
Polak zamknięty w schowku
Wizyta Inspekcji pracy (Arbeidstilsynet) na farmie Jana Gjesdala w Nissedal ujawniła, że ośmiu zatrudnionych tam Polaków mieszkało w tragicznych warunkach. Do tego jeden był zamknięty w schowku. Trzeba przyznać, że ten fakt sprawił, że ostatnia kontrola Inspekcji stała się nieco dramatyczna.
- Nie znaleźliśmy klucza ani w środku, ani na zewnątrz, więc policja musiała pomóc nam, wyważając drzwi – mówi starsza inspektor Gunn Gjevestad z Arbeidstilsynet.
Gjevestad uważa, że Polak ukrywał się tam dobrowolnie, ale zwraca uwagę na to, że został wpędzony w taką sytuację, w której czuł się zmuszony do chowania się przed Inspekcją Pracy, przez swojego pracodawcę.
Kiedy kontrolerzy przybyli na farmę, poinformowano ich, że pracownicy tam nie mieszkają, jednak odnalezione materace, rzeczy osobiste oraz dokumenty pracowników świadczyły o czymś innym.
Jak mówi Gjevestad, warunki, w których mieszkali pracownicy były skandaliczne. Budynek znajdował się pośrodku farmy, co oznacza, że cały czas czuć było woń zwierząt. Pracownicy nie mieli odzieży ochronnej, nie wiadomo też, czy zostali zaszczepieni przeciwko tężcowi. Raport pokontrolny Inspekcji mówi o całkowitym braku elementarnej higieny oraz o tym, że pracownikom kazano kłamać, że zarabiają o 50% więcej, niż wynosiły ich faktyczne zarobki.
Oto kilka zdjęć, wykonanych przez Inspekcję pracy podczas kontroli:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Fot. Arbeidstilsynet |
Inspekcja Pracy nakazała właścicielowi natychmiastowe zorganizowanie pracownikom zakwaterowania poza farmą. Wydała też szereg innych zaleceń, dotyczących warunków pracy i mieszkania.
Kropla, która przepełni czarę?
Opisany przypadek nie jest pierwszym, kiedy to władze miały poważne zastrzeżenia wobec hodowcy norek, Jana Gjesdala. W ciągu ostatnich dziesięciu lat dostał ponad pięćdziesiąt różnych upomnień i nakazów od Inspekcji pracy i Inspekcji nadzoru żywności (Mattilsynet). Dotyczyły one jego obydwu farm, tej w Nissedal i drugiej, położonej w Rogalandzie.
Czy tym razem posunął się za daleko i wykryte nadużycia skończą się wyciągnięciem poważniejszych konsekwencji? Być może, bo sprawą zainteresowali się parlamentarzyści.
Bård Hoksrud z Partii Postępu (Frp) pyta:
- W związku z tym, co wykryto w Nissedal, zapytuję ministra rolnictwa, Trygvego Slagvolda Veduna, czy można w taki sposób zajmować się hodowlą zwierząt i czy Inspekcja nadzoru żywności nie powinna móc zastosować surowszych sankcji. Liczę na to, że w piątek w Stortingu usłyszę odpowiedź.
Do pytań Hoksruda próbuje ustosunkować się szef regionalny Inspekcji nadzoru żywności w Środkowym i Zachodnim Telemarku, Sigurd Espeland:
- Opisana sytuacja to mieszanka nadużyć wykrytych w Rogalandzie i w Nissedal. Większość problemów występuje de facto na farmie w Rogalandzie. W Nissedal w ostatnich latach nastąpiła pewna poprawa, co należy przypisać polskiemu zarządcy.
W dalszej części swojej wypowiedzi Espeland odpiera zarzuty, jakoby jego urząd zbyt mało czasu poświęcał na kontrole na fermach zwierząt futerkowych:
- Poświęcamy temu 50% naszego czasu. Coraz więcej uwagi poświęcamy hodowli zwierząt futerkowych.
Zakaz działalności?
Rzecznik Partii Socjalistycznej Lewicy (SV) ds. gospodarki, Alf Holmelid, mówi, że rząd pracuje nad propozycją zmian w prawie, pozwalających karać przedsiębiorców za nadużycia grzywnami i dodaje, że jego partia będzie też lobbować za nakładaniem zakazu prowadzenia działalności gospodarczej na osoby, którzy dopuszczają się poważnych uchybień w zakresie prawa pracy.
Holmelid podkreśla, że w razie czego Norwegia może się obejść w ogóle bez hodowli zwierząt futerkowych, zwłaszcza, że istnieją bardzo dobre sztuczne futra.
Dała nam przykład Dania
Zamieszkujący w sąsiedztwie farmy Jana Gjesdala w Nittedal Frank Lien, lokalny polityk i były hodowca norek, uważa, że Norwegia powinna wprowadzić przepisy regulujące hodowlę zwierząt futerkowych, wzorowane na tych, jakie obowiązują w Danii:
- To pozwoliłoby wyeliminować między innymi kwestię smrodu i much. Byłem w Danii i widziałem, że tam wygląda to zupełnie inaczej, niż u nas.
Lien nawiązuje tu do nakazów duńskiego Fakultetu Rolniczego, stanowiących, że cały nawóz zwierzęcy musi być usuwany raz w miesiącu i umieszczany pod czarną folią, tak by proces kompostowania mógł się zacząć jak najszybciej.
Tymczasem na fermach Jana Gjesdala odchody norek są usuwane zaledwie raz do roku, co nie tylko powoduje straszny smród ale jest również nieprzyjemne i niezdrowe dla samych zwierząt.
Lien podkreśla, że w okolicy gdzie mieszka znajdują się łącznie cztery fermy norek. Trzy pozostałe stosują się z grubsza do obowiązujących przepisów. Informacje te potwierdza również Sigurd Espeland z Inspekcji nadzoru żywności.
Na podstawie: Dagbladet, Nationen
To może Cię zainteresować
14-12-2012 18:55
0
0
Zgłoś
14-12-2012 17:35
0
0
Zgłoś
14-12-2012 17:12
0
0
Zgłoś
14-12-2012 16:48
0
0
Zgłoś
14-12-2012 16:23
0
0
Zgłoś
14-12-2012 16:10
1
0
Zgłoś
14-12-2012 15:40
0
0
Zgłoś
14-12-2012 11:37
0
0
Zgłoś
14-12-2012 09:09
0
0
Zgłoś
12-12-2012 12:56
0
0
Zgłoś