Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Wywiad

Domika: „Nie chcę być maszyną do odśpiewywania cudzych piosenek”

Anna Moczydłowska

26 lipca 2016 08:00

Udostępnij
na Facebooku
Domika: „Nie chcę być maszyną do odśpiewywania cudzych piosenek”

Domika wydała właśnie nowy singiel fot. Paweł Dronka

Do Norwegii trafiła dzięki tacie, który pracuje tu jako śpiewak operowy. W Skandynawii zaczynała wykonując rockowe aranżacje przeboju „Barbie girl”. Dominika Łuczyńska, znana jako Domika, właśnie wydała nowy singiel, a już szykuje kolejny projekt. Nam uchyla rąbka tajemnicy.
Czego twoi fani mogą spodziewać się w najbliższym czasie?
Będzie działo się naprawdę dużo. Obecnie pracuję z dwoma zespołami i są to projekty, pod którymi będę mogła podpisać się w stu procentach. Wkładamy w nie teraz cała naszą twórczą energię. Zapowiada się bardziej ambitnie, a mniej skocznie. Chcę być z tego dumna. Co ważne, to nie projekt adresowany wyłącznie do Polonii, bo znajdą się w nim także piosenki śpiewane po angielsku. Pierwsze koncerty planujemy jesienią.
Niedawno wydałaś też nowy singiel.
W najnowszej piosence ,,Discover my soul” udzielam głosu do projektu chłopaków z mojej rodzinnej miejscowości, Drawska Pomorskiego. Dj Deerive i Dj Gabriell próbują się wybić, a ja wspieram ich całym sercem, bo sama wiem jak ciężko coś zdziałać, mieszkając w małej miejscowości. Utwór jest już grany w kilku stacjach radiowych. Ukaże się do niego także teledysk, który będzie emitowany w przynajmniej jednej z muzycznych telewizji. Sukces zawdzięczamy wielu życzliwym nam osobom i polskim firmom w Oslo, które pomogły przy realizacji klipu. Jednak choć napisałam tekst i zaśpiewałam, nie jest to muzyka, jaką wykonuję na co dzień.
Jak bliscy reagują na twoją karierę wokalną?
Bardzo mnie wspierają. Nigdy nikt nie powiedział, że się nie nadaję albo że powinnam przestać. Wręcz przeciwnie – uważają, że powinnam działać jak najwięcej, czasami pytają dlaczego przystopowałam. Znajomi zawsze proszą żebym informowała ich, kiedy tylko pojawi się coś nowego. Mówią też szczerze: jedni wolą mnie w balladach, inni w bardziej energetycznych kawałkach. Niezmiennie jednak, kiedy biorę udział w komercyjnych projektach, najbardziej liczę się z opinią taty, a nawet trochę się jej boję.
Dlaczego?
Tata po prostu się zna. Jest w końcu śpiewakiem operowym! Chce też dla mnie jak najlepiej i chętnie widziałby mnie w czymś ambitnym, w czym mogłabym rozwinąć skrzydła.
Jak rozpoczęła się twoja kariera muzyczna w Norwegii?
Tuż po przyjeździe wygrałam casting na wokalistkę zespołu, wykonującego utwory zespołu Aqua w rockowej wersji. Taka „Barbie Girl” z pazurem (śmiech). Nie znałam wtedy w ogóle norweskiego, a angielski tylko ze szkoły. Bardzo bałam się jak ludzie mnie odbiorą, jak się okazało bez potrzeby. Piosenki były puszczane w radiu, fani podchodzili do mnie i mówili, że super śpiewam. Były pierwsze autografy i porównania do Taylor Swift (śmiech). Spotkałam się też z głosami, że lepiej brzmię na żywo niż z nagrania.
To był twój pierwszy kontakt z muzyką?
Nie, śpiewałam jeszcze w Polsce. Wygrałam w naszym kraju kilka ogólnopolskich festiwali, w tym także pieśni chrześcijańskich. Miałam przyjemność supportowania już wielu gwiazd, np. Ich Troje w ich najlepszym okresie. To jednak był dopiero zalążek. Byłam wyćwiczona żeby śpiewać czyjeś  piosenki, ale nie tworzyłam swoich. Stałam się maszyną do odśpiewywania cudzych piosenek, zgarniania nagród i spełniania konkursowych kryteriów. Tak skupiłam się na samej technice śpiewania, że zapomniałam o tym, że można tworzyć samemu. To był błąd.
Co się stało, że zaczęłaś tworzyć własne teksty?
Impulsem było poznanie w Oslo norweskiego artysty reggae Jabamana, który przygarnął mnie do swojej wytwórni Tunesberg Records. To on kontaktował mnie z artystami, którzy wyrazili chęć współpracy ze mną. Wtedy też powstała m.in. ,,Sukienka” - moja pierwsza piosenka reggae, bardzo lubiana przez Polaków w Norwegii.
Domika - Sukienka (prosperity riddim)
Spotkałaś się z jakimiś przejawami niechęci dla twojej twórczości?
Tylko raz, po wydaniu typowo wakacyjnej piosenki. Tytułu nie zdradzę, bo nie jest to coś, z czym chciałabym być kojarzona. To lekki i taneczny utwór, który obok pochwał zebrał też sporo nieprzychylnych opinii. W odpowiedzi na internetowy hejt powstała piosenka „Mały serca głód”. To osobisty utwór, bardzo bliski mojemu sercu.
Jak właściwie trafiłaś do Norwegii?
Kilkanaście lat temu mój tata dostał tu ofertę pracy. Nie przeprowadziłam się z nim, ale często go odwiedzałam. Któregoś razu zapragnęłam zmiany i przyjechałam do Norwegii. Miałam zostać chwilę, zostałam do dziś. Od przeszło pięciu lat mieszkam tu na stałe.
Planujesz kiedyś wrócić do Polski?
Nie widzę się w Polsce. Może to przyjdzie z wiekiem. Póki co chętnie odwiedzam rodzinę i przyjaciół, bo brakuje mi ich, no i oczywiście polskiego jedzenia! Często zabieram ze sobą mojego chłopaka, który z pochodzenia jest Szwedem i pokazuję mu polskie atrakcje oraz smaki.
Jak się poznaliście?
To raczej nudna historia, ale z romantycznym zakończeniem. Poznaliśmy się w klubie, podszedł do mnie i zwyczajnie zaczął rozmowę. On nie był w moim typie, a jemu nie podobało się, że dużo narzekam na Norwegów. Przez dwa lata byliśmy po prostu znajomymi. Paradoksalnie – zbliżyła nas do siebie rozłąka, kiedy on wyjechał w półroczną podróż po świecie. Przez te miesiące cały czas o mnie pamiętał, wysyłał pocztówki i kwiaty do pracy. Tak się zaczęło.
Po jakiemu rozmawiacie?
Po każdemu (śmiech). Najczęściej po norwesku, ale z biegiem lat opracowaliśmy własny język, który jest mieszanką sformułowań szwedzkich, angielskich i polskich.
fot. Nicolai Saxegaard
fot. Jakub Kuliga
fot. Blue Box
fot. Bartek Kopczyński
fot. Bartek Kopczyński
Masz też ośmioletnią córkę. 
Tak, z poprzedniego związku. Kiedy zostałam samotną matką, przyznam, że trochę się bałam. Nasłuchałam się też strasznych historii o Barnevernet. Okazało się, że te lęki były trochę na wyrost. Mam tu rodziców, ukochanych dziadków mojego dziecka, na których pomoc zawsze mogę liczyć. Poza tym państwo norweskie potrafi zapewnić odpowiednie wsparcie. Samotne matki w Polsce mają o wiele trudniej, zarówno jeśli chodzi o możliwości zawodowe, jak i finanse.
Jak godzisz macierzyństwo z karierą zawodową i muzyczną?
Często na muzykę mam czas dopiero wieczorami, kiedy już ugotuję obiad i odrobimy z córką lekcje. Śpiewanie zeszło też na dalszy plan, kiedy założyłam sobie, że muszę mieć stałą pracę. Skłoniły mnie do tego prozaiczne rzeczy: chęć posiadania własnego mieszkania i kredyt. Lepiej to wygląda, kiedy się ma stałe zatrudnienie.
Czym zajmujesz się na co dzień?
Moją pierwszą pracą w Norwegii było prowadzenie zajęć wokalnych w szkole i świetlicy. Odtąd zawsze już pracowałam z dziećmi, obecnie są to przedszkolaki. Co będzie dalej? Kilka dni temu otrzymałam list z wiadomością, że dostałam się na studia. Kierunek: pracownik socjalny.
Nie byłabyś w stanie utrzymać się z muzyki?
Raczej nie. Mam koleżankę, która jest chórzystką zespołu Madcon. Grupa jest teraz bardzo popularna, wszędzie grają ich przeboje, a ona musi pracować w przedszkolu żeby się utrzymać! Absurd, prawda?
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok