Stuprocentowy polski start na Finnmarksløpet – Biegnący Wilk w ekstremalnym biegu psich zaprzęgów

Dariusz Morsztyn
Polak potrafi
Dlatego start Polaka w wyścigu Finnmarksløpet często jest przyjmowany przez innych uczestników jako „wydarzenie egzotyczne”. Norwegowie nie wyobrażają sobie, żeby w naszym kraju można było trenować psy zaprzęgowe.
– Ciągle spotykam się z pytaniami w stylu „ czy polskie psy widziały kiedyś śnieg…?” – mówi Pan Dariusz.

„Czy polskie psy widziały kiedyś śnieg?" Fot. Dariusz Morsztyn
Szesnaście psów, dwa Wilki i fotograf
Polski maszer mieszka i trenuje w najdzikszym rejonie Mazur nazywanym „Republiką Ściborską”, miejscem zawieszonym gdzieś między Węgorzewem a Gołdapem. Na tym obszarze prowadzi również jedyne stałe muzeum północnych ludów tubylczych – tzw. „muzeum eskimoskie”. Swoją pasję etnologią przenosi również na psy zaprzęgowe, które noszą imiona zaczerpnięte z grenlandzkich legend, takie jak Angakok, Ivalok czy Asajuk.

Psi zaprzęg. Fot. Dariusz Morsztyn
Psy i plemiona tubylcze to tylko jedna z jego licznych pasji. Pan Dariusz jest działaczem społecznym, pszczelarzem, rolnikiem ekologicznym, biegaczem i maszerem, który uwielbia tereny północnej Norwegii. W tym roku również odwiedzi ukochane miejsca, biorąc udział w dwóch ekstremalnie trudnych wyścigach.
W ekspedycji, oprócz Dariusza Morsztyna aka Biegnącego Wilka, udział wezmą także: Darek Karp – Szary Wilk, fotograf i traper znad Biebrzy, oraz Piotr Bagiński – fotograf i restaurator z Suwałk. Polaków wspomagać będzie szesnaście długodystansowych Alaskan Husky o eskimoskich imionach. Psy, z którymi wyruszy polska wyprawa, pochodzą z północnej Norwegii. Rozmnożyły się i żyją w Polsce, od kilku lat trenując w rejonie Dzikich Mazur.
– Zwierzęta codziennie bardzo dużo biegają. Podczas treningów pokonują kilkudziesięciokilometrowe trasy na świeżym powietrzu. To ogromnie ważne dla zdrowia i dobrego samopoczucia u tej rasy psów. Tak samo ważna jest dieta, która powinna się składać z naturalnych składników i dobrej jakości mięsa – tłumaczy Biegnący Wilk.

Fot. Dariusz Morsztyn
Polska ekipa na rubieżach Północy
Ekipa przekonuje, że nie chce iść na łatwiznę i wybierać zagranicznych rozwiązań. Uczestnicy wyprawy są zgodni co do tego, że warto promować na świecie dobre, polskie produkty. Tym bardziej, że Finnmarksløpet to wydarzenie szczególne, którym żyje nie tylko Norwegia, ale miłośnicy zimowych zawodów z całego świata. Co roku podczas trwania imprezy oficjalna strona biegu odnotowuje około 100 milionów wyświetleń. To doskonała okazja do promocji “polskiej marki”.
Do zrobienia jest jeszcze sporo, jednak ekipy nie opuszcza optymizm.
– Oczywiście, że zorganizowanie w 100 proc. polskiej wyprawy to duże wyzwanie i przedsięwzięcie, które wymaga zaangażowania wielu osób. Jednak już zaczęliśmy je realizować. Jedna z polskich firm zdecydowała się na wyprodukowanie wyjątkowej karmy dla naszych psów, specjalnie dla wyprawy na Finnmarkløpet. To będzie pierwszy tego rodzaju produkt! – cieszy się Pan Dariusz.
Polak jest genialnym stworzeniem, który da sobie radę w każdych warunkach! Nie ma przed nami przeszkód, których nie da się pokonać. Chcemy, żeby wszystko, co weźmiemy ze sobą w trasę, było polskiej produkcji: od pojedynczej skarpetki, po jedzenie dla psów i ekwipunek dla załogi.
Nic za wszelką cenę
W 2009 roku Biegnący Wilk i jego załoga ukończyli Finmarksløpet na odcinku 500 km. Natomiast w 2012 roku, przy pierwszym podejściu do 1000 km, ze względu na bardzo trudne warunki pogodowe i zmęczenie psów, zawodnicy wycofali się z wyścigu.
– Uczestniczenie w Finnmarksløpet jest czymś więcej niż rywalizacją. To stan umysłu, sposób na życie – przekonuje Wilk.
Tego typu bieg to również spore wyzwanie fizyczne i psychiczne dla ludzkiego organizmu. Bez wątpienia w lepszym przygotowaniu pomagają doświadczenia zdobyte podczas poprzednich edycji biegu. Drużyna Wilka nie obawia się niskich temperatur. Zarówno psy, jak i ekipa są zahartowani i przygotowani na zimno. Morsztyn zapewnia, że znacznie gorzej niż niskie, na zaprzęg i maszera działają wysokie temperatury. Robi się mokro, trudniej manewruje się na śniegu.
– W czasie wyścigu często zdarzają się sytuacje kryzysowe. Po przemierzeniu setek kilometrów człowieka dopada skrajne znużenie. Pamiętam, że raz zdarzyło mi się tak, że stojąc na saniach z tyłu po prostu zasnąłem. Było to o tyle dziwne, że cały czas odpychałem się nogami i prowadziłem zaprzęg. Robiłem to automatycznie. Ze zmęczenia totalnie się wyłączyłem – mówi pan Dariusz.
Uważam, że tam, gdzie pojawiają się w sporcie zwierzęta, nie powinno być miejsca na wyczyn, a psy startujące ze mną w wyścigu są moimi przyjaciółmi.

Na Polonię zawsze można liczyć
To i tak nie wszystkie trudności związane z wyścigiem. Uczestników czeka jazda w terenie górskim, po krętych leśnych ścieżkach, taflach długich zamarzniętych jezior. O skali trudności wyścigu może świadczyć fakt, że w 2015 roku ze względu na bardzo trudne warunki atmosferyczne żaden z uczestników nie ukończył trasy.
Wyprawa to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Polska ekipa zbiera również informacje o miejscach noclegowych w okolicach Røros i Alta.
Pomoc naszych rodaków zawsze była dla nas nieoceniona. Są jak kolejny zawodnik w biegu. Za każdym razem, gdy byłem w Północnej Norwegii, spotykałem się z życzliwym przyjęciem tamtejszej Polonii. Spotkałem wspaniałych, uśmiechniętych ludzi, którzy trzymali za nas kciuki i zawsze mieli dla polskiej załogi dobre słowo. Rodacy kibicowali naszemu zaprzęgowi, wspierali nas tak, jak najlepiej potrafili. W tym roku również zachęcamy do odwiedzania nas na starcie, wspólnych spotkań i rozmów.
Wyprawę można również wspomóc za pośrednictwem portalu PolakPotrafi.pl, gdzie wkrótce rusza zbiórka funduszy.
To może Cię zainteresować
07-12-2015 11:57
3
0
Zgłoś
07-12-2015 11:50
2
0
Zgłoś
06-12-2015 13:13
2
0
Zgłoś