Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Wywiad

Polscy turyści w Norwegii – co ich zachwyca, co zaskakuje? Rozmowa z polską przewodniczką z Oslo

Marta Tomczyk-Maryon

03 czerwca 2016 08:00

Udostępnij
na Facebooku
2
Polscy turyści w Norwegii – co ich zachwyca, co zaskakuje? Rozmowa z polską przewodniczką z Oslo

Beata Wasążnik przy pracy, park Vigelanda. Autor zdjęcia: Michał Wasążnik

Polscy turyści coraz liczniej odwiedzają Norwegię. Co ich tutaj przyciąga i jak wygląda zderzenie ich wyobrażeń z rzeczywistością? O tym rozmawiamy z polską przewodniczką po Oslo.
Obecnie niemal każde duże biuro turystyczne w Polsce oferuje wycieczki do Norwegii. Polacy chętnie i coraz liczniej odwiedzają ten kraj. Co ich tutaj przyciąga? Jak wygląda zderzenie ich wyobrażeń z rzeczywistością? Co budzi zaciekawienie, a co szokuje? Rozmawiam na ten temat z Beatą Wasążnik, przewodniczką, która od wielu lat oprowadza polskie wycieczki po Oslo.
Marta Tomczyk-Maryon: Od jak dawna pracujesz jako przewodniczka i z kim współpracujesz?

Beata Wasążnik: Jestem licencjonowanym przewodnikiem miejskim po Oslo od 2000 roku. Ale jeszcze wcześniej jeździłam kilka lat jako pilot wycieczek po Norwegii. W tej chwili współpracuję z dużymi polskimi biurami, które organizują wycieczki do Norwegii. Jestem również współpracowniczką dwóch biur działających w Norwegii: Oslo Guidebureau oraz Oslo Guide Service.

Czy przez te 16 lat, od kiedy pracujesz jako przewodniczka, zauważyłaś jakieś zmiany w liczbie polskich wycieczek? Czy Norwegia stała się popularnym kierunkiem turystycznym dla Polaków?

Kiedy zapisałam się w roku 2000 na kurs dla przewodników organizowany przez Oslo Guidebureau, usłyszałam, że dobrze, że jest ktoś z Polski, ponieważ jest zapotrzebowanie na polskich przewodników. Już w tamtym okresie zaczęły przyjeżdżać do Norwegii polskie wycieczki. Wtedy przyjeżdżały one własnymi autokarami i to je różniło od wycieczek z innych krajów, które docierały tu samolotami lub statkami. Wtedy jeszcze Polaków nie było stać na droższe podróżowanie. Z czasem polskich wycieczek pojawiało się tu coraz więcej.

Czyli jest to tendencja rosnąca?

Zdecydowanie tak. Potwierdzają to również statystyki.

Co Polacy oglądają najchętniej w Norwegii? Pytam tu o wycieczki zorganizowane i grupowe, a nie o indywidualnych turystów.

Są dwa magnesy, które przyciągają Polaków. Pierwszy to Norwegia zachodnia, tam gdzie są malownicze fiordy, wspaniałe wodospady, kręte serpentyny, słowem - Norwegia w pigułce. Drugim magnesem jest Nordkapp, czyli Przylądek Północny. Biura podróży często oferują właśnie te dwa kierunki. Wycieczka na Nordkapp jest dość wymagająca, pokonuje się podczas niej ogromne odległości autokarem, jednak dla większości polskich turystów, to właśnie ona jest najatrakcyjniejsza. I chyba jest coś takiego w Polakach, że chcą coś zdobywać. W drodze na Przylądek przekracza się Koło Podbiegunowe, czyli równoleżnik o szerokości geograficznej N 66 stopni 33 minuty 99 sekund. Od tego miejsca poczynając, słońce latem nie zachodzi, a zimą nie wschodzi. Jest to punkt w dużej mierze umowny, bo w rzeczywistości przemieszcza się on kilkanaście metrów rocznie, ale liczy się, że wkraczamy w strefę polarną, w inny, mniej dostępny świat. Można otrzymać na to certyfikat w Centrum Koła Podbiegunowego (Polarsirkelsenteret). To tylko przedsmak, bo celem jest właśnie Przylądek Północny, czyli znajdujące się ponad 1000 km dalej skalne urwisko na wyspie Magerøya połączone z lądem tunelem podwodnym.

To miejsce, o współrzędnych 71 stopni 10 minut 2 sekundy szerokości geograficznej północnej, uchodzi za najdalej na północ wysunięty punkt Europy. I tu też jest pewna nieścisłość, bo położone w pobliżu, ale płaskie i mniej ciekawe miejsce o nazwie Knivskjellodden sięga, de facto, nieco dalej na północ. To już jest jednak istotne tylko dla dociekliwych. Sam pobyt na urwisku i w znajdującym się tam centrum turystycznym jest bardzo spektakularny, jedzie się tam wieczorem i ogląda słońce o północy. Zachwycające widoki to nie jedyne przeżycie, na pewno istotny jest też sam fakt dotarcia możliwie najdalej na północ. Przyjemnie jest poczuć się zdobywcą.
Polscy turyści coraz liczniej odwiedzają Norwegię.
Polscy turyści coraz liczniej odwiedzają Norwegię. Źródło: Michał Wasążnik
Z tego, co mówisz wynika, że polski turysta jest ambitny i lubi wyzwania.

Zdecydowanie tak. Mówiłyśmy dotąd o wycieczkach autokarowych dla przeciętnego turysty, a przecież nie brakuje entuzjastów zwiedzających Norwegię własnym samochodem, motocyklem czy nawet rowerem i z namiotem. Oni też docierają do najdalszych zakątków, pomimo, że często mają ograniczony budżet. Polaków można spotkać wszędzie. Jako pracowników i jako turystów. Miałam kiedyś pod opieką grupę menedżerów z dużej warszawskiej firmy na wyjeździe integracyjnym na Lofotach. Właściciel łodzi hybrydowej po obwiezieniu nas po malowniczych fiordach, w ramach urozmaicenia postanowił zaprosić nas w odwiedziny do swoich teściów. Właśnie budowali tradycyjny domek na palach (tzw. rorbu) na jednej z licznych maleńkich wysepek archipelagu. Proszę zgadnąć, kto kładł dach? Górale spod Nowego Sącza! Wszyscy byli zaskoczeni tym spotkaniem, a najbardziej wspomniani teściowie. Osobiście odczułam satysfakcję, że dzięki naszemu przybyciu poszerzyły im się horyzonty.

Jak polscy turyści postrzegają Norwegię? Co ich najbardziej interesuje? O co najczęściej pytają?

Interesuje ich wszystko, od zabytków, poprzez historię, aż do zwykłego życia. Pytają zarówno o kulturę wikingów czy drugą wojnę światową, jak i o obecny system opieki społecznej i podatki. Najbardziej interesują ich sprawy związane z codziennym życiem. Pytają np. o system szkolnictwa, ale nie wystarcza im tylko zreferowanie samego systemu. Zaraz potem zadają konkretne pytania. Moje dzieci urodziły się w Norwegii i przeszły cały system szkolnictwa od przedszkola do studiów, więc mogę czerpać z własnego doświadczenia. To budzi żywe zainteresowanie i dyskusje. Turyści lubią wszystko porównywać z rzeczywistością polską i żywo dyskutować. Nie dalej jak wczoraj miałam pod opieką uczestników amatorskich zawodów na biegówkach, czyli ludzi wysportowanych. Kiedy im powiedziałam, ile tutaj dzieci spędzają czasu na wolnym powietrzu i jaki jest stosunek Norwegów do ruchu na świeżym powietrzu i hartowania dzieci, spotkało się to z żywym odzewem. Oni akurat byli tym zachwyceni. Zaczęli opowiadać o swoich doświadczeniach z Polski. Mówili o walce związanej z propagowaniem podobnego myślenia w Polsce. Rozwinęła się żywa dyskusja wewnątrz grupy.

Czy jest coś, co zaskakuje polskich turystów w Norwegii?

Zaskakuje ich chociażby widok norweskich przedszkolaków umazanych błotem w specjalnych przedszkolnych ubraniach. Albo to, że gwardziści przed pałacem królewskim nie są wcale równego wzrostu, kolory skóry ani płci. Panowie zwracają np. uwagę na elektryczne samochody, których wiele widać na ulicach. Prawie w każdej grupie jest ktoś, kto pyta dlaczego w sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach są dwa czerwone światła. To taki szczegół, nad którym sama nigdy przedtem się nie zastanawiałam. A ludzie bardzo szybko zauważają właśnie różne szczegóły i zadają pytania. Najczęściej są ciekawi i otwarci. Czasem funkcjonują jednak wyobrażenia dotyczące Norwegii będące uproszczeniami i pojawiają się pytania, które się z tym wiążą. Na przykład: „czy to prawda, że tutaj państwo za wszystko płaci?” lub „tu chyba strach mieć dzieci, bo podobno je z byle powodu albo i bez powodu zabierają?”.

Jakie najdziwniejsze pytania usłyszałaś?

Początkowo zaskakiwały mnie pytania młodszych uczestników o festiwale muzyki heavymetalowej, a także o sklepy z modą w stylu goth. Szybko jednak zorientowałam się, że te pytania mają swoje powody, ponieważ Norwegia jest swoistą mekką fanów heavy metalu. Znacznie trudniej jest udzielić sensownej odpowiedzi na pytania wynikające z uprzedzeń. Pewna pani zapytała mnie dość obcesowo, czy Norwegowie w ogóle mają jakieś życie duchowe…

Zdarzyło ci się obserwować sytuacje związane z różnicami kulturowymi?

W Oslo zwiedzamy prawie zawsze park Vigelanda. Jest to miejsce, o którym większość turystów już wcześniej czytała i widziała zdjęcia. Jest jednak część, która nie doczytała i ta część jest w trakcie zwiedzania parku zaskoczona, może nie tyle samą nagością, co ilością nagich rzeźb. Zresztą park Vigelanda budzi odmienne reakcje wśród różnych grup narodowych, o czym opowiadamy sobie anegdotki wśród przewodników. Przewodnicy, którzy oprowadzają Amerykanów, zauważyli ze zdziwieniem, że okazują się oni purytanami i żywo reagują na tę nagość. Pytana o Polaków odpowiadam , że są przyzwyczajeni do nagości w rzeźbie. Znają rzeźbę antyczną, bywają w Rzymie. Poza tym w Polsce jest dużo rzeźb klasycystycznych i neoklasycystycznych, a nawet socrealistycznych, które przecież są nagie. Twierdziłam więc zawsze, że Polacy nie będą mieć z tym problemu. I na ogół tak jest. Zdarzają się jednak jakieś grupy, które są tym zaskoczone. Co ciekawe, oprowadzam również pielgrzymki. I wydawać by się mogło, że to te grupy powinny być bardziej zaskoczone. Ale wcale tak nie jest. To trochę zależy od tego, skąd pochodzą ludzie, z jakiego regionu Polski, jakie grupy społeczne reprezentują. Pielgrzymki przyjeżdżają zazwyczaj z proboszczem lub księdzem-opiekunem grupy i najczęściej jest tak, że jeśli w tej grupie jest jakiś szok, to nie ksiądz jest zszokowany, tylko co bardziej bogobojne parafianki, które chciałyby ratować kapłana przed nagością.

Inna rzecz, która Polaków niezmiennie zaskakuje w Oslo, to ratusz, a w szczególności jego wnętrze i niektóre ozdoby na zewnątrz, bo są to ozdoby w stylu, co tu dużo mówić, socrealistycznym. Ludzie z Polski się tego nie spodziewają. Nie sądzili, że poza obszarem byłych demoludów, ten styl w takiej czystej postaci będzie reprezentowany. I zawsze mnie pytają skąd się wziął ten trend i czy został tu również narzucony. W Norwegii nie było to narzucone, ale była taka tendencja, czy moda, wynikająca z polityczno-historycznych zaszłości. Inna rzecz, że Norwegowie, którym się mówi, że jest to styl socrealistyczny, taki sam jaki mieliśmy w latach 50. w Polsce, są bardzo zaskoczeni.
Podróże, szczególnie po tak pięknym kraju jak Norwegia, poszerzają horyzonty!
Podróże, szczególnie po tak pięknym kraju jak Norwegia, poszerzają horyzonty! Źródło: Michał Wasążnik
Na koniec mam dla ciebie małe zadanie. Zaproponuj trzy miejsca w Oslo, które według ciebie zasługują na zobaczenie.

Popularna jest opera, w szczególności spacer po jej dachu, duże wrażenie robi nowa architektura na Bjørvika, Aker Brygge i Tjuvholmen. Zawsze staram się to pokazać. Jednak osobiście zaproponowałabym też inne miejsca, które nie wszyscy odwiedzają, głównie z braku czasu. Zachęciłabym do zobaczenia, któregoś z wielu muzeów w Oslo. Ja najbardziej cenię Muzeum Łodzi Wikingów (Vikingskipsmuseet, Huk Aveny 35).Po pierwsze dlatego, że są tam najstarsze i najbardziej cenne, autentyczne eksponaty jakie można zobaczyć w Oslo. Zważywszy na kłopoty z konserwacją warto podkreślić, że te drewniane łodzie, są najlepiej zachowane ze wszystkich statków z tej epoki, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek zostały odnalezione. Są również pięknie zdobione. To przykład znakomitego kunsztu snycerskiego, nie mówiąc już o sztuce budowania łodzi. Bilet nie jest wcale taki drogi. Dodam, że muzeum to należy do Uniwersytetu w Oslo, podobnie jak Muzeum Historyczne (Historisk Museum, Frederiksgate 2 ) i z tego względu do tych dwóch muzeów obowiązuje jeden bilet. To znaczy, że jeżeli się kupi bilet do jednego z nich, to w ciągu 48 godzin można na ten sam bilet pójść do drugiego.

Muzeum Historyczne polecam również mieszkańcom Oslo. Warto się tam wybrać z dziećmi. Jest tam, między innymi, ekspozycja poświęcona historii osadnictwa na tych ziemiach. Wystawa ma przede wszystkim charakter edukacyjny, ale można tu zobaczyć również cenne i interesujące eksponaty, np. biżuterię i broń z czasów wikingów. Ciekawa jest również część ekspozycji poświęcona średniowieczu, na przykład piękne drewniane madonny, usunięte z kościołów po reformacji. Warto zwrócić uwagę na sufit jednej z sal, wspaniale malowany. Sufitem pochodzi ze średniowiecznego kościoła z Ål, jednego z 29 zachowanych kościołów o specjalnej konstrukcji słupowo–klepkowej wznoszonych w wyjątkowy sposób bez użycia gwoździ. Cały, zrekonstruowany kościół tego typu, przeniesiony z miejscowości Gol, możemy zobaczyć w Norsk Folkemuseum na Bygdøy. Polakom przypomina świątynie Wang w Karpaczu. Słusznie, bo właśnie tam znalazł się autentyczny, norweski stavkirke z miejscowości Vang w rejonie Valdres. Stary, podupadający kościół przeznaczony na rozbiórkę kupił król pruski Fryderyk Wilhelm, zamierzał go postawić w berlińskim muzeum, ale ostatecznie budynek trafił w Karkonosze. Jest to fakt mało znany wśród Norwegów, którzy poza tym znają na pamięć pozostałe stavkirke. Ocalało ich 28 i wszystkie zostały uznane za autentyczne.

Norsk Folkemuseum to ciekawy skansen, olbrzymi teren, gdzie można przyjść z rodziną na cały dzień, obejrzeć pokaz norweskich tańców ludowych, nauczyć się piec flatbrød lub lefser czy zajrzeć do lavvo, czyli tradycyjnego namiotu Samów (Lapończykow). Jest też tam część miejska czyli zrekonstruowane fragmenty dawnej Christianii. Tak brzmiała nazwa dzisiejszej stolicy Norwegii między 1624, a 1925 rokiem. Domy bogatych patrycjuszy i biednych mieszkańców przedmieść, sklepy kolonialne z mydłem na wagę i cukierkami ślazowymi, sklep monopolowy z czasów ostrej prohibicji, apteka z ogródkiem zielarskim, stacja benzynowa z początków XX w, wszystko pieczołowicie odtworzone według starych rycin i zdjęć. Gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie byli.

Zdaje się, że wyczerpałam limit ciekawych miejsc, który mi wyznaczyłaś, oczywiście jest ich więcej. Pozwól mi na koniec wspomnieć o niezwykłej ciekawostce, polonicum o którym naprawdę mało kto wie. Otóż w Muzeum designu (Kunstindustrimuseet, St. Olavs gate 1), które jest skądinąd ciekawym przeglądem norweskiego wzornictwa i rękodzieła, znajduje się ni mniej, ni więcej, tylko portret królowej Polski, Cecylii Renaty, żony Władysława IV. Znajdziecie go bez trudu w sali poświęconej sztuce baroku. Ja jednak pamiętam, kiedy przed laty wisiał na klatce schodowej i był podpisany: ” nieznana angielska dama”. Do ustalenia i udowodnienia prawdziwej tożsamości tej damy przyczynił się, zachęcony przeze mnie, Mikołaj Orliński, historyk i heraldyk. Dyrekcja muzeum, na skutek tej interwencji, zmieniła podpis w katalogu na prawidłowy, a sam obraz przeniosła na właściwsze miejsce.

Dziękuję za ciekawą rozmowę.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


krzysztof ignaszak

03-06-2016 20:47

ladnie opisane !

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok