– Doszło do tego, że po wyrazie twarzy wiedziałam, co zaraz nastąpi. W końcu zawarliśmy niepisane porozumienie, że zanim zaczął się awanturować dawał mi czas na odłożenie dziecka do łóżeczka i opuszczenie pokoju. Nauczyłam się znosić to bez krzyku – opowiada Ewa.
Któregoś dnia – tylko raz – trafił w głowę. Przestraszył się, bo Ewa straciła przytomność. Zawiózł ją do szpitala i naopowiadał lekarzom, że żona przewróciła się w czasie jazdy na nartach. Uwierzyli, a ona nie miała siły protestować. Wtedy coś w niej pękło. Po powrocie do domu opowiedziała o wszystkim rodzicom.
– Przyjechali, rozpętało się prawdziwe piekło, o którym nie chcę nawet opowiadać. On przyrzekał, że się zmieni, płakał, błagał. Ja jednak dzięki obecności rodziców, znalazłam w sobie siłę, aby to zakończyć. Następnego dnia byliśmy już w samolocie do domu.
Ewa wraz z córką jest w Polsce od kilku miesięcy. Na razie jej mąż próbuje załatwić sprawę polubownie i wciąż ma nadzieję, że to nie koniec ich związku.
– Mam wrażenie, że to historia jakich wiele, przewidywalna i do bólu banalna…Nie mogę przeżyć, że zgodziłam się na bycie totalnie zależną od mężczyzny: emocjonalnie i –finansowo. Przez długi czas skazywałam siebie i dziecko na życie u boku kogoś, kim gardzę. Tego nie da się naprawić, boję się tylko co będzie, gdy jego cierpliwość się skończy i zacznie się batalia sądowa o prawa do opieki nad Amelką. A zacznie na pewno.
22-08-2016 13:16
0
-2
Zgłoś
22-08-2016 11:03
6
0
Zgłoś