Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

15 tysięcy Chorwatów skandowało Polska, Polska, Polska. Wenta kilka razy chciał ryczeć, cichy bohate

Są wielcy, gdyż dali radę. Mimo wszystkich przeciwności losu, mimo kontuzji i porozbijania, duch okazał się mocniejszy od ciała. "Płakać nie płakałem, bo nie wypada, ale parę momentów takich było, że chętnie bym się poryczał” – powiedział po meczu o brązowy medal trener Bogdan Wenta. "Dwa razy trafić Dunów na takiej imprezie to nie byle co. Zagraliśmy znakomite spotkanie i to my, a nie Duńczycy wyciągnęliśmy więcej wniosków z pierwszego meczu”.

Kluczem jak zwykle była obrona i tym razem rewelacyjna gra drugiej linii. Ogolony na łyso Karol Bielecki raz za razem dziurawił bramkę Kaspera Hvidta. Był jak odmieniony, jakby zrzucił z siebie cały ciężar nieudanych akcji w innych meczach, jakby rozumiał, że jego bramki mogą dać ten brązowy medal.

I dały. Po meczu olbrzym z Sandomierza jak zwykle podkreślał, że nie ma żadnych bohaterów, że gra cały zespół, że nie ważne kto rzuca, ale przecież ktoś musiał, a tym kimś był Karol Bielecki. Dzielnie sekundował mu Bartłomiej Jaszka. Też nieudana pierwsza faza w Varażdinie. Problemy, zamknięcie psychiczne, lecz dzisiaj rewelacyjnie prowadził grę reprezentacji Polski. Wiedział, że musi, bo Damian Wleklak bardziej wszedł na boisko siłą woli i charakteru niż możliwości fizycznych.

Dla mnie jednak największą wartością polskiego zespołu w tych mistrzostwach był Tomasz Tłuczyński. Jeszcze przed rokiem w Norwegii, posępny skrzydłowy unikał dziennikarzy, starał się uciekać od kamer i mikrofonów, był speszony i nieśmiały. W Chorwacji to człowiek pewny własnej wartości, mocny psychicznie i fizycznie. Nie można go złamać, on łamie innych. Tomka nie ma jednak w najlepszej drużynie tych zawodów.

Na lewym skrzydle fachowcy umieścili Francuza Michaela Guigou, na prawym reprezentanta gospodarzy Ivana Cupića, najlepszym kołowym mistrzostw i najbardziej wartościowym graczem inny zawodnik Chorwacji Igor Vori. I tylko nie przewidzieli wybierający, że w finale Vori dostał czerwoną kartkę, gdy chciał rzucić piłką w sędziego. Przegrywać też trzeba umieć. Vori i chorwaccy kibice nie potrafią.

Drugim zawodnikiem mistrzowskiego francuskiego zespołu w najlepszej drużynie mistrzostw, środkowy rozgrywający Nikola Karabatić, a trzecim fenomenalny bramkarz Thierry Omeyer, choć ja widziałbym w tym miejscu Sławomira Szmala. Ale i my mamy swego reprezentanta. To prawy rozgrywający reprezentacji Polski Marcin Lijewski.

Stawkę uzupełnia Chorwat Blażenko Lacković na lewej połówce. Najlepszym strzelcem chorwackich mistrzostw świata Kirył Lazarov z Macedonii. Pamiętamy, napsuł nam sporo krwi, ale ponieważ pamiętliwi nie jesteśmy – wybaczamy i gratulujemy.

Reprezentacja Polski w piłce ręcznej mężczyzn jest pierwszym zespołem w historii polskiego sportu, który przywozi medale z dwóch kolejnych mistrzostw świata, a to jeszcze nie wszystko. To grupa ludzi zdeterminowana by być najlepszymi na świecie. Ja mocno w to wierzę choć Wenta mówi, że będzie coraz trudniej. "Z myśliwych staliśmy się zwierzyną – twierdzi z uśmiechem, ale jednocześnie przyzwyczailiśmy wszystkich, sędziów, działaczy, organizatorów i inne drużyny, że trzeba się z nami liczyć. Na podium Polacy byli z początku przyjmowani nieufnie, ale gdy po odebraniu medali zaczęli się cieszyć, cała piętnastotysięczna publiczność w hali z Zagrzebiu skandowała Polska, Polska, Polska. Dla takich chwil warto żyć.

Z Zagrzebia dla Wirtualnej Polski - Andrzej Janisz, Polskie Radio.
Żródło: wp.pl
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok