Wywiad
„Chciałam być super Polką.” Portret Polki-emigrantki
6

Marta w dzieciństwie chciała być super Polką Fot. Svein H. Lian
Marta Górecka, gdy miała trzy lata, przeprowadziła się z mamą do Norwegii. Była inna, dzieci się z niej śmiały. Jak mówi, chciała być „super Polką”, podkreślać skąd pochodzi. A teraz? – Myślę, że trochę bliżej mi do Norwegii. Mimo to polska strona jest dla mnie ciągle bardzo ważna – mówi.
Marta Gorecka
Wiek: 30 lat
Zawód: psycholog
Marta urodziła się w Gdańsku. Do Norwegii przeprowadziła się wraz z mamą w wieku trzech lat, w 1989 roku. Obecnie mieszka w Tromsø, gdzie pracuje w szpitalu na wydziale neurologicznym, a także kończy doktorat z psychologii oraz specjalizację z neuropsychologii na tamtejszym uniwersytecie.
Wiek: 30 lat
Zawód: psycholog
Marta urodziła się w Gdańsku. Do Norwegii przeprowadziła się wraz z mamą w wieku trzech lat, w 1989 roku. Obecnie mieszka w Tromsø, gdzie pracuje w szpitalu na wydziale neurologicznym, a także kończy doktorat z psychologii oraz specjalizację z neuropsychologii na tamtejszym uniwersytecie.
Jesteś prawdziwą Polką?
Pytanie, co to tak naprawdę znaczy „prawdziwa Polka”. Czy „prawdziwa Polka” to taka, która mówi po polsku, idzie do kościoła lub ma polską flagę? Hm.. Mówię po polsku, czytam polskie książki, słucham polskiej muzyki, gotuję polskie potrawy, mam polską flagę, ale do kościoła nie chodzę i nie trzymam się z Polakami w Norwegii. Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Całe życie było dla mnie ważne, aby być „jak Polka”, a właściwie kimś innym niż wszyscy wokół mnie.
Jak to chciałaś być kimś innym?
W Harstad, miejscowości, w której się wychowałam, nie było wielu Polaków, więc nie do końca mogłam się tak łatwo wtopić i być jak moi rówieśnicy, zwłaszcza, że mój norweski nie był najlepszy. Nie chodziłam do przedszkola, bo nie było miejsca i nie miałam pierwszeństwa jako dziecko emigrantki. Ja nie rozumiałam innych dzieci, a one mnie. Pamiętam, kiedy się chciałam z nimi bawić, to mówili mi: „Idź do domu”. Dopiero w pierwszej klasie podstawówki, chyba miałam wtedy sześć lat, zaczęłam mówić poprawnie po norwesku. Ale to nie wszystko. Miałam też inne, kolorowe i wzorzyste ubrania, więc dzieci się ze mnie śmiały: „Marta ma magiczną sukienkę”. Cóż… Mama chciała trzymać polski fason, a ja wyglądałam dla nich trochę dziwnie. Pamiętam to wszystko bardzo dobrze. Nigdy jednak nie płakałam. Szłam w zaparte. Postanowiłam, że będę inna, to znaczy będę super Polką.
Dlaczego?
Bo tak mnie wychowano. Chciałam być jak mama.
Dzięki niej po tylu latach ciągle czujesz związek z Polską?
Tak.
Jaka była mama?
Surowa, jeśli porównam ją z matkami moich koleżanek.
Dużo wymagała?
Dla mojej mamy ambicja była ważna i to starała się we mnie zaszczepić. Chyba jej się to udało.
Nie chciała, abyś się otworzyła na Norwegię?
W porównaniu do reszty rodziny w Polsce, mama była bardziej otwarta, ale czy kultura norweska była dla niej zbyt liberalna, to nie mam pojęcia. Wiem, że starała się wychować mnie w polskim duchu. Właśnie dzięki niej mówię, czytam, piszę po polsku. To ona mnie nauczyła polskiej tradycji i historii. Kiedyś i ja chciałabym to wszystko przekazać moim dzieciom.
Twojego brata też wychowywała „po polsku”?
O nie, mój brat to co innego.
Dlaczego?
Brat ma ojca Norwega, czyli z krwi jest pół Norwegiem, pół Polakiem, zaś moim biologicznym ojcem jest Polak, ale nie mam z nim kontaktu. Wychowywał mnie ojczym Norweg i to jego uważam za mojego ojca. Nie jest on jednak ojcem mojego brata. To skomplikowane. W każdym razie, mój brat nie chce uczyć się polskiego, ani poznać rodziny w Polsce. W sumie nie wiem dlaczego. Może czuje się wykluczony. Nie wiem.
Co masz na myśli mówiąc „wykluczony”?
Może dlatego, że z moją mamą zawsze rozmawiamy po polsku, a z nim po norwesku. W naszej rodzinie jest trochę dziwnie. Przy obiedzie mówimy w trzech różnych językach. Z bratem mówię po norwesku, z mamą po polsku, a z nowym mężem mamy po angielsku.
To znaczy, że mama miała już inne podejście do wychowania syna?
Słuchaj, mama przyjechała tutaj „za chlebem”. Nie zrobiła tego z fascynacji kulturą norweską, ale sytuacja ją zmusiła. Mamie lekko nie było. Z Polski wyjechała, bo nie mogła znaleźć pracy, a jest po filologii angielskiej. W Norwegii też w swoim zawodzie długo nie mogła znaleźć pracy, bo nie mówiła po norwesku i miała wyższe kwalifikacje niż wymagano, kiedy starała się o pracę jako nauczycielka. W rezultacie wiele lat miała pracę poniżej swoich kwalifikacji.
Miałaś być jej „ostoją” polskości w Norwegii, a on? Co z wychowaniem twojego brata?
Nie o to chodzi. Ojciec mojego brata nie chciał, aby on się uczył polskiego. Mawiał: „Jak się mieszka w Norwegii, to się powinno mówić po norwesku”. Tyle. Brat jest o sześć lat młodszy, a moim wychowaniem przez dłuższy okres zajmowała się wyłącznie mama i robiła to w sposób, który uważała za właściwy. Po prostu starała się, abym nie zapomniała, skąd się wywodzę...
Pytanie, co to tak naprawdę znaczy „prawdziwa Polka”. Czy „prawdziwa Polka” to taka, która mówi po polsku, idzie do kościoła lub ma polską flagę? Hm.. Mówię po polsku, czytam polskie książki, słucham polskiej muzyki, gotuję polskie potrawy, mam polską flagę, ale do kościoła nie chodzę i nie trzymam się z Polakami w Norwegii. Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Całe życie było dla mnie ważne, aby być „jak Polka”, a właściwie kimś innym niż wszyscy wokół mnie.
Jak to chciałaś być kimś innym?
W Harstad, miejscowości, w której się wychowałam, nie było wielu Polaków, więc nie do końca mogłam się tak łatwo wtopić i być jak moi rówieśnicy, zwłaszcza, że mój norweski nie był najlepszy. Nie chodziłam do przedszkola, bo nie było miejsca i nie miałam pierwszeństwa jako dziecko emigrantki. Ja nie rozumiałam innych dzieci, a one mnie. Pamiętam, kiedy się chciałam z nimi bawić, to mówili mi: „Idź do domu”. Dopiero w pierwszej klasie podstawówki, chyba miałam wtedy sześć lat, zaczęłam mówić poprawnie po norwesku. Ale to nie wszystko. Miałam też inne, kolorowe i wzorzyste ubrania, więc dzieci się ze mnie śmiały: „Marta ma magiczną sukienkę”. Cóż… Mama chciała trzymać polski fason, a ja wyglądałam dla nich trochę dziwnie. Pamiętam to wszystko bardzo dobrze. Nigdy jednak nie płakałam. Szłam w zaparte. Postanowiłam, że będę inna, to znaczy będę super Polką.
Dlaczego?
Bo tak mnie wychowano. Chciałam być jak mama.
Dzięki niej po tylu latach ciągle czujesz związek z Polską?
Tak.
Jaka była mama?
Surowa, jeśli porównam ją z matkami moich koleżanek.
Dużo wymagała?
Dla mojej mamy ambicja była ważna i to starała się we mnie zaszczepić. Chyba jej się to udało.
Nie chciała, abyś się otworzyła na Norwegię?
W porównaniu do reszty rodziny w Polsce, mama była bardziej otwarta, ale czy kultura norweska była dla niej zbyt liberalna, to nie mam pojęcia. Wiem, że starała się wychować mnie w polskim duchu. Właśnie dzięki niej mówię, czytam, piszę po polsku. To ona mnie nauczyła polskiej tradycji i historii. Kiedyś i ja chciałabym to wszystko przekazać moim dzieciom.
Twojego brata też wychowywała „po polsku”?
O nie, mój brat to co innego.
Dlaczego?
Brat ma ojca Norwega, czyli z krwi jest pół Norwegiem, pół Polakiem, zaś moim biologicznym ojcem jest Polak, ale nie mam z nim kontaktu. Wychowywał mnie ojczym Norweg i to jego uważam za mojego ojca. Nie jest on jednak ojcem mojego brata. To skomplikowane. W każdym razie, mój brat nie chce uczyć się polskiego, ani poznać rodziny w Polsce. W sumie nie wiem dlaczego. Może czuje się wykluczony. Nie wiem.
Co masz na myśli mówiąc „wykluczony”?
Może dlatego, że z moją mamą zawsze rozmawiamy po polsku, a z nim po norwesku. W naszej rodzinie jest trochę dziwnie. Przy obiedzie mówimy w trzech różnych językach. Z bratem mówię po norwesku, z mamą po polsku, a z nowym mężem mamy po angielsku.
To znaczy, że mama miała już inne podejście do wychowania syna?
Słuchaj, mama przyjechała tutaj „za chlebem”. Nie zrobiła tego z fascynacji kulturą norweską, ale sytuacja ją zmusiła. Mamie lekko nie było. Z Polski wyjechała, bo nie mogła znaleźć pracy, a jest po filologii angielskiej. W Norwegii też w swoim zawodzie długo nie mogła znaleźć pracy, bo nie mówiła po norwesku i miała wyższe kwalifikacje niż wymagano, kiedy starała się o pracę jako nauczycielka. W rezultacie wiele lat miała pracę poniżej swoich kwalifikacji.
Miałaś być jej „ostoją” polskości w Norwegii, a on? Co z wychowaniem twojego brata?
Nie o to chodzi. Ojciec mojego brata nie chciał, aby on się uczył polskiego. Mawiał: „Jak się mieszka w Norwegii, to się powinno mówić po norwesku”. Tyle. Brat jest o sześć lat młodszy, a moim wychowaniem przez dłuższy okres zajmowała się wyłącznie mama i robiła to w sposób, który uważała za właściwy. Po prostu starała się, abym nie zapomniała, skąd się wywodzę...

Marta Gorecka w tradycyjnym norweskim stroju.
Źródło: Milena BoZka
I nie zapomniałaś?
Nie. Uwielbiam Polskę, kiedy tam wracam, to czuję się jak w domu. Jeżdżę tam co roku na wakacje. Choć przyznam, że czuję różnicę między mną i kuzynami. Mamy inne podejście do różnych spraw, inne myślenie.
Mam wrażenie, że to „polskie wychowanie” przysporzyło ci w Norwegii sporo problemów i przykrości, prawda?
Trochę, zwłaszcza kiedy byłam dzieckiem. Wiedziałam, że jestem inna. Myślałam, że skoro w Norwegii mnie nie uznają za Norweżkę, to będę podkreślała swoją polską stronę tożsamości. Nawet na studiach miałam breloczki z napisem „I love Poland” i flagę polską.
A teraz? Ciągle masz polskie nazwisko.
Kiedy skończyłam studia i nie mogłam znaleźć pracy, to przyznaję, że przemknęła mi myśl, iż może to przez nazwisko. Dzisiaj, kiedy już mam pracę, codziennie muszę się „tłumaczyć" z tego, skąd jestem. Moi pacjenci ciągle mnie pytają o pochodzenie. Oczywiście też każdy z nich ma opinię na temat Polaków, ale ja się nie wdaję w dyskusję. Nie mogę jednak powiedzieć, że to jest problem, a przynajmniej nie zaliczam tego do zmartwień, którymi warto sobie zaprzątać głowę. Na pewno nie są one takie, jak kiedyś. Akceptują mnie.
Nie chcesz już być super Polką?
Całe życie chciałam być inna, chciałam być super Polką. Jednak ani w Polsce, ani znajomi mamy nie widzieli we mnie stuprocentowej Polki. Mówili, że moja polszczyzna jest „egzotyczna”. Doszło do mnie, że coś jest nie tak, jak być powinno. Starałam się dopasować, ale jakoś mi to chyba nie wychodziło, skoro dostrzegali we mnie różnicę. Wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, kim ja tak naprawdę jestem. Doszłam do wniosku, że stoję na pograniczu dwóch kultur, taka polsko-norweska „mieszanka”. Teraz wiem, że ten kryzys tożsamości był we mnie od lat, tylko nie byłam tego świadoma. Dzisiaj buduję moją tożsamość od nowa, w oparciu o te dwa światy, do których należę.
Jest „pół na pół”?
Myślę, że trochę bliżej do Norwegii. Mimo to polska strona jest dla mnie ciągle bardzo ważna.
Jak bardzo?
Do tego stopnia, że chciałabym moje polskie dziedzictwo przekazać swoim dzieciom. W prawdzie dzieci jeszcze nie mam, ale już książki po polsku zbieram. Istotne jest także dla mnie, aby przypominać ludziom, zwłaszcza Norwegom, że norweskie społeczeństwo tworzą także inne nacje, w tym Polacy. Raz nawet, w pochodzie z okazji Dnia Konstytucji, poszłam ubrana w norweski strój ludowy trzymając w rękach dwie flagi: polską i norweską.
Nie. Uwielbiam Polskę, kiedy tam wracam, to czuję się jak w domu. Jeżdżę tam co roku na wakacje. Choć przyznam, że czuję różnicę między mną i kuzynami. Mamy inne podejście do różnych spraw, inne myślenie.
Mam wrażenie, że to „polskie wychowanie” przysporzyło ci w Norwegii sporo problemów i przykrości, prawda?
Trochę, zwłaszcza kiedy byłam dzieckiem. Wiedziałam, że jestem inna. Myślałam, że skoro w Norwegii mnie nie uznają za Norweżkę, to będę podkreślała swoją polską stronę tożsamości. Nawet na studiach miałam breloczki z napisem „I love Poland” i flagę polską.
A teraz? Ciągle masz polskie nazwisko.
Kiedy skończyłam studia i nie mogłam znaleźć pracy, to przyznaję, że przemknęła mi myśl, iż może to przez nazwisko. Dzisiaj, kiedy już mam pracę, codziennie muszę się „tłumaczyć" z tego, skąd jestem. Moi pacjenci ciągle mnie pytają o pochodzenie. Oczywiście też każdy z nich ma opinię na temat Polaków, ale ja się nie wdaję w dyskusję. Nie mogę jednak powiedzieć, że to jest problem, a przynajmniej nie zaliczam tego do zmartwień, którymi warto sobie zaprzątać głowę. Na pewno nie są one takie, jak kiedyś. Akceptują mnie.
Nie chcesz już być super Polką?
Całe życie chciałam być inna, chciałam być super Polką. Jednak ani w Polsce, ani znajomi mamy nie widzieli we mnie stuprocentowej Polki. Mówili, że moja polszczyzna jest „egzotyczna”. Doszło do mnie, że coś jest nie tak, jak być powinno. Starałam się dopasować, ale jakoś mi to chyba nie wychodziło, skoro dostrzegali we mnie różnicę. Wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, kim ja tak naprawdę jestem. Doszłam do wniosku, że stoję na pograniczu dwóch kultur, taka polsko-norweska „mieszanka”. Teraz wiem, że ten kryzys tożsamości był we mnie od lat, tylko nie byłam tego świadoma. Dzisiaj buduję moją tożsamość od nowa, w oparciu o te dwa światy, do których należę.
Jest „pół na pół”?
Myślę, że trochę bliżej do Norwegii. Mimo to polska strona jest dla mnie ciągle bardzo ważna.
Jak bardzo?
Do tego stopnia, że chciałabym moje polskie dziedzictwo przekazać swoim dzieciom. W prawdzie dzieci jeszcze nie mam, ale już książki po polsku zbieram. Istotne jest także dla mnie, aby przypominać ludziom, zwłaszcza Norwegom, że norweskie społeczeństwo tworzą także inne nacje, w tym Polacy. Raz nawet, w pochodzie z okazji Dnia Konstytucji, poszłam ubrana w norweski strój ludowy trzymając w rękach dwie flagi: polską i norweską.
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
5
20-06-2016 10:12
4
0
Zgłoś
20-06-2016 09:59
1
0
Zgłoś
20-06-2016 08:33
3
0
Zgłoś
20-06-2016 07:20
2
0
Zgłoś
20-06-2016 00:28
2
0
Zgłoś
19-06-2016 08:51
15
0
Zgłoś