
|
Foto: Aftenposten.no |
Czerwony Krzyż zebrał około 450 śpiworów, namiotów, karimat i innego sprzętu, którego uczestnikom festiwalu nie chciało się zabrać do domu. Stanowiło to jedynie około jednej czwartej rzeczy porzuconych na terenie festiwalowego obozowiska, ale więcej pracownicy Czerwonego Krzyża po prostu nie byli w stanie przewieźć.
- Nasze samochody i ciężarówki i tak pękały w szwach - stwierdził Jon Tønnevold z oddziału czerwonego Krzyża w Grimstad.
Tønnevold nie wie, czy ma się cieszyć, czy załamywać ręce.
- Oczywiście cieszymy się, że organizatorzy festiwalu pozwolili nam zabrać te rzeczy. Wykorzystamy je na obozach letnich dla dzieci i młodzieży, które organizujemy koło Grimstad. Wielu z uczestników tych obozów nie stać na taki sprzęt - wyjaśnia Tønnevold. - Z drugiej strony to przerażające widzieć, ile rzeczy się wyrzuca. To mówi nam bardzo wiele o chorobie, która trawi nasze społeczeństwo. Ci, którzy tak po prostu wyrzucają dobry sprzęt to rozpieszczona młodzież, która sama nie wie, co zrobić z pieniędzmi.
Jon Tønnevold i inni ochotnicy z Czerwnego Krzyża, krążący po opuszczonym placu festiwalowym w swoich charakterystycznych kamizelkach, wyglądają jak pracownicy opieki społecznej gdzieś w slumsach trzeciego świata.
Paradoksalnie nie jest to obraz nędzy, lecz nadmiernego bogactwa.
Zbyt duży wysiłek
Jeszcze zanim festiwal się skończył, ochotnicy utworzyli punkty, w których uczestnicy mogli zostawić sprzęt i rzeczy, których nie chcieli zabierać do domu. Jednak dla wielu osób nawet to było zbyt dużym wysiłkiem. Ci nawet nie zwinęli namiotów, tylko pozostawili je na placu. Ich wypowiedzi nie nastrajają zbyt optymistycznie:
- Nie chce nam się składać namiotów. To stresujące, a my chcemy jechać do domu - stwierdziła 17-letnia Lovise Hamre ze Stavanger.
- Możecie wziąć sobie te trzy namioty - powiedział ludziom Tønnevolda Patrick Kile (18 l.). Na pytanie, czy nie żal mu ich tak po prostu zostawiać, odpowiedział:
- Nie, to bardzo tanie namioty, więc nie ma sensu taszczyć ich z powrotem.
Skaza na wizerunku
Dla organizatorów festiwalu, chcących promować postawy proekologiczne, takie podejście stanowi pewien problem. Właśnie dlatego poprosili o pomoc Czerwony Krzyż i wyrazili zgodę na zorganozowanie przez jego pracowników punków zbiórki sprzętu.
- Duża część dzisiejszej młodzieży jest leniwa i najwyraźniej ma za dużo pieniędzy. Ale może coś do nich dotrze w momencie, kiedy zobaczą pracowników Czerwonego Krzyża zbierających rzeczy, którymi oni pogardzili - wyraża nadzieję koordynator festiwalu ds. środowiska, Sylwia Jacobsen.
- Są ludzie, którzy nie mają nic albo prawie nic, i ludzie, którzy mają wszystkiego w nadmiarze i to miejsce znakomicie to ilustruje - podsumowuje Jon Tønnevold, patrząc na festiwalowy plac, na którym wciąż wala się mnóstwo porzuconych namiotów i śpiworów.
Źródło: Aftenposten

Reklama
To może Cię zainteresować
1