Preikestolen. Wyprawa po emocje

Fot. fotolia - royality free
Dojazd i pierwszy bezdech
W Tau przesiadamy się w autobus Tide, który zawozi nas na parking przy schronisku mieszczącym się niedaleko Norwegian Mountain Touring Association. Z zaczerpniętych w schronisku informacji dowiadujemy się, że wyruszamy z poziomu 270 metrów, a przed nami mniej więcej 3,8 kilometrów różnorodnej trasy.
Zimno. Zakładamy rękawiczki i czapki. Zaczyna prószyć drobny śnieg... i padać deszcz. Podekscytowani, nie zwracamy szczególnej uwagi na te niedogodności, choć warunki pogodowe nie należą do najprzyjemniejszych.
Ruszamy. Jest nas czwóro. Ja, mój mąż oraz jego siostrzeniec z dziewczyną. Pierwsza niewinnie wyglądająca, choć stroma górka – i stało się. Ja, typowy ciepłolubny kot kanapowy, od niedawna aktywnie trenujący w centrum sportowym, tracę oddech. Trzęsą mi się nogi i ręce, nie mogę złapać oddechu. Wstyd mi, więc zwalniając nieco, mówię, że każdy przecież idzie swoim tempem. Mimo to przezwyciężam słabości i zmuszam się do wysiłku. Ręka w rękę z mężem pokonuję ten krótki odcinek i po chwili wszystko wraca do normy, oddech się uspokaja. Rozleniwiony organizm przestawia się z trybu „off” na „on”. Teraz już będzie dobrze.
Czterolatki, psy, Crocsy i inne niespodzianki
Pogoda bez zmian. Nadal zimno i pada. Jesteśmy jednak dobrze przygotowani. Mamy odzież termiczną i buty trekkingowe. Gdy przystajemy na chwilę, by napić się wody, z mieszaniną zdumienia i podziwu dostrzegamy japońską parę, która dziarskim i pewnym krokiem pokonuje trasę wyprawy... w Crocsach. Zaraz za nimi idą młodzi rodzice prowadzący za rękę na oko czteroletniego chłopca, który z pasją na twarzy odważnie pokonuje kolejne skalne schodki. Obok niego wesoło podskakuje pies. Do największych bynajmniej nie należy.
Ruszamy dalej. Gdzieniegdzie błoto, drewniane kładki i wąskie przejścia. Ustawione na trasie tabliczki informują, w którym miejscu jesteśmy i co jeszcze przed nami. Wliczając kilka odpoczynków i pamiątkowe fotografie, całkowity czas wspinaczki przewidziano na około 1,5 – 2 godziny.
Mimo że w samym Stavanger, a nawet u podnóża szczytu, zimy nie widać, mniej więcej w połowie wysokości wszędzie leży śnieg, w który zapadają nam się nogi powyżej kostek. Przy węższych przejściach trzeba ostrożnie stąpać, bo nie sposób dostrzec luk skalnych, nierówności i urwisk pod śniegiem. Wysiłek się opłaca. Mimo mijanych na trasie ludzi, możemy chwilami w samotności poobcować z potęgą gór, przejmującą ciszą i spokojem.
Ostatni rozległy płaskowyż, przysypany białym puchem, nad którym unosi się mgła, sprawia nieco tajemnicze wrażenie. W ciszy, na tej ogromnej przestrzeni, w otoczeniu wysokich szaro-srebrnych szczytów, czujemy się trochę jak bohaterowie Trylogii Tolkiena. Pomyśleć tylko, że kilka kroków w jedną czy drugą stronę pozwoliłoby tak ukryć się we mgle, że nikt nie dostrzegłby nawet naszej obecności. Kuszące i przerażające zarazem.
Szczyt
Granatowy fiord, stroma przepaść w dół i dzika, nieskażona natura. Nic dziwnego, że Preikestolen znajduje się wśród dziesięciu najwspanialszych punktów widokowych na świecie w rankingu Lonely Planet.
Warto było pokonać siebie.
Raport Norwegia
Twoje centrum aktualności i najnowszych wiadomości z Norwegii. Publikujemy dziesiątki informacji dziennie, abyś był zawsze na bieżąco. W jednym miejscu znajdziesz kluczowe informacje: od alertów pogodowych i sytuacji na drogach, przez doniesienia z rynku pracy, po najważniejsze wydarzenia z Oslo, Bergen, Stavanger i wszystkich regionów Norwegii.
04-12-2015 10:40
1
0
Zgłoś