Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Turystyka

Wyspa milionerów zakochanych w łososiu. Witajcie na Frøyi

Anna Moczydłowska

29 marca 2018 08:00

Udostępnij
na Facebooku
3
Wyspa milionerów zakochanych w łososiu. Witajcie na Frøyi

Wszystko zaczęło się od fabryki łososia, która powstała na wyspie, a dziś jest największą na świecie. fot. Krzysztof Zboralski

Oddalona 2,5 godziny drogi od Trondheim, sąsiaduje z większą Hitrą. Jeszcze dwadzieścia lat temu pokrywały ją pola i niczym nieskażona przyroda, a jedynymi bywalcami byli rybacy. Dziś przyroda wciąż zachwyca, ale Frøya to także prężnie działająca enklawa biznesu. O jej urokach opowiada Krzysztof Zboralski, Polak, który kilka lat temu porzucił wielkie miasto i wybrał życie na norweskiej wyspie.
Jeszcze w latach 80. o maleńkiej Frøyi mało kto słyszał. Krajobraz prezentował się dziewiczo, a żeby znaleźć człowieka, trzeba było się porządnie naszukać. Wiele zmieniło się w 1992 roku, kiedy wybudowano tunel łączący stały ląd z pobliską Hitrą, a wkrótce także z jej mniejszą siostrą, Frøyą. Biegnie on 264 metry pod poziomem morza i jest drugim najgłębszym tunelem na świecie. Jednak sam transport nie byłby w stanie zapewnić wyspie rozwoju, który ją czekał.

Imperium łososia

Wszystko zaczęło się od fabryki łososia, która powstała na wyspie, a dziś jest największą na świecie. Dzięki niej odludną kiedyś wysepkę zamieszkuje obecnie pięć tysięcy mieszkańców, z których 20 proc. to obcokrajowcy z 30 różnych krajów. Wszystko kręci się tu zresztą wokół łososia – sama fabryka SalMar zatrudnia jedną piątą mieszkańców wyspy, czyli ok. tysiąca osób. Ale to nie koniec, bo duża część pozostałych zatrudnień opiera się właśnie o synergię z łososiowym imperium. Ktoś pomyślał: jest łosoś, więc musi mieć opakowania. I tak nieopodal powstała fabryka styropianu BEWI – bardzo prężnie rozwijająca się firma.

Krzysztof też zaczynał w ,,rybnym" biznesie. I choć w Warszawie był przedstawicielem handlowym, jeżdżącym po luksusowych salonach kosmetycznych, pewnego dnia rzucił wszystko, ubrał kombinezon i... postanowił zaprzyjaźnić się z łososiem.

– Doskonale pamiętam, jak na początku ryby wciąż wyślizgiwały mi się z mokrych dłoni – śmieje się dziś. – Przez dwa lata pracy, robiłem tam chyba wszystko: począwszy od patroszenia ryb, aż do ich pakowania. Dla człowieka, który całe życie pracował w korporacji to duża zmiana.

W fabryce z konieczności spędził 2,5 roku, cały czas ucząc się norweskiego, bo nie władając nim, perspektywy zawodowe okazały się bardzo okrojone. 

– Historia Polaków w Norwegii zazwyczaj zaczyna się tak samo i nie ma w tym nic złego. Nie żałuję, bo po wyborze żony, wyjazd do Norwegii to najlepszy wybór w moim życiu – mówi Krzysztof.

I dodaje: – Zawsze priorytetem była dla mnie rodzina i jej utrzymanie. Gdyby trzeba było zostać operatorem śmieciarki, zrobiłbym to. Norweskie pieniądze by nam to wynagrodziły. Oczywiście cały czas mierzyłem wyżej i dzisiaj posiadam swój niewielki biznes, a także biegle mówię po norwesku.
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski
fot. Krzysztof Zboralski

Wyspa milionerów

Wbrew pozorom pracy na małej Frøyi jest sporo – zwłaszcza dla specjalistów w zakresie biologii, którzy mogą zasilić szeregii tutejszych laboratoriów. Poza tym oczywiście wyspa idzie mocno w biznes łososiowy i wędkarski.

– Dla niektórych to może być zwykła ryba, ale dla tutejszych to potęga i niesamowity biznes. Dzięki temu przemysłowi funkcjonuje wiele firm i laboratoriów. Turystyka natomiast dopiero nabiera tempa, a przedsiębiorcy zaczynają zauważać potencjał tej gałęzi biznesu – tłumaczy Krzysztof.

Wiele zyskali na tym rybacy, którzy często z dziada pradziada posiadali duże, aczkolwiek niezbyt wiele warte i niezagospodarowane, połacie ziemi. Ci, którzy sprzedali je w odpowiednim momencie, dziś są milionerami. I to wcale nie przenośnia, bo tych na Froyi jest aż 350 (na zaledwie wspomniane kilka tysięcy mieszkańców)! Do tego grona zalicza się oczywiście właściciel fabryki SalMar, Gustav Magnar Witzøe, niespałna 25-letni potentat, cieszący się tytułem najbogatszego Norwega. Jego odziedziczony majątek wynosi ok. 11,1 miliarda koron.

Post udostępniony przez Gustav Magnar Witzøe (@guswitzoe)

Książycowa wyspa uciekinierów

Frøya to miejsce specyficzne. Oddalone od pędu dużego miasta, skupione na naturze i jej tempie. Mała wyspa z wielkiem potencjałem, dla której najbliższe 10 lat będzie przełomowe. Ale nie każdemu odpowiada taki styl życia, a problemy z przystosowaniem się mogą mieć zwłaszcza ci wyrwani z pędzącej machiny wielkiego miasta.

– To wyspa kamienia, a w niektórych miejscach wygląda wręcz jak... księżyc. Jednak ten surowy charakter można to na swój sposób pokochać – przekonuje Polak.

Wyspa od lat nie jest już jednak tylko ostoją dla pustelników kochających morskie połowy, ale też miejscem w którym biznes spotyka się z kulturą i rozywką. W sezonie są tu bowiem organizowane konferencje i festiwale, a na co dzień działają wszelkie niezbędne obiekty: basen, siłownia, sklepy, a nawet kryta hala sportowa wielkości boiska piłkarskiego.

– Ostatnio rozbudowany o skybar został hotel, którego nie powstydziłaby się Warszawa. Budują się domy oraz fabryki i o ile dziesięć lat temu było tu zapotrzebowanie na pracowników fizycznych, tak teraz pożądane są osoby wykształcone i z określoną specjalizacją – uważa Krzysztof Zboralski.

Z otwartymi rękoma przyjmowani są też np. pracownicy branży medycznej oraz IT, ale też operatorzy koparek czy mechanicy. Są również tacy, którzy mieszkają na Frøyi, ale pracują na co dzień na platformach wiertniczych. Opcji jest wiele, ważne jednak, by potencjalni pracownicy i mieszkańcy wyspy mówili po norwesku.

– Czemu nie ma tłumów chętnych? Pewnie za sprawą wyspiarskiego trybu życia, który nie każdemu odpowiada – śmieje się Krzysztof. – Ale jeśli doszedłeś do punktu, w którym stwierdziłeś, że kariera w korporacji, okupiona stresem, nie jest szczytem twoich marzeń, wyspa jest dobrym miejscem, by rozpocząć nowe życie.

Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


W Norwegii niewielkie mieszkanie kosztuje od miliona w górę, więc milionerów tam nie brak. Wyspe na pewno warto odwiedzić turystycznie, droga do Titran wśród nagich skal wypolerowanych wiatrem robi wrażenie. Bywalem tam latem przy pięknej pogodzie, w niepogode musi być tam paskudnie. Tunele na Hitre i Frøye to też coś wyjątkowego. W prasie opisywane były groźne wypadki z udziałem szalejacych na drogach dla zabicia nudy młodych ludzi. Ryb nałowilem tam jak nigdzie, dno widać na kilku metrach. Pozdrawiam.

PIG DRIVER

29-03-2018 23:58

żadne pieniądze fizycznego pracownika nie są warte tego żeby mieszkać na takim zadupiu, straconych chwil z życia nie da się kupić

Marian Paździoch

29-03-2018 14:42

"...W fabryce z konieczności spędził 2,5 roku..." podziwiam tego pana!

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok