Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Wywiad

„Tutaj każdy spotkany człowiek to skarb”. Północ Norwegii okiem reportażystki

Udostępnij
na Facebooku
„Tutaj każdy spotkany człowiek to skarb”. Północ Norwegii okiem reportażystki

Północny region Norwegii jest mało znany nawet samym Norwegom. Na zdjęciu: zimowy port w Vardø fot. Ilona Wiśniewska

Czasem żeby zdobyć zaufanie rozmówcy, trzeba odśnieżyć mu przed domem. Innym razem wystarczy po prostu być cierpliwym słuchaczem. O życiu na północy Norwegii rozmawiamy z reportażystką Iloną Wiśniewską, autorką książki „Hen. Na północy Norwegii”.
Agnieszka Kujawa: Twoja książka „Hen. Na północy Norwegii” dzieli się na trzy części. Jedna jest pewnego rodzaju sagą rodzinną, druga dotyczy Samów, a trzecia opowiada o Vardø. Tak miało być od początku? Czy ten podział tworzył się raczej w trakcie zbierania materiałów na reportaż?

Ilona Wiśniewska: Wybrałam sobie miejsca na północy Norwegii, które w jakiś sposób do mnie przemawiają, z którymi w jakiś sposób czuję więź. Wiedziałam, że na pewno nie chcę pisać przewodnika po Norwegii. Właśnie dlatego, w pierwszej części, odwiedzamy wioskę rybacką, z której pochodzi mój mąż. W drugiej przenosimy się do krainy Saamów, natomiast w trzeciej znajdujemy się w Vardø, moim ulubionym mieście w tej części świata. Chciałam wybrać miejsca różnorodne, by pokazać, że Północ nie jest jednolitym organizmem.

Północny region Norwegii jest mało znany nawet samym Norwegom. Kiedy norwescy znajomi z południa dowiedzieli się, że chcę napisać książkę o Północy, usłyszałam: „Super! Też chcielibyśmy ją przeczytać!”. A Północ zdecydowanie warto odkryć. Tu jest dużo mniej bodźców.
Ludzie są niezwykle ważni w Twojej książce. Czytelnik poznaje północne rejony Norwegii poprzez historie ich mieszkańców. Patrzy na ten region ich oczami.

Na północnych terenach nie żyje zbyt wiele osób, dlatego każdy napotkany człowiek tu to skarb. W czasie zbierania materiałów do reportażu moimi rozmówcami byli w większości starsi ludzie, którzy pamiętają, jak zmieniał się region, w którym żyją. Mieli czas na długie rozmowy o tym, jak wyglądało ich życie przed i po II wojnie światowej, gdy nastąpiło całkowite spalenie Finnmarku. Ja w tych opowieściach jestem tylko gościem, przedstawiam czytelnikowi nieraz dramatyczne historie moich rozmówców, ale ich nie oceniam.
Ciężko mówić obcej osobie o trudnych doświadczeniach. Czy między Tobą i Twoimi rozmówcami nie było początkowo bariery, którą należało przełamać?

Sporo ułatwiała mi znajomość języka, ale zdarzały się różne sytuacje. Czasami, aby zdobyć zaufanie bohatera musiałam na przykład odśnieżyć mu przed domem. Zazwyczaj jednak rozmówcy chcieli opowiadać o sobie, swoich doświadczeniach i miejscu, w którym nieraz spędzili większą część życia. Cieszyło ich, że interesuje mnie Finnmark, że ciekawi mnie to, co mają do powiedzenia.
Ellen Guttormsen z Maze w gakti, tradycyjnym saamskim stroju
Ellen Guttormsen z Maze w gakti, tradycyjnym saamskim stroju Źródło: fot. Ilona Wiśniewska
Mieszkasz na północy kraju. Jak radzisz sobie z panującą przez pół roku ciemnością? Da się ją wytrzymać, nie popadając w depresję?

Wchodzenie w ciemność jest czymś fascynującym. Wszystko zwalnia. Wyciszasz się. Masz więcej czasu na wsłuchanie się w to, co dzieje się w twojej głowie. To dobre doświadczenie. Czy po kilku miesiącach ciemności brakuje światła? Tak, pod koniec nocy polarnej czeka się już na słońce. Jednak, kiedy pracowałam w muzeum na Spitsbergenie, a za oknem cały czas było ciemno, razem z innymi pracownikami unikaliśmy „nachalnego” światła i podczas obiadu siedzieliśmy przy świeczkach. Myślę, że jeżeli otaczasz się dobrymi ludźmi, to ciemność również jest do wytrzymania.
Norwegia określa się jako kraj wielokulturowy. Jak to odnieść do faktu, że przez wiele lat na siłę norwegizowała Saamów, rdzennych mieszkańców Skandynawii?

Saamowie doświadczyli ogromnej krzywdy. Część z nich do dziś ma problemy z określeniem własnej tożsamości. Sporą rolę w tym dramacie odegrała również geografia. Norwegia jest długim krajem,  rola osób mieszkających na północy zawsze była bagatelizowana przez Norwegów żyjących na południu.

Warto również pamiętać, że w swojej historii Norwegowie często byli zależni od innego państwa. W 1814 roku zyskali konstytucję i chcieli stworzenia „jednolitego” państwa, z tym samym językiem i zwyczajami. Ludność rdzenna na całym świecie miała problemy z zachowaniem odrębności. Norwegowie również chcieli „włączyć” Saamów do tworzonego państwa.

W książce zgłębiasz nie tylko przeszłość północnych terenów, spotykasz także norweskich artystów znanych w wielu krajach współczesnego świata. Jak wspominasz rozmowę z wokalistką Mari Boine i Pøblem, jednym z najsłynniejszych streetartowców w Norwegii?

Pøbel to wspaniały gość i polubiliśmy się od pierwszego spotkania. On patrzy na ścianę, i momentalnie ma pomysł, co mogłoby na niej powstać, jak skomentować daną sytuację. Nie chce pokazywać mediom twarzy, więc gdy pozuje do zdjęć, zakłada czasem na głowę maskę maskonura. Spotkaliśmy się już wcześniej, gdy pisałam inny reportaż dotyczący „Komafest”, festiwalu sztuki ulicznej w Vardø. W 2012 roku do tej miejscowości zjechali artyści z całego świata, żeby namalować murale na opuszczonych budynkach.
Pøbel na tle swojego muralu. Artysta nigdy nie pokazuje swojej twarzy. W zdjęciach dla mediów występuje w masce maskonura.
Pøbel na tle swojego muralu. Artysta nigdy nie pokazuje swojej twarzy. W zdjęciach dla mediów występuje w masce maskonura. Źródło: fot. Ilona Wiśniewska
Z Mari Boine pierwszy raz spotkałam się w Kirkenes. Grała wówczas koncert z okazji Dnia Samów, 06.02. Podeszłam do niej po występie i zapytałam, czy mogłabym ją odwiedzić latem. Wyjaśniłam jej, że jestem z Polski i pracuję nad książką. Mari bardzo ludzi Polaków. Ma same dobre wspomnienia z koncertów w naszym kraju.
Życie Mari Boine jest dobrym przykładem tego, co działo się z tożsamością u Samów, szczególnie żyjących w konserwatywnych rodzinach laestadiańskich, gdzie przez religijny fanatyzm ciężko było znaleźć radość życia. Cieszę się, że uporała się z  tymi trudnymi doświadczeniami i zdecydowała się mi o tym opowiedzieć.
Mari Boine jest jedną z najsłynniejszych wokalistek śpiewających po samsku.
Mari Boine jest jedną z najsłynniejszych wokalistek śpiewających po samsku. Źródło: fot. Ilona Wiśniewska
Czy po napisaniu dwóch książek, i kilku latach życia na Północy jest jeszcze coś, co Cię zadziwia w tym zakątku świata?

Oczywiście. Po to tam jestem. W ostatniej książce chciałam pokazać Norwegię z różnych stron i uciec od wyidealizowanych obrazów. Tutaj również jest miejsce na biedę, problemy z tożsamością czy życiowe zagubienie. Podoba mi się to, że na Północy ludzie bardzo sobie ufają. Brakuje mi tego na południu. Nieustannie uczę się od ludzi żyjących na Północy ich niezwykłego poczucia humoru. Są mistrzami autoironii. Często korzystają z takiego pięknego określenia „det ordner seg”, czyli „wszystko się ułoży”, a potem okazuje się, że z czasem... naprawdę się układa.

A czy życie na Północy ma jakieś wady?

Wadą na pewno jest komunikacja. Pogoda wpływa tutaj na wszystko, również na to, czy możesz danego dnia wyjechać, czy nie. Trzeba jednak przyznać, że zimno i trudne warunki pogodowe bardzo mocno uczą pokory. Zetknięcie z północnym klimatem wskazuje człowiekowi jego miejsce w szeregu.

Dziękuję za rozmowę
Książka „Hen. Na północy Norwegii” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok