalu. Nie będę natomiast mówić o kontaktach z lekarzami pierwszego kontaktu, bo w tym przypadku nie mam doświadczenia. W szpitalach, z którymi współpracuję, znajdują się plakaty w różnych językach, gdzie można przeczytać: „Jeżeli potrzebujesz tłumacza, wskaż swój język”. To usuwa barierę językową i ułatwia poproszenie o tłumacza. Widziałam też w niektórych miejscach wizytówki w różnych językach, gdzie znajdował się podobny tekst. Decyzję o wezwaniu tłumacza nie zawsze podejmuje jednak pacjent. Często robią to pracownicy szpitala, sekretarki, pielęgniarki lub lekarze.
Tłumacz nie może towarzyszyć pacjentowi 24 godziny na dobę. Kiedy, w jakich sytuacjach pojawia się w szpitalu?
Tłumacza wzywa się na wizyty lekarskie, na przykład w trakcie obchodu na oddziale. Do tego dochodzą umówione wizyty u lekarzy wszelkich specjalności, spotkania z psychologiem, fizjoterapeutą, zmiany opatrunków. Również specjalistyczne badania mogą wymagać obecności tłumacza, na przykład koronarografia czy gastroskopia. W takich spotkaniach, oprócz pacjenta, tłumacza i lekarza, często uczestniczy też pielęgniarka. W trakcie rozmów wyjaśniane są różne kwestie, które pojawiły się w trakcie pobytu w szpitalu lub są częścią dalszego prowadzenia pacjenta. Tłumacza wzywa się też do rozmów lekarskich z osobami najbliższymi.

Czy opierając się na swoim doświadczeniu może pani powiedzieć na co najczęściej chorują Polacy?
Trudno zgeneralizować, obejmuje to całe spektrum spraw, od narodzin aż po śmierć. Można zaobserwować, że występuje relatywnie dużo problemów urazowych, czyli wypadków i wypadków przy pracy.

Czy istnieją jakieś różnice kulturowe, z którymi spotkała się pani w swojej pracy? Czy mogą one utrudniać np. kontakty między polskimi pacjentami a norweskim personelem medycznym?
Wydaje mi się, że polscy pacjenci często są nastawieni na detale związane z wynikami badań, często mają je również ze sobą. Być może jest to związane z tym, jak działa służba zdrowia w Polsce. Polacy chcą dokładnie wiedzieć, co jest napisane w "papierach". I z tej perspektywy norweski lekarz może im się wydawać mało precyzyjny.

W norweskiej służbie zdrowia większy nacisk kładzie się na to, aby pacjent czuł się komfortowo. I jest to ważniejsze niż detale związane z liczbami i wynikami. Ma to również związek z organizacją pracy w norweskiej służbie zdrowia. Często bywa bowiem tak, że zanim pacjent wkroczy do gabinetu, lekarz już zapoznał się z wynikami badań i dokumentacją. I wtedy wyniki badań nie muszą być tematem rozmowy. Ważniejsze jest bowiem to, jak w konkretnej sytuacji pacjent radzi sobie ze swoją chorobą czy stanem zdrowia. Pracuje się jakby na innym "planie". Istnieją jednak sytuacje, gdy wchodzi się w szczegóły, wtedy gdy mają one znaczenie dla poszczególnych jednostek chorobowych.

Czy można poprawić sytuację polskich pacjentów w Norwegii? Mam tu na myśli np. działania systemowe, które mogą zostać podjęte np. przez norweską służbę zdrowia?
Ważne byłoby przygotowanie tłumaczeń dokumentów, druków, formularzy, które są stale używane w norweskiej służbie zdrowia. Lekarze często odsyłają pacjentów, aby zapoznali się z informacjami na norweskich stronach internetowych na temat chorób i procedur medycznych. Jednak w przypadku osób nie znających norweskiego nie jest to możliwe i rodzi oczywiste trudności. Wtedy personel medyczny powinien poświęcić czas na zapoznanie pacjenta z treścią dokumentów lub przejrzenie ich w obecności tłumacza.

Inna sprawa, na którą chciałabym zwrócić uwagę, to to, że pacjenci powinni wziąć większą odpowiedzialność za siebie. I tak np. kiedy przychodzą jakieś dokumenty ze szpitala, to powinniśmy je przetłumaczyć, zanim przyjdziemy na wizytę. Niestety czasem zdarza się tak, że polscy pacjenci tego nie robią i są nieprzygotowani do swojej wizyty.

Co radzi pani polskim pacjentom korzystającym z norweskiej służby zdrowia? Czy jest coś, co może nam ułatwić funkcjonowanie w norweskim systemie?
Przede wszystkim nie wahać się poprosić o tłumacza, bo ważne, abyśmy wszystko dobrze rozumieli. Złym pomysłem jest używanie znajomych lub rodziny jako tłumaczy, w szczególności dzieci. Tego nie powinno się robić z wielu powodów, na przykład ze względu na jakość tłumaczenia – czym innym jest bowiem bycie dwujęzycznym pomocnikiem, a czym innym profesjonalnym tłumaczem ustnym. Pobyt w szpitalu jest trudną sytuacją z wieloma niewiadomymi. Dobrze odbyta rozmowa z użyciem tłumacza da nam większe poczucie bezpieczeństwa, co w tym przypadku ma istotne znaczenie. Ważne jest, aby nie bać się zaufać tłumaczowi. Trzeba również pamiętać, że mamy możliwość zadawania pytań. Możemy przygotować się do wizyty lekarskiej, np. spisując sobie wcześniej pytania. Podczas wizyty, w której uczestniczy kilka osób i używa się kilku języków, często trudno się skupić i przypomnieć sobie wszystko, o co chcemy zapytać. Dotyczy to oczywiście wizyt planowanych.

Dziękuję za rozmowę.
Aleksandra Søderlind, tłumacz medyczny
Aleksandra Søderlind, tłumacz medyczny, żródło: Fotograf Løvberg
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok