Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

1
Trøndelag – część II

 
Fot. Wilhelm Karud
... Powstała droga nie należąca do nikogo, wiodąca przez rozległą ziemię bezpańską ... - pisał prawie sto lat temu Knut Hamsun. Ojczyzna pisarza wzięła nazwę od staronordyckiego nord vegr - „droga na północ". Po lekturze jego „Błogosławieństwa ziemi" zacząłem jeździć do Norwegii. Dziś po raz kolejny jestem na północy kontynentu. Cieszę zmysły dźwiękami, kolorami, zapachami i smakami okręgu Trøndelag.

 
Przedstawiamy drugą część relacji Wilhelma Karuda z pobytu w okręgu Trøndelag.

W krainie fiordów i lodów

Kiedy po powrocie z wędkowania uporałem się z patroszeniem pstrągów Anne zaprosiła mnie do stołu. Moja gospodyni najpierw podała domowy chleb zapieczony z twarogiem, wiejskie solone masło i wodę źródlaną z pobliskiego zdroju. Potem jadłem zupę z kurek, potrawkę z łosia i paj nadziany borówkami. Deser stanowiła kawa i lody śmietankowe z dodatkami do wyboru. Z kilkulitrowego pojemnika firmy Diplom-Is braliśmy po gałce pysznej masy i komponowaliśmy z tym, co Anne postawiła na stole. Było w czym wybierać. Moja norweska znajoma i jej mąż specjalizują się w handlu drewnem i przetwórstwie dziczyzny ale ich dodatkowym zajęciem jest wszechstronne wykorzystanie miodu, owoców, ziół i płodów runa leśnego. Z żurawiny i brusznicy zebranych we własnym lesie robią soki, dżemy i galaretki. Multe - malina moroszka z własnych mokradeł nad Nidelvą służy im do produkcji musu, nalewek i konfitury. Swoje przeznaczenie mają też dzikie poziomki, tarnina,  kwiaty kłokoczki, brzozowy sok,  listki melisy i Bóg wie co jeszcze. Nigdy nie zapomnę smaku lodów z podanym na gorąco czekoladowym sosem, wrzosowym miodem i dżemem z moroszki.

biala_noc_nad_fiordem.jpg 
 Biała noc nad fiordem. Fot. Bengt Magnusson

 

Coraz więcej Norwegów urozmaica swoje domowe menu tradycyjnymi smakami zapomnianymi nieco w okresie gospodarczego boomu. Właściciele farmy Moen Gård w Klæbu nieopodal Trondheim to ludzie pełni energii, pragmatyzmu ale i fantazji. Zbierają stare receptury, eksperymentują w kuchni, w wędzarni i przy starym piecu chlebowym. Kiszą, marynują, solą, suszą, mrożą, mieszają smaki. Raz w miesiącu serwują swoje specjały na jarmarku tradycyjnej żywności w historycznym centrum stolicy regionu, tuż nad Trondheimsfjorden. Lada moment rozpoczną renowację wielkiego drewnianego domu odziedziczonego po wuju dyplomacie. Obok części hotelowej będzie tam bogata biblioteka, muzeum starych mebli i sprzętów kuchennych, galeria malarstwa oraz jadłodajnia. Mam już nawet zaproszenie na otwarcie obiektu, podczas którego Anne poczęstuje gości nowymi rodzajami tarty, szklaneczką kultowej kminkówki Linie Aquavit i lodami o smaku młodej pokrzywy, czerwonych buraczków oraz kardamonu.


Złota Droga, brusznica i pluszcz zwyczajny

Jadąc z Trondheim do centrum regionu Innherred w Steinkjer można wiele zobaczyć, odczuć, posłuchać i posmakować. W miasteczku kwiatów Levanger trzeba zwiedzić drewnianą zabudowę starego centrum, kurhan z początków naszej ery i kilka średniowiecznych kościółków. Na przełomie sierpnia i września odbywają się tu inscenizacje artystyczne poświęcone epoce Wikingów. Kilka dni przed moim pobytem w Levanger gościł król Norwegii Harald V. W parku w Straumen nad fiordem Borgen warto pospacerować wśród miniaturowych rzeźb Nilsa Aasa kończąc trasę przy intrygującej artystycznej instalacji. To pomnik ważnej dla Norwegów ryby, flądry. Elementy filigranowej konstrukcji wydają ciche dźwięki – melodie inspirowane twórczością Edwarda Griega. Straumen okalają wielokilometrowe aleje brzóz, między którymi biegną szlaki rowerowe.

Den Gyldne Omvei (Złota Droga) to malownicza trasa łącząca 18 kooperujących z sobą farm, galerii, wytwórni ekologicznej żywności i pensjonatów. W kameralnych zatoczkach fiordów, na leśnych polanach i na górskich zboczach trafimy do sadyb farmerskich pamiętających XVIII. wiek. Ich właściciele prowadzą wspólne turystyczne projekty, wymieniają się produktami i informują na temat potrzeb gości. W Gulburet kosztuję zupy z kurek, piwa z lokalnego browaru Ølutsalg, kilku rodzajów miodu i podpłomyków lefse nadzianych mielonym mięsem pardwy.

yttervik_gaard.jpg 
 Farma Yttervik. Fot. Wilhelm Karud

 

Na farmie Gangstad zajadam się dojrzewającymi serami domowej produkcji i słucham opowieści o przodkach właścicielki. Astrid od niedawna produkuje też lody i to w dwunastu gatunkach. Oprócz popularnych smaków jej wyroby pachną melisą, kminem i brusznicą. Gdy na targach żywności w Niemczech poproszono ją o nową recepturę wymyśliła lody o nazwie „król kniei” inspirowane smakami norweskiego lasu. Z okien częściowo schowanej w ziemi restauracji Øyna Parken oglądam panoramą kilku gmin Innherred położonych nad odnogami trzeciego co do długości norweskiego fiordu. Na talerzu mam halibuta z wiórkami smażonej szynki, łyżką grubej ikry, kurkami z cebulką i listkiem świeżej bazylii. Nieopodal stoi biały, długi na 18 metrów, drewniany budynek farmerski przeniesiony tu w całości z innej wsi specjalnym transportem. Obecnie to pensjonat Husfrua, a podawane tam placki ziemniaczane i befsztyki skuszą mnie następnego dnia. Wtedy też sfotografuję położony nieco niżej na stoku kamienny kościół. Świątynię w Sakshaug wybudowano w połowie XII. wieku a w jednym z portali umieszczono płaskorzeźbę (maska diabła) wcześniejszego pochodzenia.

gangstad.jpg 
 Regionalne wiktuały z farmy Gangstad. Fot. Wilhelm Karud

 

Przodkowie Astrid nabyli farmę Gangstad na początku ubiegłego wieku. Wykorzystując okoliczne łąki od początku hodowano tu konie, bydło, owce i kozy. Obecnie gospodarstwo posiada 35 mlecznych krów i 40 hektarów gruntu. Krowy dają rocznie ponad 250 tysięcy litrów mleka więc nie szczędzi się pieniędzy na nowoczesny sprzęt. 4 lata temu zainwestowano 3 miliony norweskich koron na unowocześnienie procesu produkcji serów i lodów. Roczny dochód ze sprzedaży wyrobów farmy to około 6 mln koron. Astrid jest serowarem i specjalistką w produkcji lodów. Rzemiosła uczyła się w Szwecji, we Włoszech i Francji. Osobiście nadzoruje prace kilkuosobowego zespołu dbając o przestrzeganie skomplikowanych procesów powstawania każdego asortymentu. 40 % produkcji sprzedawana jest bezpośrednio na farmie, gdzie zagląda coraz więcej norweskich i zagranicznych turystów. Po zwiedzeniu linii produkcyjnych grupy uczestniczą w degustacji a potem kupują wybrany towar. Reszta dostarczana jest na jarmarki oraz do około 80 sklepów w środkowej części kraju i w aglomeracjach wybrzeża. Na farmie dodatkowo uprawia się kmin wykorzystywany jako przyprawa do sera, lodów i sporadycznie produkowanych wędlin. Moja znajoma ceni sobie współpracę z największą norweską firmą mleczarską TINE. Nie ma tu mowy o żadnym konkurowaniu. W kraju nad fiordami jest miejsce zarówno dla rodzinnego biznesu, jak i wielkich przedsiębiorstw państwowych.


Jeszcze raz o lodach :)

Pierwsze wytwórnie lodów założono w Norwegii w latach 20. ubiegłego wieku. Niedługo potem w Oslo powstała narodowa lodziarska marka Diplom Is. Na prowincji produkcją lodów zajmowały się spółdzielnie spożywców. II. wojna światowa zahamowała rozwój przemysłu mleczarskiego ale po jej zakończeniu wszystko ruszyło z impetem. Hele Norges iskrem (Lody całej Norwegii) to hasło nie bez pokrycia. Z produkcją 52. milionów litrów lodów rocznie Diplom-Is zapełnia ponad połowę tego rynku w kraju. Najbardziej poszukiwane są lody o nazwach Lollipop, Krone-is, Dream, Gullpinne i Gigant.

Diplom-Is reprezentuje też na terenie Skandynawii takie marki, jak Mars, Nestle i Mövenpick. Potomkowie wikingów, Ibsena i Hamsuna przodują w świecie w ilości zjadanych lodów, wyrobów czekoladowych, wypijanej kawy i mleka. Coraz częściej cenią sobie rodzime produkty i są gotowi płacić za nie więcej, niż za te z importu.


To jeszcze nie wszystko

Nazajutrz obejrzę pochodzące z epoki kamiennej ryty naskalne w Bardal i tajemniczy krąg kamienny nieopodal Egge. W Yttervik Gard będę uczył się rozpoznawać zioła, pomogę czyścić brusznicę i przygotowywać 140 porcji paja z żurawiną. Zwiedzę starą kopalnię miedzi w Mokk, a wiosłową łodzią popływam po stawach w Brandheia. Po kilku kilometrach marszu dotrę do symbolicznego środka Norwegii nieopodal Gaulstad. Niechcący przestraszę też pluszcza zwyczajnego (Cinclus cinclus). Ten niepozorny ptaszek (jeden z symboli kraju) gnieździ się w mało dostępnych szczelinach skalnych nad górskimi rzekami. Nie nazbieram jednak prawdziwków, które mijam co krok na wszystkich ścieżkach Innherred, bo podczas krótkiego pobytu w Trøndelag nie mam co z nimi zrobić. Wrócę tu kiedyś specjalnie na grzybobranie.

ryty_naskalne_bardal.jpg 
 Ryty naskalne w Bardal. Fot. Wilhelm Karud

 

Pierwszą część relacji z Trøndelagu można przeczytać tutaj

 

 

 

 

                                                                                                                   

                                          
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok