Zdrowie
Snus, piercing, tatuaże. Kto nie lubi norweskiej służby zdrowia?
4

fotolia.com - royalty free
Polacy o norweskiej służbie zdrowia mówią dużo i często ze zgrozą w głosie. Z drugiej strony chwalą sobie kulturalne zachowanie lekarzy – choć niekoniecznie ich profesjonalizm zawodowy. Za co jeszcze polscy pacjenci nie lubią norweskiej służby zdrowia?
Snus, tatuaże i pielęgniarski „dress code”
Norwegia słynie z bardzo luźnego podejścia do kwestii zachowania i wyglądu. O ile w lekkie zdziwienie wprawia niektórych przyjezdnych Norweżka, która wyskoczyła zrobić zakupy w pidżamie, gumowych klapkach i futrzanej kurtce, o tyle wygląd niektórych pracowników służby zdrowia niektórych szokuje.
Pani Jadwiga przyleciała do syna Marka w odwiedziny. Nieszczęśliwy traf chciał, że poślizgnęła się na oblodzonej jezdni, upadła i potłukła się. Syn zabrał mamę na pogotowie. Pani Jadwiga z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami obserwowała, wygląd pracowników na norweskim legevakt, dyżurze.
– W Polsce pewne zawody należą do tak zwanej prestiżowej grupy – starsza pani wyjaśnia swoje zdziwienie. – Zawód adwokata, lekarza czy nawet pielęgniarki zobowiązuje do schludnego wyglądu i poprawnego zachowania – ekscytuje się pani Jadwiga.
Od momentu rejestracji do czasu wizyty lekarskiej kobieta czekała 2,5 godziny. Nie rozumie dlaczego.
– Młodziutka pielęgniarka poinformowała nas, że lekarze się zmieniają, to znaczy ci z nocy kończą pracę, a przychodzą ci, którzy mają dyżur w ciągu dnia. Ale czy ta zmiana trwa aż tak długo? – obrusza się pani Jadwiga.
Podczas samej wizyty lekarz przyłożył lód w woreczku na potłuczone miejsca i wysłał kobietę do szpitala na kontrolne badania po upadku. I tu znów przeżyła szok.
– Przyjechał po mnie pielęgniarz, którego wygląd mnie przeraził – opowiada pani Jadwiga. – Ja nie oceniam ludzi po wyglądzie, ale naprawdę nie uważam, że wytatuowane ręce od dłoni po ramiona, cała szyja w tatuażach i kolczyk w nosie, nie są właściwe dla pracownika szpitalnego – kręci głową kobieta. – Dobrze, że mamie umknęło uwadze, że ten sam pielęgniarz kilka minut wcześniej wsunął sobie pod wargę snus – ścisza głos Marek. – Bardzo by się zestresowała. Zresztą ja też uważam, że jakieś normy zachowania powinny obowiązywać.
Marcus, który od trzech lat pracuje jako pielęgniarz w Oslo, przyznaje, że zażywa snus, a i o tatuażach ma inne zdanie.
– Kiedyś paliłem, a chciałem rzucić, więc przerzuciłem się na snus – wyjaśnia. – Nie muszę wychodzić poza teren szpitala, poza tym jestem dyskretny. Nie rozumiem w czym problem. To zwykła tabaka, której zaczęto używać już w XVIII wieku. Nie ma się czym ekscytować.
A jeśli chodzi o tatuaże, to Norwegia jest na tyle wolnym krajem, że nie dyskryminuje ludzi z tatuażami w miejscu pracy. Liczy się to, co się ma w głowie, a nie na skórze, prawda? – podsumowuje Marcus.
Pani Jadwiga przyleciała do syna Marka w odwiedziny. Nieszczęśliwy traf chciał, że poślizgnęła się na oblodzonej jezdni, upadła i potłukła się. Syn zabrał mamę na pogotowie. Pani Jadwiga z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami obserwowała, wygląd pracowników na norweskim legevakt, dyżurze.
– W Polsce pewne zawody należą do tak zwanej prestiżowej grupy – starsza pani wyjaśnia swoje zdziwienie. – Zawód adwokata, lekarza czy nawet pielęgniarki zobowiązuje do schludnego wyglądu i poprawnego zachowania – ekscytuje się pani Jadwiga.
Od momentu rejestracji do czasu wizyty lekarskiej kobieta czekała 2,5 godziny. Nie rozumie dlaczego.
– Młodziutka pielęgniarka poinformowała nas, że lekarze się zmieniają, to znaczy ci z nocy kończą pracę, a przychodzą ci, którzy mają dyżur w ciągu dnia. Ale czy ta zmiana trwa aż tak długo? – obrusza się pani Jadwiga.
Podczas samej wizyty lekarz przyłożył lód w woreczku na potłuczone miejsca i wysłał kobietę do szpitala na kontrolne badania po upadku. I tu znów przeżyła szok.
– Przyjechał po mnie pielęgniarz, którego wygląd mnie przeraził – opowiada pani Jadwiga. – Ja nie oceniam ludzi po wyglądzie, ale naprawdę nie uważam, że wytatuowane ręce od dłoni po ramiona, cała szyja w tatuażach i kolczyk w nosie, nie są właściwe dla pracownika szpitalnego – kręci głową kobieta. – Dobrze, że mamie umknęło uwadze, że ten sam pielęgniarz kilka minut wcześniej wsunął sobie pod wargę snus – ścisza głos Marek. – Bardzo by się zestresowała. Zresztą ja też uważam, że jakieś normy zachowania powinny obowiązywać.
Marcus, który od trzech lat pracuje jako pielęgniarz w Oslo, przyznaje, że zażywa snus, a i o tatuażach ma inne zdanie.
– Kiedyś paliłem, a chciałem rzucić, więc przerzuciłem się na snus – wyjaśnia. – Nie muszę wychodzić poza teren szpitala, poza tym jestem dyskretny. Nie rozumiem w czym problem. To zwykła tabaka, której zaczęto używać już w XVIII wieku. Nie ma się czym ekscytować.
A jeśli chodzi o tatuaże, to Norwegia jest na tyle wolnym krajem, że nie dyskryminuje ludzi z tatuażami w miejscu pracy. Liczy się to, co się ma w głowie, a nie na skórze, prawda? – podsumowuje Marcus.
„Dużo prywaty” w godzinach pracy
Nie tylko starsze osoby są zaskoczone zachowaniem personelu medycznego. Monika przyszła ze swoją sześcioletnią córką na pobranie krwi przy infekcji wirusowej.
– Pełen korytarz pacjentów, kilka osób naprawdę widać, że źle się czuje, a pielęgniarki w kantorku same głośne śmichy-chichy i rozmowy na prywatne tematy – złości się Monika. – Telefon dyżurny dzwoni od ponad pięciu minut, a pielęgniarki stoją tuż obok i spokojnie kończą rozmowę o dekoracji domu na święta. Szok! – dodaje kobieta.
Michał rozciął rękę podczas szykowania posiłku w restauracji, gdzie pracuje. Został szybko przyjęty i udzielono mu sprawnie pomocy. Mężczyznę jednak dziwi inny fakt.
– Tam pracują same małolatki, wie Pani takie chichające się bez przerwy dzierlatki – mówi mężczyzna. – Mnie tam nic do tego, ale jak ktoś jest w naprawdę ciężkim stanie, to chyba takie zachowanie jest nie na miejscu. A tam na korytarzu czekali niezbyt zdrowi ludzie – dodaje Michał.
Synnøve i Marita, norweskie dwudziestoczterolatki pracujące jako pielęgniarki w szpitalu w Oslo, komentują:
– W Norwegii śmiech jest traktowany jako lekarstwo – mówi Marita. – Często nawet lekarze oprócz lekarstw zalecają pacjentom optymizm i właśnie śmiech. To chyba dobrze, że opiekujemy się pacjentami z uśmiechem na twarzy niż z zasępioną miną – dodaje dziewczyna.
Synnøve zwraca uwagę jeszcze na jeden fakt. – Pracujemy często na dziesięcio- lub dwunastogodzinnych zmianach, więc odrobina śmiechu chyba nikomu krzywdy nie robi, a nam pozwala złapać oddech – mówi dziewczyna.
– Pełen korytarz pacjentów, kilka osób naprawdę widać, że źle się czuje, a pielęgniarki w kantorku same głośne śmichy-chichy i rozmowy na prywatne tematy – złości się Monika. – Telefon dyżurny dzwoni od ponad pięciu minut, a pielęgniarki stoją tuż obok i spokojnie kończą rozmowę o dekoracji domu na święta. Szok! – dodaje kobieta.
Michał rozciął rękę podczas szykowania posiłku w restauracji, gdzie pracuje. Został szybko przyjęty i udzielono mu sprawnie pomocy. Mężczyznę jednak dziwi inny fakt.
– Tam pracują same małolatki, wie Pani takie chichające się bez przerwy dzierlatki – mówi mężczyzna. – Mnie tam nic do tego, ale jak ktoś jest w naprawdę ciężkim stanie, to chyba takie zachowanie jest nie na miejscu. A tam na korytarzu czekali niezbyt zdrowi ludzie – dodaje Michał.
Synnøve i Marita, norweskie dwudziestoczterolatki pracujące jako pielęgniarki w szpitalu w Oslo, komentują:
– W Norwegii śmiech jest traktowany jako lekarstwo – mówi Marita. – Często nawet lekarze oprócz lekarstw zalecają pacjentom optymizm i właśnie śmiech. To chyba dobrze, że opiekujemy się pacjentami z uśmiechem na twarzy niż z zasępioną miną – dodaje dziewczyna.
Synnøve zwraca uwagę jeszcze na jeden fakt. – Pracujemy często na dziesięcio- lub dwunastogodzinnych zmianach, więc odrobina śmiechu chyba nikomu krzywdy nie robi, a nam pozwala złapać oddech – mówi dziewczyna.
„Segregacja pacjentów” i paracetamol
Agnieszka pracuje jako pielęgniarka w jednym ze szpitali w Oslo. Zna zatem pewne zasady od środka systemu.
– Sugeruje się nam, że w przypadku dużej ilości pacjentów i natłoku zajęć, więcej uwagi powinniśmy poświęcać młodym, którzy są społecznie bardziej przydatni niż osoby starsze. To jest straszne. Dla mnie to kompletny szok – mówi z niedowierzaniem. – Jak ja mam segregować pacjentów według wieku, to jakaś zawoalowana selekcja? – oburza się dziewczyna.
Monika, pracująca w innym ze szpitali w stolicy, zwraca uwagę na inny fakt. – Lekarze praktycznie automatycznie przepisują paracetamol, niezależnie od tego czy masz migrenę, ból nogi czy katar – uśmiecha się z przekąsem kobieta. – Coś na zasadzie zaszkodzić nie zaszkodzi, a pomóc może. Do tego rady typu: więcej ruchu, uśmiechu i wody. Czy to są rady od specjalisty? To chyba pytanie retoryczne.
Olaug, pielęgniarka z ponad dziewięcioletnim stażem, wyjaśnia:
– Nie można generalizować. Jeśli pacjenta przywozi pogotowie, to wiadomo, że w pierwszej kolejności zajmujemy się nim, bo to przypadek akutt, nagły. Jeśli pacjenci są poumawiani na wizyty, trzymamy się terminów. Ale czasem po prostu szybciej udziela się pomocy osobie młodej z przykładowo rozciętym palcem, niż osobie starszej, która wymaga więcej uwagi – tłumaczy Olaug.
Mimo to wielu Polaków deklaruje, że wolą nie chorować niż korzystać z norweskiej służby zdrowia. A przy wyborze lekarza rodzinnego fastlege nie zawsze zdają się na przypadek związany z miejscem zamieszkania, ale zasięgają innych opinii i proszą o zmianę lekarza.
– Sugeruje się nam, że w przypadku dużej ilości pacjentów i natłoku zajęć, więcej uwagi powinniśmy poświęcać młodym, którzy są społecznie bardziej przydatni niż osoby starsze. To jest straszne. Dla mnie to kompletny szok – mówi z niedowierzaniem. – Jak ja mam segregować pacjentów według wieku, to jakaś zawoalowana selekcja? – oburza się dziewczyna.
Monika, pracująca w innym ze szpitali w stolicy, zwraca uwagę na inny fakt. – Lekarze praktycznie automatycznie przepisują paracetamol, niezależnie od tego czy masz migrenę, ból nogi czy katar – uśmiecha się z przekąsem kobieta. – Coś na zasadzie zaszkodzić nie zaszkodzi, a pomóc może. Do tego rady typu: więcej ruchu, uśmiechu i wody. Czy to są rady od specjalisty? To chyba pytanie retoryczne.
Olaug, pielęgniarka z ponad dziewięcioletnim stażem, wyjaśnia:
– Nie można generalizować. Jeśli pacjenta przywozi pogotowie, to wiadomo, że w pierwszej kolejności zajmujemy się nim, bo to przypadek akutt, nagły. Jeśli pacjenci są poumawiani na wizyty, trzymamy się terminów. Ale czasem po prostu szybciej udziela się pomocy osobie młodej z przykładowo rozciętym palcem, niż osobie starszej, która wymaga więcej uwagi – tłumaczy Olaug.
Mimo to wielu Polaków deklaruje, że wolą nie chorować niż korzystać z norweskiej służby zdrowia. A przy wyborze lekarza rodzinnego fastlege nie zawsze zdają się na przypadek związany z miejscem zamieszkania, ale zasięgają innych opinii i proszą o zmianę lekarza.
Reklama
To może Cię zainteresować
16-01-2016 21:52
10
0
Zgłoś
16-01-2016 21:34
2
0
Zgłoś