Wyspa milionerów zakochanych w łososiu. Witajcie na Frøyi
Wszystko zaczęło się od fabryki łososia, która powstała na wyspie, a dziś jest największą na świecie. fot. Krzysztof Zboralski
Imperium łososia
Krzysztof też zaczynał w ,,rybnym" biznesie. I choć w Warszawie był przedstawicielem handlowym, jeżdżącym po luksusowych salonach kosmetycznych, pewnego dnia rzucił wszystko, ubrał kombinezon i... postanowił zaprzyjaźnić się z łososiem.
– Doskonale pamiętam, jak na początku ryby wciąż wyślizgiwały mi się z mokrych dłoni – śmieje się dziś. – Przez dwa lata pracy, robiłem tam chyba wszystko: począwszy od patroszenia ryb, aż do ich pakowania. Dla człowieka, który całe życie pracował w korporacji to duża zmiana.
W fabryce z konieczności spędził 2,5 roku, cały czas ucząc się norweskiego, bo nie władając nim, perspektywy zawodowe okazały się bardzo okrojone.
– Historia Polaków w Norwegii zazwyczaj zaczyna się tak samo i nie ma w tym nic złego. Nie żałuję, bo po wyborze żony, wyjazd do Norwegii to najlepszy wybór w moim życiu – mówi Krzysztof.
I dodaje: – Zawsze priorytetem była dla mnie rodzina i jej utrzymanie. Gdyby trzeba było zostać operatorem śmieciarki, zrobiłbym to. Norweskie pieniądze by nam to wynagrodziły. Oczywiście cały czas mierzyłem wyżej i dzisiaj posiadam swój niewielki biznes, a także biegle mówię po norwesku.
Wyspa milionerów
– Dla niektórych to może być zwykła ryba, ale dla tutejszych to potęga i niesamowity biznes. Dzięki temu przemysłowi funkcjonuje wiele firm i laboratoriów. Turystyka natomiast dopiero nabiera tempa, a przedsiębiorcy zaczynają zauważać potencjał tej gałęzi biznesu – tłumaczy Krzysztof.
Wiele zyskali na tym rybacy, którzy często z dziada pradziada posiadali duże, aczkolwiek niezbyt wiele warte i niezagospodarowane, połacie ziemi. Ci, którzy sprzedali je w odpowiednim momencie, dziś są milionerami. I to wcale nie przenośnia, bo tych na Froyi jest aż 350 (na zaledwie wspomniane kilka tysięcy mieszkańców)! Do tego grona zalicza się oczywiście właściciel fabryki SalMar, Gustav Magnar Witzøe, niespałna 25-letni potentat, cieszący się tytułem najbogatszego Norwega. Jego odziedziczony majątek wynosi ok. 11,1 miliarda koron.
Książycowa wyspa uciekinierów
– To wyspa kamienia, a w niektórych miejscach wygląda wręcz jak... księżyc. Jednak ten surowy charakter można to na swój sposób pokochać – przekonuje Polak.
Wyspa od lat nie jest już jednak tylko ostoją dla pustelników kochających morskie połowy, ale też miejscem w którym biznes spotyka się z kulturą i rozywką. W sezonie są tu bowiem organizowane konferencje i festiwale, a na co dzień działają wszelkie niezbędne obiekty: basen, siłownia, sklepy, a nawet kryta hala sportowa wielkości boiska piłkarskiego.
– Ostatnio rozbudowany o skybar został hotel, którego nie powstydziłaby się Warszawa. Budują się domy oraz fabryki i o ile dziesięć lat temu było tu zapotrzebowanie na pracowników fizycznych, tak teraz pożądane są osoby wykształcone i z określoną specjalizacją – uważa Krzysztof Zboralski.
Z otwartymi rękoma przyjmowani są też np. pracownicy branży medycznej oraz IT, ale też operatorzy koparek czy mechanicy. Są również tacy, którzy mieszkają na Frøyi, ale pracują na co dzień na platformach wiertniczych. Opcji jest wiele, ważne jednak, by potencjalni pracownicy i mieszkańcy wyspy mówili po norwesku.
– Czemu nie ma tłumów chętnych? Pewnie za sprawą wyspiarskiego trybu życia, który nie każdemu odpowiada – śmieje się Krzysztof. – Ale jeśli doszedłeś do punktu, w którym stwierdziłeś, że kariera w korporacji, okupiona stresem, nie jest szczytem twoich marzeń, wyspa jest dobrym miejscem, by rozpocząć nowe życie.
To może Cię zainteresować
31-03-2018 07:55
7
0
Zgłoś
29-03-2018 23:58
10
0
Zgłoś
29-03-2018 14:42
9
0
Zgłoś