Lewandowski mógł grać w Norwegii. Ale szef klubu nie dał na bilet

Robert Lewandowski wikimedia.org - Богдан Заяц - Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported
Dobry nos to podstawa
Trudno zaprzeczyć, że dobrego nosa ma za to trener Nawałka, który wie, kiedy wpuścić na boisko danego piłkarza, tak by skorzystał na tym cały zespół – jak w przypadku „wejścia smoka" w wykonaniu Błaszczykowskiego podczas meczu z Ukrainą.
O dobrą intuicję nie można chyba za to posądzać ówczesnych trenerów norweskiego Hødd. Drużyna z sześciotysięcznego Ulsteinvik w okręgu Møre og Romsdal, która obecnie gra w norweskiej 1. divisjon (druga klasa rozgrywkowa), prawdopodobnie przegapiła szansę życia. Jej największym sukcesem było zdobycie Pucharu Norwegii w 2012 roku. Kto wie, co stałoby się, gdyby jednak zafundowali Lewemu bilet do kraju fiordów?
Skąpy dwa razy traci
Tak Robert trafił do trzecioligowego Znicza Pruszków. Jak się później okazało, doskonała inwestycja kosztowała ich ledwie 5 tysięcy złotych. Po udanym roku gry w Pruszkowie po polskiego piłkarza zgłosił się mało znany klub z Norwegii. Włodarze Hødd chcieli zaprosić go na testy. Tak w wywiadzie dla TV2 były asystent trenera zespołu Lars-Petter Rønnestad wspomina tę sytuację:
– W 2007 roku dostałem cynk od kolegi Kristiana Lillestøla, który mieszkał z partnerką w Polsce i chodził często na lokalne mecze. Polecił nam dwóch piłkarzy nadających się pod wypożyczenie. Jednym z nich był Robert Lewandowski, nazwiska drugiego nie pamiętam. Obydwaj grali w 3 lidze, zaprosiliśmy ich do nas na testy. Jednak klub Roberta chciał, byśmy pokryli koszt podróży do Norwegii. Nie przystaliśmy na taką propozycję i tak ta historia się zakończyła.
Transfer marzeń
– Naszego klubu i tak nie byłoby stać na opłacenie zawodnika takiego jak Lewandowski. Ale gdyby to się udało, byłby to najlepszy zakup w historii.
Zamiast tego, Lewy zapisał się złotymi literami w historii Znicza. Najpierw został królem strzelców 3 ligi, walnie przyczyniając się do awansu pruszkowian do wyższej klasy rozgrywkowej. Wyczyn powtórzył także w 2 lidze, co ściągnęło uwagę prosperującego wówczas klubu ekstraklasy, Lecha Poznań. Znicz zbił na Lewym fortunę. Poznaniacy zapłacili za niego 1,66 miliona złotych, a przy każdym kolejnym transferze między krajami będzie otrzymywał spory zastrzyk pieniędzy zgodnie z zasadą solidarity contribution.
Info: Solidarity contribution – zasada polegająca na tym, że każdy klub, w którym zawodnik grał między 12 a 23 rokiem życia, w przypadku transferu zagranicznego, otrzymuje 0,5 proc. wartości zawodnika za każdy sezon spędzony w danym klubie w tym okresie. Jest to rodzaj nagrody za szkolenie piłkarza w młodym wieku. Tym sposobem za transfer z Lecha do Borussi Dortmund Pruszków zyskał około 300 tys. złotych. Nie zarobił jednak nic na transferze do Bayernu, ponieważ był to transfer w obrębie jednego państwa.
Nie będzie powtórki z Kopciuszka
Źródła: TV2, Verdens Gang, sportowefakty.wp.pl, 90minut.pl
To może Cię zainteresować
27-05-2019 13:58
0
0
Zgłoś