W tym roku przez ulice Trójmiasta przewija się rekordowa liczba Nowegów
MN
Są wszędzie: w gabinetach lekarskich, centrach handlowych, restauracjach i klubach nocnych. „Żyła złota”, „inwestycja roku” – mówią polscy przedsiębiorcy o Norwegach na wakacjach w Polsce. A w tym roku przybyło ich o… 400 proc. więcej. Dlaczego północni sąsiedzi lgną do polskich miast?
Tłumy Norwegów przewijających się przez uliczki Głównego Miasta w Gdańsku zdają się nie mieć końca. Rodziny z dziećmi w restauracjach polecanych w popularnej aplikacji TripAdvisor, pary przemykające z przewodnikiem w ręku wśród starych kamieniczek, a wreszcie tłumy nastolatków w modnych mom jeans, z Fjallraven Kanken na plecach. Tak w skrócie wygląda większość polskich miast w cieplejszych miesiącach w roku – a na pewno te, które mają bezpośrednie połączenia lotnicze z Norwegią.
Samoloty do Gdańska wylatują niemal codziennie. Podobnie z lotami do Krakowa, Warszawy czy Szczecina. Ceny biletów są dla Norwegów śmiesznie niskie – przy odrobinie szczęścia mogą kosztować nawet 37 złotych. I choć do niedawna większość pasażerów na pokładach samolotów stanowili rodacy wracający z pracy, dziś są to głównie żądni wrażeń Skandynawowie. Do lipca tego roku norweskie biura turystyczne odnotowały ponad 400 proc. wzrost w sprzedaży wycieczek do polskich miast.
„Mają ropę, więc ich stać”
Transfer z lotniska w Gdańsku najczęściej jest już zamówiony – zapewniają go zwykle biura podróży, które wycieczki do Polski sprzedają „w pakiecie”: z przelotem, hotelem i przejazdami z lotniska włącznie. Dla nieco bardziej spontanicznych gości z Norwegii kurs taksówką może okazać się jednak… droższy od biletu lotniczego. Taksówkarze nie ukrywają: Norwegowie stanowią sporą część ich klientów, a, jak sami mówią, brak obeznania w cenniku i nieznajomość polskiego „czasem kusi do przekrętów”. Nieświadomi niczego turyści za standardowy przejazd z lotniska do centrum mogą zapłacić… nawet 200 zł. Kierowcy nie widzą w tym nic złego. – Muszę zarabiać, a oni mają ropę, stać ich na wydawanie – wyjaśnia jeden z taksówkarzy z popularnej trójmiejskiej korporacji.
„Przedsiębiorczy” kierowcy próbują tłumaczyć się jeszcze jedną sprawą: wraz z klientami do taksówki trafiają… dziesiątki walizek, które zwykle trzeba pomóc wytaszczyć pod hotelem. Najczęściej tym luksusowym, choć wybór noclegu zależy głównie od zarobków i potrzeb skandynawskich turystów. Część z nich wybiera popularne, renomowane nazwy: Scandic, Hilton, Radisson. Ceniący sobie design i świetną lokalizację wybierają sąsiadujący z Motławą PuroHotel.
Wygląda jednak na to, że nie wszyscy Norwegowie są świadomi rzeczywistych cen w Polsce. Magda, blogerka z
BesokPolen, wyjaśnia, że nieraz zdarzyło jej się otrzymać zapytania o „niskobudżetowy nocleg” w założonej kwocie, która – jak się okazuje – spokojnie wystarczyłaby na kilka nocy w Hiltonie lub luksusowy prywatny apartament.
Przybyłem, zobaczyłem, zdemolowałem
Prywatne, luksusowe apartamenty kuszą przede wszystkim imprezowiczów. Wieczory kawalerskie i podboje sopockich klubów to częsty cel ich wizyt w Trójmieście. To problem, który trapi m.in. lokatorów apartamentowców nad Motławą. Mieszkania przy Szafarni są regularnie odwiedzane przez turystów z Niemiec, Wielkiej Brytanii i – najczęściej – Norwegii. Nic dziwnego: standardy w budynku są naprawdę wysokie, a zdjęcia oferowanych lokali przyciągają codziennie setki odwiedzających popularne serwisy internetowe.
Obraz luksusowej idylli burzą sami Skandynawowie. Walenie w drzwi nad ranem, śmieci w basenie na ostatnim piętrze, prostytutki pod klatką, zużyte prezerwatywy na schodach – to obraz, do którego stali mieszkańcy musieli już przywyknąć. Luksusowe apartamenty to teraz w dużej mierze lokale pod wynajem, bez rygorystycznych regulaminów i osób nadzorujących porządek w kamienicy. – Ci ludzie są po prostu przerażający i kompletnie bezkarni – mówi Małgorzata, mieszkanka Waterlane Marina. Już teraz rozgląda się za nowym mieszkaniem.
W sezonie letnim telefonów na 112 przybywa, zwłaszcza w województwie pomorskim. A coraz większa liczba dzwoniących to turyści anglojęzyczni, którzy zabawili się… zbyt dobrze~Pracownica gdańskiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego
RayBany, Calvin Klein i wyprzedaże
Dla większości Norwegów wycieczka do Polski oznacza jedno: beztroskie wydawanie koron. Chodzi tu nie tylko o wizyty w restauracjach i barach, ale – przede wszystkim – zakupy. Wycieczki, które organizują norweskie biura podróży, często oferują transfer do galerii handlowych i outletów. – Interesują ich zwykle renomowane marki. Szukają okularów RayBan, drogich kosmetyków, koszulek Calvina Kleina, ubrań z firmowym znaczkiem – mówi Sandra, która pracuje w jednym ze sklepów w Galerii Bałtyckiej. Mimo że ich stać, najczęściej przyciągają ich sklepy z wielkim napisem „Sale” w witrynach. – To dziwne. Rozumiem, że na wyprzedaże dość silnie reagują Polki. Ale Norweżki? Przecież regularne ceny i tak są dużo niższe niż u nich – zastanawia się pracownica Reserved w tej samej galerii.
Dentysta po kosztach
Na czym jeszcze oszczędzą dzięki przyjazdowi do Polski? Na tym co w Norwegii najdroższe, a zwykle konieczne: wizytach u lekarzy i dentystów. Jak podaje DentalTravel, firma oferująca usługi stomatologiczne skierowane także do gości z Norwegii, rocznie zjawia się tam około 300 Norwegów. Decydują się na przeglądy, wypełnianie ubytków oraz największy wydatek – implanty.
Oprócz dentystów, Norwegowie chętnie odwiedzają także lekarzy medycyny estetycznej, chirurgów i dermatologów. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni nierzadko decydują się na wizyty w salonach odnowy biologicznej. W sezonie letnim Norwegowie stanowią prawie… 70 procent całej klienteli. – Manicure czy rytuały odbudowujące to dla nich naprawdę niewielki koszt, a obsługa i zabiegi są wysokiej jakości – tłumaczy pracownica jednego z salonów w Sopocie.
Muszę zarabiać, a oni mają ropę, stać ich na wydawanie.~Gdański taksówkarz
„Niewiele wiem o Polsce, więc czytam opinie”
O tym, że Norwegowie w Polsce mogą wydawać w najlepsze, najlepiej wiedzą jednak barmani i kelnerzy z Trójmaista. – Rzeczywiście, mamy tu duże grupy turystów z Norwegii. Najczęściej rodziny z dziećmi lub osoby przebywające w tym samym hotelu – mówi menadżer jednej z popularnych pierogarni. Kelnerka z Cafe Ferber dodaje, że niektóre restauracje czerpią z Norwegów zyski na tyle duże, że bez wahania inwestują w obcojęzyczne menu czy obsługę, która zna norweski. Wszystko po to, żeby się dogadać.
Norwegowie lubią zjeść dobrze i w przystępnej cenie. Przy wyborze lokalu najczęściej biorą pod uwagę ocenę z najpopularniejszej aplikacji dostępnej na każdym norweskim iPhonie – TripAdvisor. Turyści, pytani o inne źródła informacji, wzruszają ramionami. – Niewiele wiem o Polsce, więc czytam opinie w aplikacji. Czasami sprawdzam komentarze na Facebooku. Ale głównie kieruje się tym, co napisali inni norwescy turyści. Tacy, którzy byli tutaj wcześniej – mówi Jonny, 17-latek, który na wakacje do Gdańska wybrał się z piątką znajomych. Jak sam przyznaje, Norwegowie najchętniej wybierają lokale wysoko punktowane, ale – o dziwo – ze stosunkowo rozsądnymi cenami. A zatem w grę wchodzą nie tylko restauracje „na wyciągnięcie ręki”, w okolicach ulicy Długiej czy Motławy, ale także burgerownie, pizzerie i oczywiście lokale z tradycyjnym polskim jedzeniem. Bo Norwegowie, oprócz polskiej wódki, lubią też… pierogi.
„Skandynawowie są nieśmiali?! Niemożliwe!”
Mimo że restauratorzy nie skarżą się specjalnie na gości z Północy, nieco inny obraz skandynawskich turystów przedstawiają gdańscy barmani. – To wyjątkowo głośni klienci – zauważa barmanka z Cafe Szafa. Jedna z pracowniczek obsługi w Cafe Absinthe przyznaje, że pijani Skandynawowie – choć stoją niemal obok siebie – krzyczą, jakby dzieliły ich całe kilometry. Na wieść o tym, że norwescy turyści zwykle określani są jako stosunkowo nieśmiali, wszyscy barmani z powątpiewaniem kręcą głową. – To niemożliwe! – mówią zgodnie. Jeden z nich dodaje, że natarczywi i ledwo trzymający się na nogach adoratorzy ze Skandynawii nierzadko muszą być nawet wypraszani przez ochroniarzy. – Chyba jest tu tak tanio, że po prostu tracą rachubę i nie wiedzą, kiedy zakończyć imprezę – dodają ze śmiechem.
„Rzucają pieniądze na bar, na rachunek nawet nie patrzą”
Kawiarnie i restauracje są ich pełne. Ale czy „mają ropę, więc ich stać” przekłada się na napiwki? Kelner z kawiarni Retro mówi krótko: „Norwegowie? Bardzo sympatyczni, jak to Norwegowie. Niestety, napiwków raczej nie zostawiają”. Agata, baristka w popularnej sieci kawiarni przy ul. Długiej, odpowiada z nieco zniechęconą miną: „Z tym bywa różnie”. Jak tłumaczy, zdarzają się tacy, którzy przez długie chwile nie odchodzą od kasy, wpatrując się w paragon. – Myślę wtedy, czy policzyłam coś nie tak, czy zrobiłam jakiś błąd. Zwykle okazuje się, że po prostu… zastanawia ich zbyt wysoka cena kawy i deserów. – To dziwne, biorąc pod uwagę ich wysokie zarobki i znacznie wyższe ceny kawy w samej Norwegii. Może, mimo wszystko liczą, na jeszcze niższe koszty? – pyta dziewczyna.
Obsługa większości lokali podkreśla jednak, że „są napiwki i napiwki”. Barmani, którzy zgodzili się odpowiedzieć na nasze pytania, określają nocny tryb życia Norwegów jako „zupełnie inną, nocną twarz”. – Napiwki, napiwki i jeszcze raz napiwki – tak jeden z kelnerów podsumowuje nocne eskapady Norwegów po Trójmieście. – Czasami nawet nie chcą paragonu, rzucają pieniądze na bar, a na rachunek nawet nie patrzą. Chwilami aż ciężko w to uwierzyć – potwierdzają pozostali pracownicy gdańskiego lokalu.
Królowie nocnych klubów
Dokąd chodzą najczęściej? Do pubów i klubów nocnych, które reklamują się na głównych ulicach. Na rozrywkę wykorzystują niemal każdą chwilę z wykupionej wycieczki. W Sopocie Norwegowie potrafią imprezować już od 10. W Gdańsku zaczynają „biforem” w pubach, by później udać się na konkretną zabawę. Pośród szotów i drinków za śmieszne pieniądze potrafią stracić rezon. W najlepszym wypadku kończą bez telefonu i portfela, z kilkoma tysiącami wydanymi „na barze”. W gorszym – na płukaniu żołądków. W sezonie letnim telefonów na 112 przybywa, zwłaszcza w województwie pomorskim. A coraz większa liczba dzwoniących to turyści obcojęzyczni, którzy zabawili się… zbyt dobrze – mówi jedna z pracownic Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Gdańsku.
Są na wakacjach, bez żadnych ograniczeń – także finansowych. Część przyjechała tu, by za małe pieniądze przeżyć imprezę życia, niezapomniany wieczór kawalerski. Jak się bawią? – Kluby nocne przyciągają Norwegów jak magnes, nie mają żadnych hamulców – mówi w tajemnicy jedna z kobiet zachęcających do wejścia do popularnego gdańskiego lokalu ze striptizem. Nie powie nic więcej oprócz tego, że to właśnie Norwegowie stanowią większość klienteli. O kwestię skandynawskich klientów pytam też menadżerkę gdańskiego klubu nocnego, którego hostessy noszą charakterystyczne parasolki. Uśmiecha się, potakuje. – Mogę tylko powiedzieć, że jest ich naprawdę dużo. I że bawią się… naprawdę dobrze – odpowiada tajemniczo, wskazując na drzwi zakryte czerwoną kotarą.
Reklama
31-07-2017 14:09
28
0
Zgłoś
31-07-2017 02:37
1
0
Zgłoś
30-07-2017 22:47
6
0
Zgłoś
30-07-2017 21:20
0
-18
Zgłoś
30-07-2017 15:52
18
0
Zgłoś
30-07-2017 09:08
52
0
Zgłoś