Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
1
Przeklęty worek w muzeum w Velfjord

 
 
W najciemniejszym kącie lapońskiego strychu w skansenie w Velfjord, przymocowany na stałe do ramy z drewna i rogu, wisi liczący około 150 lat tajemniczy worek ze skóry renifera. Co się w nim znajduje, tego nie wie nikt. Od ponad pół wieku, jakie minęło od przekazania eksponatu do muzeum, nikt nie ośmielił się go otworzyć, gdyż ofiarodawca ostrzegł, że „kto go otworzy, temu przytrafi się coś złego”.


Worek Pandory?

- Dostaliśmy worek w 1949 roku wraz z informacją, że „Temu, kto otworzy worek, przydarzy się coś złego” - opowiadają pracownicy muzeum, Kåre Lande i Torill Flekstad - Ofiarodawcą był Einar Mathisen Nordfjellmark, a ostrzeżenie, które przekazał wraz z workiem było tym samym nakazem, który dostał on sam, kiedy tajemniczy przedmiot trafił w jego ręce. Od tej pory worka nikt nie otwierał i nie wiadomo, co się w nim znajduje.

Bardzo wiele osób słyszało o feralnym worku i przyjeżdżając do muzeum chce go zobaczyć. Niektórzy za wszelką cenę chcą go dotknąć, a inni nawet otworzyć. Co niekoniecznie jest najlepszym pomysłem.

Pracownicy muzeum opowiadają, że kiedyś pewien nauczyciel, który zwiedzał muzeum, pomacał worek. Kilka godzin później wypadł samochodem z szosy.

Francuskie klejnoty koronne?

Worek stanowi w Velfjord sporą atrakcję turystyczną. Któregoś razu do wioski przyjechali francuscy dziennikarze, by nakręcić o nim materiał. Status międzynarodowej atrakcji sprawił, że pojawiły się kolejne teorie odnośnie zawartości worka.

- Po tym, kiedy reportaż o worku pojawił się w telewizji, zadzwonił jakiś roztrzęsiony telewidz z Troms, mówiąc, że worek należy koniecznie prześwietlić promieniami rentgena. Był całkowicie pewien, że rozwiązał jego zagadkę. Według niego muszą w nim być skradzione francuskie klejnoty koronne, które w XIX wieku zniknęły z Paryża – opowiada Lande.

Ślad po zaginionych klejnotach faktycznie prowadzi na północ Europy, ale ginie gdzieś w środkowej Szwecji.

- Ten mężczyzna stwierdził, że złodziejom grunt musiał zacząć palić się pod stopami i dlatego zapakowali klejnoty w skórzany worek i pozwolili, by poszedł w świat. A ten ostatecznie trafił do naszego skansenu.

Nauczyciel ofiarą klątwy worka

- Pewnego dnia do muzeum przyjechała szkolna wycieczka. Wychowawca klasy pomacał lekko worek, by sprawdzić, co może w nim być. Kiedy wracał do domu, zjechał z szosy do rowu. Wtedy przyszło mu do głowy, że chyba miał „za długie palce" – relacjonuje Lande. - Ta sprawa pokazuje, że ludzie czują respekt przed workiem.

Worek stanowi gwóźdź programu zwiedzania muzeum. Torill Flekstad opowiada, że wielu zwiedzających okazuje przy tym wyraźny niepokój:

- Wiele osób boi się nawet robić zdjęcia, na których staliby obok worka.

Raz na jakiś czas Flekstad i jej koledzy muszą jednak worka dotknąć.

- Kiedy sprzątamy w muzeum, ostrożnie zdejmujemy go ze ściany, ale nikt nigdy nawet nie próbował ruszać solidnego sznura, którym worek jest obwiązany.

Tajemnica zabrana do grobu

W jaki sposób Einar Mathisen Nordfjellmark, który w 1949 roku przekazał worek do muzeum, wszedł w jego posiadanie, nikt dziś nie wie.

W oddalonym o parę mil od skansenu Nordfjellmark mieszka Åse Nordfjellmark, córka zmarłego ofiarodawcy. I ona i jej siostra dopiero rok temu dowiedziały się o ponurej sławie worka, który ich ojciec oddał do muzeum. On sam nigdy nic im na ten temat nie mówił.

- Byłyśmy przerażone i zupełnie załamane. Ojciec nigdy nie opowiadał o worku, ani o tym, że to on przekazał go do muzeum. Prawie się na niego pogniewałyśmy, poczułyśmy się jakby trochę zdradzone. Dlaczego nie powiedział własnej rodzinie o worku i o tym, skąd i dlaczego się wziął? A tak teraz to wciąż tajemnica.

Krążą pogłoski, że worek należał wcześniej do Sama o imieniu Anders Perså. Ale równie dobrze Einar Nordfjellmark mógł dostać go od kogoś innego. Jednak jego córki nie wiedzą, ani od kogo, ani co jest w środku.

Nie wie tego też nikt w muzeum.

Czy jednak przypadkiem worek nie jest po prostu... pusty?

- Nic na to nie wskazuje. W każdym razie ja osobiście uważam, że lepiej, by jego zawartość pozostała tajemnicą. Są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Myślę, że powinniśmy uszanować ostrzeżenie zza grobu i pozwolić workowi wisieć w spokoju, bez otwierania go – deklaruje Lande. - Mam nadzieję, że pozostanie na zawsze zamknięty.

Jak myślicie, co może być w tajemniczym worku?


Źródło: nrk nordland




Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Dominika Poznanianka

12-08-2012 18:43

A ja sie domyslam co tam jest w srodku.

Ktos zapewne juz przeswietlal ten worek i rowniez wie!

BTW
Ludzie lubia takie "tajemnice".
Zwlaszcza Panowie!

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok