Lofoty nas potrzebują

Polak = budowlaniec, Szwed = kucharz, Tajka = młoda żona emeryta. Trzeba umieć stawić czoła tym stereotypom, schować dyplom do kieszeni i zacząć uczyć się od nowa. A wtedy... Lofoty stoją otworem. „Jako imigranci nadrabiamy większą odpornością na porażki, jesteśmy bardziej elastyczni i szybciej się adaptujemy do nowych sytuacji," Erwin Ćwięk, polski kandydat w norweskich wyborach, opowiada o tym, jak zawojował Lofoty.
Jak wyglądały pana norweskie początki? Proszę nam o sobie opowiedzieć.
- Do Norwegii przyjechałem jako 22-letni student ekonomii w ramach programu wymiany studenckiej Erasmus. Zdobyte stypendium pokierowało mnie za koło polarne do miejscowości Harstad. W trakcie rocznego programu marketingu międzynarodowego w Høyskolen i Harstad, HiH, po raz pierwszy przyjechałem na Lofoty, które zafascynowały mnie swoim pięknem.
W Harstad poznałem również moja życiową partnerkę Agatę, która związana była od wielu lat z Lofotami poprzez studia na skandynawistyce w Polsce oraz studia na Wydziale Turystyki w HiH. Tak po czasie narodził się pomysł, aby napisać moją pracę magisterską na temat sektora turystycznego na Lofotach.
Po skończonym programie w HiH wielokrotnie wracałem do Harstad oraz na Lofoty, aby przeprowadzić badania marketingowe do pracy magisterskiej. Badania przeprowadzone zostały zarówno pod kątem turystów, jak również strategii firm z ofertą turystyczną. Pomagała mi w tym dzielnie Agata i w ten sposób stworzyliśmy świetnie działający zespół. Tak jeżdżąc od firmy do firmy odkryliśmy, że Lofoty potrzebują ludzi wykształconych, ze znajomością języków obcych - czyli nas.
A teraz? Czym się pan zajmuje na co dzień?
- Przeprowadzenie badań marketingowych dało nam również fundament wiedzy potrzebnej do założenia własnej działalności. Po skończonych studiach w HiH oraz obronie pracy magisterskiej na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach przeprowadziłem się na Lofoty. Agata dołączyła kilka tygodni później, po zakończeniu swoich drugich studiów w HiH. Niedługo po tym założyliśmy naszą pierwszą firmę, która zajmowała się organizowaniem grupowych wyjazdów typu „incentive" na Lofoty. Zderzenie z norweskim biznesem i polskim klientem było ciekawym i dużym wyzwaniem.
Dzisiaj zaangażowani jesteśmy w kilka projektów. Jesteśmy właścicielami firmy zajmującej się zarządzaniem kompleksowym ośrodkiem turystycznym o długiej tradycji w branży, oferującym miedzy innymi zakwaterowanie oraz wynajem sprzętu turystycznego. Dodatkowo posiadamy udziały w przynależącej do ośrodka restauracji oraz firmie oferującej aktywny wypoczynek. Całość zlokalizowana jest w przepięknej zachodniej części Loftów, która uważana jest przez wielu za najbardziej malowniczą część archipelagu. Każdego roku odwiedzają nas goście z ponad 40 krajów świata.
Dlaczego startuje pan jako kandydat niezależny? Czy brakuje czegoś w partyjnych programach?
W pana gminie mieszka wielu Polaków. Jakie mają problemy? Inne od problemów Norwegów i pozostałych imigrantów?
Czy Polacy są zaangażowani w lokalną społeczność?
Czy któreś z pana postulatów są skierowane szczególnie do Polaków? Czy chce Pan walczyć także o zmianę ich sytuacji?
Bierna postawa mieszkańców gminy, zarówno Norwegów, jak i obcokrajowców, w tym Polaków, to istotny element, nad którym chciałbym pracować aby go zmienić. Natomiast zmiana sytuacji polskich imigrantów moim zdaniem leży w rękach ich samych. Myślę, że nadużycia wobec imigrantów mają miejsce, ponieważ sami na to pozwalają. Bardzo skutecznym narzędziem poprawy tej sytuacji jest edukacja. Mam na myśli przede wszystkim znajomość swoich praw, czyli wiedzę, która podnosi samoocenę oraz zmienia obraz imigranta w oczach Norwegów.
Czy także na Lofotach obserwuje pan zmiany społeczne i polityczne spowodowane tak dużą ilością nowych imigrantów?
Imigranci, nie mając zaplecza rodzinno-ekonomicznego takiego jak Norwegowie, mają znacznie dłuższą drogę do przebycia, jeśli chcą coś osiągnąć. Często trzeba schować dyplom lub własne ego do kieszeni, aby wystartować i móc później konkurować w życiu zawodowym z Norwegami. Trzeba też stawić czoła stereotypom typu: Polak = budowlaniec, Szwed = kucharz, Tajka = młoda żona emeryta. Ale trudniejsze początki są atutem w biegu długodystansowym. Jako imigranci nadrabiamy większą odpornością na porażki, jesteśmy bardziej elastyczni i szybciej się adaptujemy do nowych sytuacji. Z czasem obserwujemy, że obecność obcokrajowców w różnych branżach zaczęto przyjmować jako coś normalnego. Tylko w naszej firmie mamy zespół złożony z czterech różnych narodowości. Zmiany polityczne na poziomie lokalnym są jeszcze niewielkie, ale zwiększa się świadomość istnienia i w przyszłości znaczenia powiększającego się elektoratu imigrantów. Warto więc głosować, aby mieć świadomy wpływ na swoją przyszłość.
zdjęcie: archiwum prywatne

To może Cię zainteresować