
Worek Pandory?
- Dostaliśmy worek w 1949 roku wraz z informacją, że „Temu, kto otworzy worek, przydarzy się coś złego” - opowiadają pracownicy muzeum, Kåre Lande i Torill Flekstad - Ofiarodawcą był Einar Mathisen Nordfjellmark, a ostrzeżenie, które przekazał wraz z workiem było tym samym nakazem, który dostał on sam, kiedy tajemniczy przedmiot trafił w jego ręce. Od tej pory worka nikt nie otwierał i nie wiadomo, co się w nim znajduje.
Bardzo wiele osób słyszało o feralnym worku i przyjeżdżając do muzeum chce go zobaczyć. Niektórzy za wszelką cenę chcą go dotknąć, a inni nawet otworzyć. Co niekoniecznie jest najlepszym pomysłem.
Pracownicy muzeum opowiadają, że kiedyś pewien nauczyciel, który zwiedzał muzeum, pomacał worek. Kilka godzin później wypadł samochodem z szosy.
Francuskie klejnoty koronne?
Worek stanowi w Velfjord sporą atrakcję turystyczną. Któregoś razu do wioski przyjechali francuscy dziennikarze, by nakręcić o nim materiał. Status międzynarodowej atrakcji sprawił, że pojawiły się kolejne teorie odnośnie zawartości worka.
- Po tym, kiedy reportaż o worku pojawił się w telewizji, zadzwonił jakiś roztrzęsiony telewidz z Troms, mówiąc, że worek należy koniecznie prześwietlić promieniami rentgena. Był całkowicie pewien, że rozwiązał jego zagadkę. Według niego muszą w nim być skradzione francuskie klejnoty koronne, które w XIX wieku zniknęły z Paryża – opowiada Lande.
Ślad po zaginionych klejnotach faktycznie prowadzi na północ Europy, ale ginie gdzieś w środkowej Szwecji.
- Ten mężczyzna stwierdził, że złodziejom grunt musiał zacząć palić się pod stopami i dlatego zapakowali klejnoty w skórzany worek i pozwolili, by poszedł w świat. A ten ostatecznie trafił do naszego skansenu.
Nauczyciel ofiarą klątwy worka
- Pewnego dnia do muzeum przyjechała szkolna wycieczka. Wychowawca klasy pomacał lekko worek, by sprawdzić, co może w nim być. Kiedy wracał do domu, zjechał z szosy do rowu. Wtedy przyszło mu do głowy, że chyba miał „za długie palce" – relacjonuje Lande. - Ta sprawa pokazuje, że ludzie czują respekt przed workiem.
Worek stanowi gwóźdź programu zwiedzania muzeum. Torill Flekstad opowiada, że wielu zwiedzających okazuje przy tym wyraźny niepokój:
- Wiele osób boi się nawet robić zdjęcia, na których staliby obok worka.
Raz na jakiś czas Flekstad i jej koledzy muszą jednak worka dotknąć.
- Kiedy sprzątamy w muzeum, ostrożnie zdejmujemy go ze ściany, ale nikt nigdy nawet nie próbował ruszać solidnego sznura, którym worek jest obwiązany.
Tajemnica zabrana do grobu
W jaki sposób Einar Mathisen Nordfjellmark, który w 1949 roku przekazał worek do muzeum, wszedł w jego posiadanie, nikt dziś nie wie.
W oddalonym o parę mil od skansenu Nordfjellmark mieszka Åse Nordfjellmark, córka zmarłego ofiarodawcy. I ona i jej siostra dopiero rok temu dowiedziały się o ponurej sławie worka, który ich ojciec oddał do muzeum. On sam nigdy nic im na ten temat nie mówił.
- Byłyśmy przerażone i zupełnie załamane. Ojciec nigdy nie opowiadał o worku, ani o tym, że to on przekazał go do muzeum. Prawie się na niego pogniewałyśmy, poczułyśmy się jakby trochę zdradzone. Dlaczego nie powiedział własnej rodzinie o worku i o tym, skąd i dlaczego się wziął? A tak teraz to wciąż tajemnica.
Krążą pogłoski, że worek należał wcześniej do Sama o imieniu Anders Perså. Ale równie dobrze Einar Nordfjellmark mógł dostać go od kogoś innego. Jednak jego córki nie wiedzą, ani od kogo, ani co jest w środku.
Nie wie tego też nikt w muzeum.
Czy jednak przypadkiem worek nie jest po prostu... pusty?
- Nic na to nie wskazuje. W każdym razie ja osobiście uważam, że lepiej, by jego zawartość pozostała tajemnicą. Są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Myślę, że powinniśmy uszanować ostrzeżenie zza grobu i pozwolić workowi wisieć w spokoju, bez otwierania go – deklaruje Lande. - Mam nadzieję, że pozostanie na zawsze zamknięty.
Jak myślicie, co może być w tajemniczym worku?
Źródło: nrk nordland
To może Cię zainteresować
12-08-2012 18:43
0
0
Zgłoś