
W drugim tygodniu procesu Andersa Behringa Breivika jednym z głównych tematów jest jego poczytalność, bądź jej brak. Już podczas przesłuchań w poniedziałek Breivik przyznał, że obawia się "trafić do domu wariatów". Jego największymi wrogami w sądzie nie są zatem prokuratorzy, lecz biegli psychiatrzy odpowiedzialni za pierwszy raport - Torgeir Husby i Synne Sørheim.
Prezentujemy komentarz Haralda Stanghelle z dziennika Aftemposten, dotyczący wczorajszego dnia procesu, kiedy między innymi omawiane były raporty biegłych. Stanghelle przyznaje, że nawet morderca taki jak Breivik może mieć czasem rację, jak chodzi o ocenę pracy psychiatrów.
"Wrogami pozwanego w sądzie nie są sędziowie, lecz "Asbjørnsen i Moe" [nazwiska bajkopisarzy, krórymi Breivik określa twórców pierwszego raportu]. Czy masowy morderca nie może mieć racji w jednej lub kilku kwestiach?
Psychologowie i psychiatrzy, którzy śledzą przebieg procesu w sali sądowej 250 widzą przed sobą 33-latka, którego lista zaburzeń może wypełnić niemal całą półkę.
Jednak to nie do tego ma ustosunkować się sąd. Sąd musi zadecydować, czy Behring Breivik jest poczytalny w prawnym sensie tego słowa, tj. czy może za swoje czyny odpowiadać przed sądem. Mówiąc najbardziej brutalnie oznacza to, że pięcioro sędziów musi zadecydować, czy terrorysta zalicza się do najbardziej chorych wśród chorych psychicznie.
Chorzy udają zdrowych
Po patrzeniu na zasiadającego na miejscu dla świadków Breivika przez pięć i pół dnia z rzędu sąd powinien być może zadać sobie również pytanie, czy nieleczony chory człowiek jest w stanie udawać poukładanego i niemal "zdrowego" przez tak długi czas. Wiemy przecież wszyscy, że zdrowi potrafią udawać chorych, ale czy możliwe jest również zjawisko odwrotne?
Całkowicie pewne jest to, że jedyna walka, jaką pozwany toczy w sądzie to walka o to, by zostać ukaranym za to, co zrobił, a nie skazanym na przymusowe leczenie psychiatryczne. Wczoraj sam powiedział to wprost: "Dla politycznego aktywisty to najgorsze, co może się stać [tj. zamknięcie w zakładzie dla umysłowo chorych]. To unieważniłoby wszystko."
Polityczna paranoja
Dlatego tak ważne jest dla niego atakowanie raportu Torgeira Husby i Synne Sørheim. Sam Breivik nazywał ich mianem "Asbjørnsena i Moe", dwojga naszych legendarnych bajkpisarzy. Ale - i warto to odnotować - natychmiast przestał, kiedy sędzia Wenche Elizabeth Arntzen poprosiła go o to. Podobnie jak przestał wykonywać swój wymyślony quasi-faszystowski salut, kiedy zwrócili się o to adwokaci pokrzywdzonych i obrońcy.
A to dlatego, że pomimo wszystkich swoich absurdalnych wyobrażeń o świecie oraz popełnionego okrutnego masowego mordu, na ławie oskarżonych zasiada młody człowiek, który potrafi się dostosować. Który cały czas analizuje siebie i świat wokół. Który bardzo dobrze orientuje się w sądowych realiach, mimo iż jego własna polityczna rzeczywistość przechodzi wszelkie pojęcie.
Jednym z pytań będzie zatem to, czy można postawić znak równości pomiędzy politycznymi urojeniami, a urojeniami w sensie medycznym. Kolejnym to, czy w przypadku Breivika paranoja polityczna i medyczna łączą się w jakąś jednostkę chorobową wyższego rzędu.
Terrorysta o słabej woli?
Tak można odczytać tezę duetu Sørheim - Husby. Są eksperci od terroryzmu, którzy opowiadają, że śmiali się głośno, czytając zawarte w ich raporcie medyczne uzasadnienia dla używanego przez 33-latka ekstremistycznego języka i skrajnego sposobu widzenia świata. Nietrudno to zrozumieć, gdyż nawet dla nas, którzy nie jesteśmy psychiatrami, ale mieliśmy do czynienia z politycznym ekstremizmem, niektóre części raportu brzmią jak radosna twórczość kompletnych amatorów.
To właśnie zaatakował wczoraj pozwany. I, nawet cokolwiek wbrew sobie, nie można nie przyznać, że miał trochę racji. My, którzy czytaliśmy pierwszy raport biegłych w całości widzimy przecież, że ma rację, kiedy twierdzi, że dwoje psychiatrów nie ma specjalnego pojęcia o terminologii używanej przez grupy politycznych ekstremistów. Ma też rację oskarżając tę dwójkę o to, że przypisują cechy znamionujące chorobę psychiczną językowym i politycznym wyrażeniom, używanym w środowisku ekstremistów walczących.
Niestety, sprawa nie jest taka prosta, jak to się psychiatrom wydaje. Niestety, Behring Breivk ma rację, kiedy mówi, że to "śmieszne", gdy "Asbjørnsen og Moe" twierdzą, że ma "słabą wolę". Tragedia z 22. lipca opowiada nam całką inną, straszliwą historię.
Gwałtowne ataki
W swoich atakach na norweską psychiatrię sądową - która ma w swojej historii kilka niechlubnych kart - Anders Behring Breivik ucieka się do groteskowych przerysowań, historycznych przeinaczeń, politycznych urojeń i pełnych irytacji ataków na prokuratorów - którzy tylko na to czyhają.
Bo fakt, że prokuratorzy krajowi są bardzo zatroskani o to, by nie osłabiać w oczach sądu autorytetu pierwszego zespołu biegłych wręcz rzuca się w oczy. Będzie bardzo ciekawym zobaczyć, czy będą równie sprawni w stawianiu tym samym biegłym krytycznych pytań, kiedy nadejdzie ich kolej, by zdać sprawę ze swojej pracy."
Harald Stanghelle
Źródło: Aftenposten

To może Cię zainteresować