wybory
Obcy przesądzą o wyborach?
8

Rekordowa liczba cudzoziemców ma głos w poniedziałkowych wyborach w Norwegii. Czy polskie zdanie się w nich liczy?
100 tys. - o tyle od ostatnich wyborów lokalnych wzrosła liczba obcokrajowców z prawem głosu. Jeśli policzymy wszystkich - cudzoziemców i Norwegów z pochodzeniem imigranckim - to liczba ta wzrasta do prawie 550 tys. Czy ich zdanie się liczy?
Z danych statystycznych wynika, że choć wszyscy imigranci są niedostatecznie reprezentowani na listach wyborczych, to udział różnych grup etnicznych w życiu politycznym kraju-gospodarza waha się znacząco. Od samych imigrantów będzie w dużej mierze zależało, czy wprowadzą „swoich ludzi" do norweskich samorządów.
Polak jak Chińczyk
Wyborcy obcego pochodzenia głosują generalnie słabiej niż etniczni Norwedzy, wynika ze statystyk: tylko 40 proc. wzięło udział w ostatnich wyborach w 2011 roku w porównaniu z 64,5 proc. Norwegów. Najprężniej głosują przyjezdni ze Sri Lanki, Indii i Pakistanu, najsłabiej Wietnamczycy i Chińczycy. Polacy, mimo, że są najliczniejszą grupą etniczną w Norwegii, odstają od reszty wyborczym marazmem. W zeszłych wyborach tylko 8 proc. z nich pofatygowało się do urn. Pod tym względem pozostajemy daleko w tyle za Somalijczykami i Pakistańczykami.
Badania potwierdzają, że ci przyjezdni, którzy planują krótki zarobkowy pobyt w Norwegii, w tym złaszcza imigranci z Europy Wschodniej, nie angażują się w norweskie życie polityczne. Ale to nie tłumaczy wszystkiego.
- Polacy traktują Norwegię instrumentalnie, nie są zainteresowani integrowaniem się - uważa Katarzyna Tarnowska z Arbeiderpartiet w Oslo. - Osobiście uważam, że świadomych politycznie Polaków, a tym bardziej wyborców, jest tu bardzo niewielu.
- To, że w tegorocznych wyborach prezydenckich jako Polonia oddaliśmy w pierwszej turze 51 proc. głosów na Pawła Kukiza mówi wiele o naszym nastawieniu do polityki – uważa Tomasz Nierzwicki, polski adwokat z Oslo. – Jesteśmy zmęczeni polską polityką, odcinamy się od rządzących, nie chcemy mieć z partiami nic wspólnego. Tym trudniej oczekiwać, że zainteresowanie polityką w kraju nieojczystym będzie większe.
Wiele wskazuje też na to, że około 30 proc. Polaków może wspierać partie o programach antyimigracyjnych. A to może okazać się strzałem w stopę.
Little Poland
- Wyjeżdżając za granicę Polacy bardzo często przenoszą swoje nawyki z kraju, w tym między innymi bierność wyborczą - uważa prof. Witold Maciejewski, skandynawista z Uniwersytetu SWPS. - Dużo się wypowiadają, ale marnie biorą udział w wyborach: tylko najwyżej 50 proc. uprawnionych głosuje, w porównaniu z 80-cioprocentową frekwencją Skandynawów. To bardzo niski wynik - uważa.
Co wiecej, spośród głosujących Polaków, około 30 proc., czyli stosunkowo nieliczna grupa, deklaruje postawy antyimigranckie i wybiera partie niechętne imigrantom. Powodują tym samym nadreprezentację skrajnych poglądów wśród Polonii.
Tomasz Nierzwicki, polski adwokat w Oslo, przewiduje, że jeśli do władzy dojdą partie populistyczne, to nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której prawo wyborcze dane obcokrajowcom zostanie im odebrane. Mogą też zostać wprowadzone inne obostrzenia.
- Przykładowo, zaraz po objęciu rządów przez Fremskrittspartiet i Høyre, znacząco wzrosła liczba deportacji polskich obywateli z Norwegii - przypomina Nierzwicki - Warto więc byśmy prawo głosu wykorzystali, żeby nie obudzić się nagle w rzeczywistości umów śmieciowych i 45-ciogodzinnego tygodnia pracy.
Niemy elektorat
Czy brak zainteresowania jest obopólny? Wydaje się, że norweskie partie polityczne są bardziej zainteresowane polskimi wyborcami niż na odwrót.
- Høyre ma swoją stronę internetową w trzech językach: norweskim, angielskim i polskim - zwraca uwagę Nierzwicki - Burmistrz Oslo rokrocznie, poniekąd w ramach marketingu politycznego, przychodzi na uroczystość rozdania nagród „Wybitny Polak w Norwegii”, co także pokazuje, że Polacy w Norwegii to znaczący elektorat. My, polscy wyborcy, tego zainteresowania nie odwzajemniamy.
Pojawiają się jednak sygnały, że Polonia wybudza się z niebytu. W Stavanger i Sandnes aż pięciu polskich kandydatów startuje z listy Kristelig Folkeparti (KrF). W Oslo na listach Høyre można głosować m.in. na Ewę Gawecką, Alexandra Haugestad, Konrada Værnes i Agę Sadłowską. Na Lofotach startuje Erwin Ćwięk, na liście Zielonych w Oslo znalazła się profesor Nina Witoszek. To tylko niektóre nazwiska startujących w tych wyborach Polaków.
Pojawiają się jednak sygnały, że Polonia wybudza się z niebytu. W Stavanger i Sandnes aż pięciu polskich kandydatów startuje z listy Kristelig Folkeparti (KrF). W Oslo na listach Høyre można głosować m.in. na Ewę Gawecką, Alexandra Haugestad, Konrada Værnes i Agę Sadłowską. Na Lofotach startuje Erwin Ćwięk, na liście Zielonych w Oslo znalazła się profesor Nina Witoszek. To tylko niektóre nazwiska startujących w tych wyborach Polaków.
- Pierwszy raz w historii mamy tylu Polaków na listach - mówi Rafał Milczarski, kandydat KrF w Stavanger, inżynier, który od dwóch lat pracuje w Norwegii. Jako kandydat ma jedynie teoretyczne szanse, aby dostać się do rady gminy. Realne natomiast szanse ma inny Polak, Ryszard Kalinowski, który jest szósty na liście. - Polscy wyborcy mogą mieć wpływ na wyniki wyborów przy założeniu, że pójdą do urn - uświadamia Milczarski. Zakładając, że połowa polskiego społeczeństwa, lub 2 proc. wszystkich mieszkańcow, poszłaby do urn, i wszyscy zagłosowaliby na tę samą partię, wtedy jeden z Polaków wszedłby do rady.
Najłatwiejszy naród
Z doświadczeń Milczarskiego wynika również, że Norwegowie nie są przyzwyczajeni do zaangażowania Polaków. - Obserwując bliskie mi otoczenie, na przykład znajomych w pracy, powiedziałbym, że są zaskoczeni, zdziwieni, reagują dystansem. Wiemy, że nie jesteśmy „najłatwiejszym narodem", ale jesteśmy dumni z bycia Polakami i, z pełną świadomością swoich wad i zalet, chcemy rozmawiać i brać udział w budowaniu dobrego, zintegrowanego społeczeństwa - deklaruje. Polacy-kandydaci będą się starali przekonać do siebie Norwegów otwartością, chęcią działania, zaangażowaniem we wszelkiego rodzaju wspólne inicjatywy, zapowiada; nie chodzą natomiast od drzwi do drzwi, próbując kogokolwiek przekonać. - Naszym głównym elektoratem są polscy wyborcy.
- Liczni moi znajomi deklarują, że chcą skorzystać z przywileju głosowania - pierwsze jaskółki zaangażowania Polaków widzi także Nierzwicki - Daje się zauważyć nurt coraz większego zainteresowania polityką z naszej strony. Aktywność polityczna to nie tylko udział w wyborach, ale także tworzenie organizacji pozarządowych, organizowanie różnych wydarzeń. W tym wypadamy całkiem nieźle na tle innych mniejszości w Norwegii. Działają szkoły polskie, organizacje jak YPNPAUCI, izby gospodarcze, odbywają się imprezy poruszające problematykę integracji Polaków, na przykład Polakker i Norge, które przyciągają uwagę Norwegów, norweskich instytucji i mediów - wylicza Nierzwicki.
- Jesteśmy widoczni - dodaje - A o to właśnie chodzi, by nie pozwolić na to, aby władza traktowała nas jak powietrze.
zdjęcie: fotolia.com - royality free
Reklama
To może Cię zainteresować
13
14-09-2015 23:34
5
0
Zgłoś
14-09-2015 23:30
5
0
Zgłoś
14-09-2015 23:29
0
0
Zgłoś
14-09-2015 07:43
2
0
Zgłoś
14-09-2015 05:58
2
0
Zgłoś
13-09-2015 23:14
1
0
Zgłoś