Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Trøndelag - część I

 
 Trondheim. Fot. Wilhelm Karud
... Powstała droga nie należąca do nikogo, wiodąca przez rozległą ziemię bezpańską ... - pisał prawie sto lat temu Knut Hamsun. Ojczyzna pisarza wzięła nazwę od staronordyckiego nord vegr - „droga na północ". Po lekturze jego „Błogosławieństwa ziemi" zacząłem jeździć do Norwegii. Dziś po raz kolejny jestem na północy kontynentu. Cieszę zmysły dźwiękami, kolorami, zapachami i smakami okręgu Trøndelag.



Publikujemy cykl artykułów krajoznawczych Wilhelma Karuda o Norwegii. Notka biograficzna o autorze na dole artykułu.



Na własnej skórze chciałem odczuć, jak człowiek zmaga się z samotnością, skalistym gruntem, długą nocą i trzaskającym przez pół roku mrozem. Szybko odkryłem, że borealna przestrzeń to nie tylko knieja, kamienie i ciężka praca. Dziś po raz kolejny jestem na północy kontynentu. Cieszę zmysły dźwiękami, kolorami, zapachami i smakami okręgu Trøndelag. Szukam śladów historii kraju.



Trondheim - stolica Sør -Trøndelag


Ponad tysiąc lat temu portowy gród Nidaros usadowił się u ujścia rzeki Nidelvy do Trondheimsfjorden. W miejscu, gdzie wody Atlantyku długimi jęzorami fiordu łączą się z górami interioru, Olaf  I Tryggvason budował swoją pierwszą siedzibę i mury obronne. Król wikingów od 995. roku zasłużył się potomnym sprzyjając wprowadzaniu chrześcijaństwa i broniąc Norwegii przed duńskim agresorem. Miasto szybko stało się ważnym portem, twierdzą obronną i centrum kultu religijnego. Na wyspie Munkholmen obok lochów więziennych, miejsc straceń wrogów i wież obronnych powstał klasztor
benedyktynów. W cichych przystaniach fiordu szkutnicy budowali długie łodzie morskich zdobywców a w zakolu Nidelvy rosły mury katedry. Obecne Trondheim (miasto kilka razy zmieniało nazwę) przez wiele lat było siedzibą królów i pełniło funkcję stolicy państwa, a katolickie arcybiskupstwo przetrwało aż do Reformacji. Miasto trawiły liczne pożary a największy, zwany „pożarem Hornmana", w 1681. roku pochłonął 90% zabudowy. Podczas II wojny światowej Niemcy wybudowali tu bazę okrętów podwodnych z zamiarem panowania nad obszarem Północnego Atlanatyku.

Wcześnie rano stoję pod statuą założyciela miasta, zwrócony w kierunku północnym. Zza starych doków, historycznych nabrzeży i jachtowej przystani wyłaniają się kontury Munkholmen. Na wyspę co kilkadziesiąt minut można popłynąć szybkim promem. To obecnie popularne miejsce rekreacji, ważny punkt na trasie wycieczek szkolnych, jeden z symboli historii miasta. Za plecami mam fragment szerokiej alei Munkegata z ratuszem miejskim a głębiej północną fasadę katedry św. Olafa. Ze świątynią sąsiaduje średniowieczny Pałac Arcybiskupi, jeden z oddziałów Muzeum Narodowego i Muzeum Sztuki. W pobliżu jest też najdalej na świecie na północ położona synagoga z jedynym w Norwegii Muzeum Żydowskim. Zwiedzając je poznałem przejmującą historię Cissi Klein. Wprost ze szkolnej ławki żydowską dziewczynkę zabrała policja wysyłając bezpośrednio do Auchswitz-Birkenau. 

old_town.jpg 
 Trondheim. Magazyny nad Nidelvą. Fot. Wilhelm Karud


Ulicą Kongens Gate idę w kierunku
starówki. Mijam stragany jarmarku żywności, jaki w centrum miasta odbywa się w każdą sobotę. Okoliczni farmerzy, rybacy, piekarze i producenci ekologicznej żywności prezentują tu swoje wyroby. Kosztuję salami z łosia, zapieczonego z serem chleba, konfitury z maliny moroszki i kilku gatunków kozich serów. Jest miód wrzosowy, kmin rzymski, z uprawy którego słynie Trøndelag, oraz domowej produkcji czekolada z odrobiną ... dziczyzny. Chwilę rozmawiam z Anne Huitfeldt, właścicielką okolicznych lasów, łąk i mokradeł. Farmerka produkuje wyroby z mięsa łosia i pardwy sprzedając je w całym Trøndelag a nawet w Oslo. Starą siedzibę przodków zamieni wkrótce na rustykalny pensjonat. Na ulicznym targowisku przybywa ludzi. Jezdnia, chodniki i ścieżki rowerowe zaczynają tętnić porannym życiem. Trondheim liczy 170 tysięcy mieszkańców, z czego 30 tysięcy to studenci. Podobny do wielkiego kościoła najstarszy gmach Uniwersytetu góruje nad miastem. Widzę go na wzniesieniu po prawej stronie. Na wprost, na zalesionym wzgórzu, wznosi się Kristiansten Festning - XVII. wieczna forteca broniąca miasta przed zagrożeniem ze strony Szwecji. Przede mną charakterystyczna, niezwykle barwna, drewniana zabudowa brzegów Nidelvy. To stare stoczniowe magazyny, byłe przetwórnie ryb, powrozownie, warsztaty szkutnicze i wędzarnie. Starówka ciągnie się od najstarszego w mieście mostu, Gamle Bybro, aż do obiektów starej stoczni. Stamtąd już niedaleko do przystani, gdzie cumują statki linii Hurtigruten. Ta jedna z najpiękniejszych morskich tras świata łącząca Bergen z Kirkenes to najlepsza turystyczna promocja Norwegii.


Święty wiking, stabbur i pomnik flądry.


Początek jesieni w okręgu Trøndelag to dobry czas na zwiedzenie tego fascynującego kawałka Norwegii. Przymrozki jeszcze nie poraziły zieleni, runo leśne wydaje właśnie smakowite owoce a imprez na wolnym powietrzu wciąż wiele. Po ścierniskach w Skogn przechadzają się żurawie, w rzece Ogna biorą pstrągi, grupka pielgrzymów podąża do noclegowni w Aspåsen. Z biegnącej przez cały kraj trasy E-6 na odcinku Trondheim - Steinkjer zjeżdża wiele pojazdów. To głównie Norwegowie coraz liczniej ruszający podziwiać rodzimy krajobraz, poznawać miejsca ważne dla historii kraju i kosztować lokalnych przysmaków. Ale nie tylko oni. Przed ruinami średniowiecznego klasztoru Munkeby spotykam grupę turystów z Hiszpanii. Przed kilku godzinami zeszli na ląd ze statku kursującego wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Norwegii. Zwiedzili gotycką katedrę św. Olafa w Trondheim, drewnianą zabudowę miasteczka Levanger a na jednej z farm zjedli får i kål - jagnięcinę z kością, tradycyjnie podawaną z kapustą, ziołami i ziemniakami w mundurkach. Dziwi ich niespodziewanie piękna pogoda, ilość zadbanych zabytków, obfitość regionalnych potraw i gościnność gospodarzy. Szlak pielgrzymkowy św. Olafa porównują do traktu św. Jakuba wiodącego do Santiago de Compostela. Stwierdzają też, że norweska tradycja stabbur przypomina iberyjskie hórreo. To drewniane, usadowione na palach przewiewne budynki od stuleci służące przechowywaniu wszelkich rodzajów żywności. Zarówno hiszpańskie hacjendy, szwajcarskie czy angielskie farmy, jak i siedziby norweskich posiadaczy ziemskich nie mogły się bez nich obejść.

Jestem w Stiklestad, miejscu znanym każdemu potomkowi wikingów, Ibsena i Muncha. Stoję na łące, gdzie 29. lipca 1030. roku rozegrała się bitwa przesądzająca o chrystianizacji Norwegii i zjednoczeniu państwa. Po okresie bezkrólewia z wygnania na Ruś powrócił król Olaf II Haraldsson. Wiking, ochrzczony we francuskim Rouen, stawił czoła silnej armii zebranej przez pogańskich wodzów. Poległ w nierównej walce ale jego śmierć nie była daremna. Wierzący pochowali go w Nidaros a o jego czynach w obronie wiary zaczęły krążyć legendy. Rok po bitwie został świętym, śpiewano o nim pieśni, uwieczniano na średniowiecznych miniaturach, stawiano mu ołtarze i pomniki. W miejscu pochówku już w XI. stuleciu zaczęto budować wielką katedrę. Dziś to największa w całej Skandynawii i najdalej od Rzymu położona gotycka budowla sakralna. To także miejsce koronacji królów norweskich, skarbnica relikwii, narodowych symboli i cel pielgrzymek.

 olaf.jpg
 Ikona św. Olafa. Fot. Wilhelm Karud


Zwiedzam kamienny kościół w Stiklestad, usytuowany w miejscu śmierci Olafa. W skromnym wnętrzu wyróżniają się obrazy przedstawiające jego męczeństwo, piękna średniowieczna chrzcielnica z reliefami i prawosławna ikona. To dar jednej z cerkwi w Nowgorodzie, gdzie wypędzony przez Kanuta Wielkiego król przebywał na banicji. Nieopodal świątyni przechodzę przez teren skansenu. Kilkanaście drewnianych wiejskich budynków ilustruje historię osadnictwa od czasów wikingów do początków ubiegłego stulecia. Fotografuję kolejny tego dnia stabbur, charakterystyczną budowlę do przechowywania żywności. Na chwilę wspinam się na wzgórze zwieńczone pomnikiem Olafa II Haraldssona na koniu. Niżej na skarpie w każdą rocznicę bitwy odbywają się historyczne inscenizacje. Organizuje je miejscowe centrum historii i kultury, w którym jest też małe regionalne muzeum, punkt informacji dla pielgrzymów, sala wystawowa, dwie restauracje i hotel. Rok temu w Stiklestad oddano do użytku Dom Wikingów. Przypominający odwróconą łódź długi drewniany obiekt mieści salę obrad, wielką sypialnię i spiżarnie wikińskiej społeczności. Sprzęty, posągi bóstw (Odyn i Freja) i ornamentyka wnętrz starają się oddać charakter epoki. Przed ponad tysiącem lat z pobliskiej przystani wikingowie ruszali na podbój Wysp Brytyjskich, Islandii, Grenlandii a także Włoch i Ameryki Północnej. Fascynującą historię ich wypraw poznałem niedawno z lektury książki Farleya Mowata „Wyprawy wikingów", PIW, Warszawa, 1972.



   O autorze

 w_drodze.jpg
 
Wilhelm Karud
to pseudonim podróżnika, który zdążył spenetrować ponad trzydzieści krajów zapisując wrażenia w kilku setkach tekstów podróżniczej prozy. Ostatni, o wędrówkach po Cyprze, ukazał się w pierwszym tegorocznym wydaniu tygodnika Angora, z którym współpracuje od lat. 250 jego wcześniejszych artykułów drukowano w Gazecie Ziemi Namysłowskiej, Gazecie Wyborczej, magazynie Poznaj Świat, chicagowskim miesięczniku Polish News, kilku ogólnopolskich periodykach kulinarnych i w „Antologii polskiego autostopu". Popełnił też pewną ilość prac, które paru jego znajomych nazywa poezją.

Kocha prowincję. Najchętniej buszuje po Skandynawii, Ukrainie, Mołdawii i po Bałkanach. Od ponad dwudziestu lat choć kilka tygodni w roku spędza w norweskim lesie. Nigdzie indziej nie słyszał takiej ciszy, jak ta w borealnej tundrze. Pobyty w Paryżu, Londynie, w słynnych kurortach nad ciepłymi morzami przyniosły mu moc przeżyć ale nad to woli wybrać sielską atmosferę przedgórza Rodopów, norweski park narodowy Femundsmarka, interior Krymu albo rybacką osadę w Portugalii.

Większość tekstów Wilhelma Karuda znajdziemy po wpisaniu tego pseudo w internetowych wyszukiwarkach. Nie ma w internecie innej osoby o tych danych więc wszystkie linki poprowadzą do jego prac. Powstanie pseudonimu wiąże się z intrygującym kamieniem napotkanym przed ćwierćwieczem na norweskiej prowincji. Tę i inne podróżnicze historie Wilhelm Karud opisze wkrótce w książce, której roboczy tytuł brzmi: Po drodze do Kanady ...











Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok