
Amerykanin jeździ po świecie, starając się wydać możliwie mało, na przykład zwiedza słynne miasta przez weekend przy budżecie nieprzekraczającym 100 dolarów. Jako bloger Frugal Traveler opisuje swoje doświadczenia na stronie New York Timesa, z którym jest związany w ten sposób od 2010 roku.
Mając do dyspozycji wspomniane 100 dolarów, które musiały wystarczyć na wyżywienie, zakwaterowanie, transport i zwiedzanie atrakcji turystycznych od piątku do niedzieli, Seth odwiedził już takie metropolie jak Paryż, Madryt, Melbourne, czy Rio de Janeiro. Za każdym razem okazywało się, że nawet posiadając niewielki budżet można te miasta zwiedzić i miło spędzić w nich czas.
A potem Seth zdecydował się na przyjazd do Oslo...
Oslo = wyzwanie
- Oslo jest zdecydowanie najtrudniejszym miastem, w którym spędzałem weekend za 100 dolarów - przyznaje podróżnik. - Inne miasta nawet się do niego nie zbliżają pod względem cenowym.
Mimo dwóch darmowych noclegów (w namiocie na wyspie Langøyene i w domu u znajomych znajomych), musiał ograniczyć się do sklepów spożywczych, straganów z warzywami i przywiezionego z Danii chleba, by zmieścić się w budżecie i nie chodzić głodnym.
Gdy przyszła niedziela, miał w kieszeni tylko 15 koron, za które nie mógł nawet kupić kawy...
"Zabrałem ostatnie resztki jedzenia: jabłko, pomarańczę, piętkę od chleba i zrobiłem sobie śniadaniolunch (brunch) na trawniku koło Pałacu królewskiego. (...) W środku dnia udałem się do Galerii Narodowej, gdyż w niedziele wstęp jest gratis. Ale pozostawiało pytanie: Co zrobić z ostatnimi piętnastoma koronami?" - pisze na swoim blogu.
"Nie mogłem kupić sobie małej kawy (około 24 koron), nie mogłem kupić coli (20 koron - jeśli ma się farta), ani Snickersa (19 koron). Mój gospodarz zasugerował kupno losu na loterii, ale nie jestem typem hazardzisty. Okazało się w końcu, że monetę 10-koronową mogę wykorzystać jako depozyt za szafkę w muzeum, dzięki czemu moje obolałe od dźwigania plecaka ramiona mogły trochę odpocząć.
"
Na koniec wpisu następuje cios poniżej pasa:
"Prześliznąłem się pomiędzy tłumem japońskich turystów, by zerknąć na najsłynniejsze dzieło sztuki w muzeum: "Krzyk" Edwarda Muncha. Który, jeśli moja skąpa wiedza z dziedziny historii sztuki jeszcze na coś się przydaje, przedstawia turystę budżetowego po weekendzie w Oslo."
![]() |
Oslo = drożyzna
- Oslo było najdroższym miejscem, w jakim kiedykolwiek byłem - wyznaje Seth Kugel. - Nie sądzę, by stanowił o tym poziom cen jakiegoś jednego rodzaju rzeczy, ale to, że niemal wszystko jest droższe, niż gdzie indziej. Nowy Jork jest wprawdzie drogi, ale można znaleźć sporo rzeczy w rozsądnej cenie, na przykład posiłek w restauracji prowadzonej przez imigrantów albo nocleg w schronisku młodzieżowym. Podczas całego mojego pobytu w Oslo nie znalazłem niczego, co miałoby normalną cenę, może oprócz jabłka kupionego na straganie w Grønland.
W artykule na blogu Kugel wspomina o statystykach UBS, mówiących, że Oslo jest najdroższą stolicą świata. Również Eurostat lokuje Norwegię w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o poziom cen. Wyżej jest tylko Szwajcaria.
Zapytany o to, czy Oslo warte jest pieniędzy, jakie trzeba w nim wydać, podróżnik odpowiada:
- Powiedziałbym, że nie jest, chyba że ma się naprawdę dobry powód, żeby pojechać akurat tam, na przykład ma się tam przyjaciół, których chce się odwiedzić, albo jest się wielkim fanem Muncha, albo coś w tym rodzaju.
Reszta kraju godna polecenia, mimo koszmarnych cen
Kiedy Amerykanin pojeździł trochę więcej po Norwegii, doszedł jednak do wniosku, że reszta kraju warta jest swojej ceny - mimo, że nie omieszkał zauważyć, że Norwegia Północna jest jeszcze droższa, niż stolica.
- Nie mówię, że Oslo nie jest ładnym miastem. Jest. Ale nie uważam, by było to dobre miejsce do odwiedzenia jako turysta. Dlatego właśnie piszę, że lepiej, by ludzie poświęcili swój czas w Norwegii na zwiedzanie innych miejsc.
Szef turystyki w Oslo, Tor Sannerud nie jest zaskoczony opinią Kugela o drożyźnie w Oslo:
- Norwegia jest zapewne najdroższym spośród krajów, które [Kugel] odwiedził. Ale w np. Bergen nie czeka go nic innego, niż w Oslo. Mamy u nas wysoki poziom życia. Podatki i inne opłaty są wysokie. Przekłada się to na to, że również ceny są wysokie.
Na prośbę o komentarz do stwierdzenia blogera, że Oslo nie jest warte wydanych w nim pieniędzy, Sannerud ripostuje:
- A niech sobie tak pisze. Condé Nast Traveler, Lonely Planet i inne źródła mówią coś innego. Każdy ma prawo do własnej opinii, a to, w jaki sposób ktoś odbiera dane miasto zależy od bardzo wielu czynników: od tego, co się widziało, kogo się spotkało, jaka była pogoda i tak dalej.
Wskazówki dla oszczędnych turystów
Tor Sannerud nie poprzestaje na samej obronie turystycznych walorów Oslo. Daje też podstawową wskazówkę turystom, którzy nie chcą w norweskiej stolicy zostawić majątku:
- Najlepiej iść do informacji turystycznej. Mają tam listy miejsc, gdzie można zjeść obiad za mniej niż 100 koron i przenocować za mniej niż 300. Poinformują jak najlepiej dojechać do poszczególnych atrakcji turystycznych, które muzea można zwiedzać gratis i tym podobne.
Źródło: VG, Frugal Traveler blog
To może Cię zainteresować
22-07-2012 12:36
0
0
Zgłoś
22-07-2012 12:18
0
0
Zgłoś
22-07-2012 08:08
1
0
Zgłoś
22-07-2012 00:35
0
0
Zgłoś
21-07-2012 19:50
0
-1
Zgłoś