Wywiad
#PolakPotrafi: „Czas w piekle wykorzystałam, by się opalić". Historia Mirelli i jej biznesu
9

Mirella zajmuje się prowadzeniem biznesu w Norwegii wraz z mężem Dariuszem. fot. facebook/Mirella Buczyńska
Stałe klientki nie wyobrażały sobie miesiąca bez wizyty w jej salonie, a nowe zjeżdżały do dzięsięciotysięcznej Vennesli z samego Oslo. Dzięki dobrze prosperującemu biznesowi stała się jedną z najbogatszych kobiet w regionie. Kilka złych decyzji i znalazła się na dnie. Mirella Buczyńska wyszła z niego silniejsza, z zupełnie nową energią... i nowym biznesem, który prowadzi z inną Polką, Anną Długołęcką.
Do Norwegii przeprowadziła się wraz z mężem 15 lat temu. Od razu zaczęła pracować jako kosmetyczka, wkrótce potem założyła swój salon. – Uwielbiam pomagać ludziom, robić coś od serca i na wysokim poziomie. Produkty, na których pracowałam też zawsze były z najwyższej półki i przede wszystkim sprawdzane na sobie. Oferowałam pełną gamę usług i szybko zgromadziłam grupę stałych klientów, pomimo położenia w małym miasteczku – wspomina z dumą Mirella.
Po kilku latach przeniosła salon z kilkudziesięciu metrów na 220. Z 1500 klientek zrobiło się prawie dwa razy tyle. Pracowała od rana do nocy, zatrudniała coraz więcej osób. Pojawiły się też pierwsze problemy. – Nie byłam w stanie sama nad wszystkim czuwać. A tak to już jest, że gdy kota nie ma, myszy harcują – opowiada.
Bardzo niepochlebny artykuł w lokalnej prasie przyczynił się do upadku firmy. Głównym zarzutem wobec Mirelli była defraudacja pieniędzy. Tak jak wcześniej telefon dzwonił nieprzerwanie – nawet kilkadziesiąt razy dziennie – tak nagle wszystko się skończyło. Zarobki spadły ponad dziesięciokrotnie, nie miała nawet z czego opłacić czynszu za lokal.
– Próbowałam ratować się, zakładając drugą firmę, ale niestety na to było już za późno. Kiedy przyszedł gorszy okres, wszystko potoczyło się szybko. Wtedy byłam już pewna, że salon upadnie. Trzy miesiące, kilka złych decyzji, perturbacje z urzędem skarbowym i koniec. W 2014 roku zbankrutowałam – dodaje.
Po kilku latach przeniosła salon z kilkudziesięciu metrów na 220. Z 1500 klientek zrobiło się prawie dwa razy tyle. Pracowała od rana do nocy, zatrudniała coraz więcej osób. Pojawiły się też pierwsze problemy. – Nie byłam w stanie sama nad wszystkim czuwać. A tak to już jest, że gdy kota nie ma, myszy harcują – opowiada.
Bardzo niepochlebny artykuł w lokalnej prasie przyczynił się do upadku firmy. Głównym zarzutem wobec Mirelli była defraudacja pieniędzy. Tak jak wcześniej telefon dzwonił nieprzerwanie – nawet kilkadziesiąt razy dziennie – tak nagle wszystko się skończyło. Zarobki spadły ponad dziesięciokrotnie, nie miała nawet z czego opłacić czynszu za lokal.
– Próbowałam ratować się, zakładając drugą firmę, ale niestety na to było już za późno. Kiedy przyszedł gorszy okres, wszystko potoczyło się szybko. Wtedy byłam już pewna, że salon upadnie. Trzy miesiące, kilka złych decyzji, perturbacje z urzędem skarbowym i koniec. W 2014 roku zbankrutowałam – dodaje.
Prosto do piekła
– Spadłam do samego piekła i na samo dno. Wpadłam w depresję, nie miałam siły, nie wierzyłam, że coś mi się jeszcze uda. To był koszmar na jawie. Klientki, które kiedyś nie mogły beze mnie żyć, zaczęły ignorować na ulicy. Ludzie szeptali za plecami. Nieustannie czułam na sobie ciekawskie spojrzenia, które mogłyby palić. To był straszny okres – przyznaje Mirella.
Z upadkiem firmy i depresją zbiegły się problemy zdrowotne. Mirella zmagała się z bólami bioder. Kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, pomoc przyszła nieoczekiwanie. Koleżanka namówiła ją do użycia preparatu pewnej firmy. – Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, bo wypróbowałam już niemal wszystko. Bez większej nadziei zaczęłam go stosować. Po dwóch tygodniach mogłam normalnie chodzić. Po kilku miesiącach bóle niemal całkowicie ustały. Uwierzyłam w tę markę i śmieję się, że to ona znalazła mnie.
Tak Mirella została przedstawicielką Jeunesse, marki znanej w Stanach i Azji, a dopiero wchodzącej na rynek europejski. W Norwegii działa od roku. Firma promuje przede wszystkim zdrowe życie, młody wygląd i prowadzenie własnego biznesu. Produkty słynną między innymi z tego, że niektóre ich technologie oraz autorzy byli nominowane do nagrody Nobla, a tworzone są przez lekarzy i głównych konsultantów NASA ds. żywienia. Jak wyliczają liderzy firmy, w ciągu czterech lat istnienia dotarła ona do stu krajów, „wychowała” już piętnastu milionerów i wygenerowała ponad 77 milionów dolarów prowizji dystrybutorskich.
Z upadkiem firmy i depresją zbiegły się problemy zdrowotne. Mirella zmagała się z bólami bioder. Kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, pomoc przyszła nieoczekiwanie. Koleżanka namówiła ją do użycia preparatu pewnej firmy. – Pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, bo wypróbowałam już niemal wszystko. Bez większej nadziei zaczęłam go stosować. Po dwóch tygodniach mogłam normalnie chodzić. Po kilku miesiącach bóle niemal całkowicie ustały. Uwierzyłam w tę markę i śmieję się, że to ona znalazła mnie.
Tak Mirella została przedstawicielką Jeunesse, marki znanej w Stanach i Azji, a dopiero wchodzącej na rynek europejski. W Norwegii działa od roku. Firma promuje przede wszystkim zdrowe życie, młody wygląd i prowadzenie własnego biznesu. Produkty słynną między innymi z tego, że niektóre ich technologie oraz autorzy byli nominowane do nagrody Nobla, a tworzone są przez lekarzy i głównych konsultantów NASA ds. żywienia. Jak wyliczają liderzy firmy, w ciągu czterech lat istnienia dotarła ona do stu krajów, „wychowała” już piętnastu milionerów i wygenerowała ponad 77 milionów dolarów prowizji dystrybutorskich.
Biznes nie tylko dla kobiet
Mirella zajmuje się prowadzeniem biznesu Jeunesse w Norwegii wraz z mężem Dariuszem. – To dobry biznes dla par. Oczywiście tylko tych, które lubią być razem – mówi z uśmiechem – My, pomimo 23 lat razem, nie mamy się dość. Moja działka to produkty i kobiece eventy. Darek odpowiada za stronę finansową. Jednocześnie nie jesteśmy ograniczeni, ten biznes możemy prowadzić zarówno w Polsce, jak i w Norwegii. Nie mylcie nas tylko proszę tylko z konsultantami katalogów wysyłkowych, znanych ze średniej jakości kosmetyków. To inna bajka, chodzi nie tylko o urodę, ale i o zdrowie – zaznacza Mirella.
Wraz z inną Polką, Anną Długołęcką oraz jej mężem Jarosławem (oboje pochodzą z Lysaker), zajmują się także organizowaniem spotkań dla kobiet, na których promują produkty, udzielają porad urodowych oraz zdrowotnych i przede wszystkim tworzą silną społeczność. To wciąż jedne z na razie nielicznych Polek zajmujących się tym biznesem w Norwegii. Ostatnie spotkanie odbyło się w grudniu w Oslo, ale panie zamierzają organizować podobne imprezy we wszystkich większych miastach.
– Teraz mam pracę, w której mogę pomagać ludziom, zarabiać pieniądze i nie stresować się. Byłam w piekle, ale postanowiłam wykorzystać ten czas, by się opalić. Choć proces wciąż trwa, spakowałam walizki i wyszłam z podniesioną głową – podsumowuje Mirella.
Wraz z inną Polką, Anną Długołęcką oraz jej mężem Jarosławem (oboje pochodzą z Lysaker), zajmują się także organizowaniem spotkań dla kobiet, na których promują produkty, udzielają porad urodowych oraz zdrowotnych i przede wszystkim tworzą silną społeczność. To wciąż jedne z na razie nielicznych Polek zajmujących się tym biznesem w Norwegii. Ostatnie spotkanie odbyło się w grudniu w Oslo, ale panie zamierzają organizować podobne imprezy we wszystkich większych miastach.
– Teraz mam pracę, w której mogę pomagać ludziom, zarabiać pieniądze i nie stresować się. Byłam w piekle, ale postanowiłam wykorzystać ten czas, by się opalić. Choć proces wciąż trwa, spakowałam walizki i wyszłam z podniesioną głową – podsumowuje Mirella.
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
14-12-2016 12:43
0
0
Zgłoś
14-12-2016 12:26
4
0
Zgłoś
13-12-2016 21:07
3
0
Zgłoś
13-12-2016 12:11
23
0
Zgłoś
13-12-2016 12:02
9
0
Zgłoś
13-12-2016 11:46
5
0
Zgłoś
13-12-2016 11:08
0
-15
Zgłoś
13-12-2016 10:38
13
0
Zgłoś
13-12-2016 10:06
16
0
Zgłoś