
Wypowiedzenie
Joanna dostała wypowiedzenie w sierpniu.
W liście z wypowiedzeniem napisano czarno na białym: „Została Pani poinformowana o tym, że w czasie pracy dozwolone jest tylko mówienie po norwesku. Pani koledzy oraz pacjenci szpitala wielokrotnie skarżyli się na to, że w stołówce, pomieszczeniu da personelu sprzątającego oraz w korytarzach mówi się po polsku”.
Sprzątaczka chce wnieść pozew do sądu przeciwko szpitalowi o bezzasadne, a zatem niezgodne z prawem, zwolnienie.
Jej adwokat, Sebastian Garstecki, złożył również skargę do rzecznika praw kobiet i walki z dyskryminacją (Likestilling- og diskrimineringsombudet), wskazując między innymi na to, że rzecznik już wcześniej wypowiadał się na ten temat, orzekając, że wymogi językowe tego typu (tj. zakaz mówienia w języku ojczystym w pracy) stanowią formę dyskryminacji (patrz → tabelka pod artykułem).
„Mów po norwesku!”
Elin Skei, kierowniczka oddziału szpitala Telemark, oddelegowana do rozmów z prasą, twierdzi, że powodem wypowiedzenia był fakt, że okres zastępstwa, na który została zatrudniona sprzątaczka z Polski dobiega końca, ale dodaje, że posługiwanie się językiem norweskim w pracy jest bardzo ważne. Jednak to nie Skei podpisała się pod wypowiedzeniem dla Polki, tylko Anita Simonsen.
Joanna opisuje ją następująco:
- Za każdym razem, kiedy słyszała, że któreś z nas mówi po polsku [w szpitalu Telemark pracowało pięcioro pracowników sprzątających z Polski], żądała: „Mówcie po norwesku!” A już zwłaszcza narzekała, kiedy robiliśmy to podczas przerw na lunch. Jedna z pozostałych pracownic to moja dobra przyjaciółka z Warszawy, skąd obie pochodzimy. Znamy się od lat. Byłoby dla nas czymś dziwacznym, gdybyśmy miały w czasie przerw rozmawiać po norwesku, zwłaszcza że nie znamy tego języka zbyt dobrze – mówi Joanna i dodaje:
- Zawsze starałyśmy się rozmawiać po norwesku z pracownikami norweskimi.
W zawiadomieniu o wszczęciu procesu Garstecki informuje, że Joannę ostrzegano przed mówieniem po polsku już wtedy, kiedy zaczynała pracę, ponieważ szefowa tego nie lubi. W styczniu tego roku Anita Simonsen zaczęła wywieszać w różnych miejscach szpitala karteczki o treści typu „W pracy mówimy po norwesku”. Przykładowe zdjęcie takiej karteczki znajduje się w nagłówku niniejszego artykułu.
Latem Simonsen odbyła spotkanie z polskimi pracownikami, na którym znów poruszyła kwestię mówienia po polsku.
- Myślę, że szefowej po prostu nie dawało spokoju to, że nie rozumie, o czym rozmawiamy – mówi Joanna. - Na tym spotkaniu powiedziałam jej: "Nie możesz mnie zwolnić dlatego, że mówię po polsku podczas przerwy na lunch." Ale ona właśnie to zrobiła.
Dyskryminacja to nie przelewki
Adwokat Sebastian Garstecki uważa, że sprawa jest bardzo poważna:
- Joanna została zwolniona, ponieważ nie siedziała cicho i upominała się o swoje prawa. To, że ktoś mówi w języku ojczystym podczas niepłatnych przerw w pracy nie stanowi uzasadnionego powodu wypowiedzenia.
Prawnik dziwi się, że taka sytuacja zdarzyła się w państwowym szpitalu i dodaje, że to nie jedyna nieprawidłowość w związku z zatrudnieniem Joanny Rencławowicz:
- Stawka godzinowa mojej klientki była o 20 koron niższa, niż to określa umowa zbiorowa dla branży sprzątającej. Szpital nie jest wprawdzie związany tą umową jako taki, ale umowa została upowszechniona na wszystkie osoby wykonujące prace sprzątające.
Garstecki ma nadzieję, że uda się dojść do porozumienia ze szpitalem:
- W tej sprawie nie chodzi o to, żeby uzyskać jakieś wielkie odszkodowanie. Moja klientka chce zapobiec temu, by w przyszłości inne osoby były traktowane w taki sam sposób. Liczymy na konstruktywne rozwiązanie sporu, ale jeśli szpital nie będzie skłonny załatwić sprawy polubownie, skierujemy ją do sądu.
Niełatwe początki w nowym kraju
Joanna i jej mąż przeprowadzili się do Norwegii cztery lata temu. Już na miejscu ich rodzina powiększyła się o córeczkę, która ma obecnie trzy latka.
- Mamy dziecko i kredyt na mieszkanie. W takiej sytuacji, kiedy dostałam wypowiedzenie, ogarnęła mnie rozpacz. Podoba się nam w Norwegii i chcielibyśmy tu zostać.
Joanna posiada wyższe wykształcenie w dziedzinie turystyki, ale, jak sama mówi, z powodu niewystarczającej znajomości języka na razie musi zadowolić się pracą w zawodzie niewymagającym specjalnych kwalifikacji:
- Przyjechałam tu z myślą o tym, by moja rodzina, moje dzieci, miały lepsze życie. Musiałam podjąć prostą pracę właśnie dlatego, że jeszcze nie mówię zbyt dobrze po norwesku.
Anita Simonsen, czyli osoba, która zdecydowała o zwolnieniu Joanny, była, jak już wspomniano, niedostępna dla dziennikarzy. Zastępująca ją Elin Skei oświadczyła, że w środę, 5. września, kierownictwo szpitala odbędzie spotkanie w tej sprawie z, między innymi, związkowcami z Fagforbundet.
- Sądzę, że sprawa zasadniczo została załatwiona prawidłowo, tak więc znalezienie rozwiązania odpowiedniego dla wszystkich stron powinno być możliwe. Ponieważ Joanna Rencławowicz była zatrudniona dłużej niż rok, obowiązuje ją miesięczny okres wypowiedzenia – wyjaśnia Skei i dodaje, że ona osobiście nie zna zbyt wielu szczegółów tej akurat sprawy. Mimo to odpowiada na kilka pytań, między innymi o to, czy rozmowy po polsku miały miejsce głównie podczas przerw na posiłki, które [przerwy] nie są płatne:
- Zgadza się. Podczas niepłatnych przerw na posiłki pracownicy mogą mówić w takim języku, w jakim chcą, pod warunkiem że nie ma to miejsca na stanowisku pracy ani w małych, lokalnych jadalniach.
Elin Skei nie wie jednak, czy Joanna Rencławowicz otrzymała pisemne ostrzeżenie w związku z używaniem języka polskiego, ani czy przed przesłaniem jej wypowiedzenia odbyło się spotkanie między pracownikiem, a reprezentującym pracodawcę przedstawicielem szpitala i podkreśla, że te rzeczy zostaną z pewnością wyjaśnione podczas środowego spotkania.
Centrum zwalczania rasizmu murem za Polką
Kari Helene Partapuoli, przewodnicząca Cenrum zwalczania rasizmu (Antirasitisk senter) podkreśla, że nie ma zgody na dyskryminację ze względu na przynależność etniczną:
- Ta sytuacja ewidentnie wygląda na przypadek bezprawnego zwolnienia. Pracodawca powinien określić, jaki język obowiązuje w pracy, ale jeśli pracownica mówiła po polsku w czasie przerwy, pracodawcy nie powinno to obchodzić.
Według Partapuoli wymóg posługiwania się językiem norweskim w pracy ma sens, ale zakazywanie mówienia w języku ojczystym podczas np. przerwy na lunch, już nie:
- Nie widzę, czemu miałoby to komuś przeszkadzać. Wielu imigrantów przybywających do Norwegii pracuje na początku właśnie w branży sprzątającej, ponieważ wymogi co do znajomości języka nie są tam tak wyśrubowane. Dlatego też ta sprawa wygląda szczególnie dziwnie.
Na pytanie, czy Norwegowie powinni przyzwyczaić się do tego, że w miejscu pracy słychać będzie również inne języki, Partapuoli odpowiada:
- Większość z nas już się do tego przyzwyczaiła. To ważne, by pracodawca stawiał wymogi jak chodzi o język, ale trzeba również wykazać się zdrowym rozsądkiem i realizmem, a osoby nowo przybyłe, które jeszcze nie nauczyły się dobrze norweskiego, również muszą mieć możliwość podjęcia pracy. W różnych zawodach znajomość języka potrzebna jest w różnych stopniu. To, że osoba zatrudniona jako sprzątaczka nie mówi przez 100% czasu po norwesku nie jest problemem i nie powinno być stawiane jako wymóg.
|
Odpowiedź rzecznika: Pracodawca kieruje pracą i ma prawo ustalać zasady obowiązujące w miejscu pracy. W części miejsc pracy będzie rzeczą kluczową to, by pracownicy w czasie pracy mówili w języku norweskim. W §4 ustawy o przeciwdziałaniu dyskryminacji (diskrimineringsloven) zawarty jest zakaz różnego traktowania ze względu na język. Jednak ustawa stwierdza też, że uzasadnione różne traktowanie ze względu na język nie jest zakazane. Przykładowo, uzasadnione i konieczne może być zakazanie posługiwania się w miejscu pracy innymi językami niż norweski, jeśli używanie innego języka może spowodować nieporozumienia i problemy. Wspólny język pracy będzie w takim przypadku wymogiem bezpieczeństwa pracy, gwarantującym że wszyscy pracownicy będą wiedzieć, co się mówi i zapobiegającym tworzeniu się klik. Pytanie o dyskryminację będzie wyglądać inaczej, jeśli używanie języka ojczystego nie stwarza tego typu problemów. To samo tyczy się sytuacji, kiedy pracownikowi zabrania się używania języka ojczystego podczas niepłatnych przerw w pracy. Przerwy te są czasem wolnym pracownika, a zatem pracodawca nie ma uzasadnienia dla zakazywania używania wtedy języka ojczystego. Jeśli Pani koleżanka nie umie mówić po norwesku, a mimo to została zatrudniona, zakaz używania języka ojczystego wydaje się być nie na miejscu i krzywdzący wobec niej. W niektórych miejscach pracy znajomość wielu języków może ponadto okazać się zaletą, jeśli na przykład pracownik musi komunikować się z wielojęzycznymi użytkownikami/klientami. Pracodawcy nie mają obowiązku informowania o zakazie używania języków ojczystych w momencie przeprowadzania rozmowy kwalifikacyjnej z kandydatem/kandydatką do pracy. Nie oznacza to, że nie powinni tego robić, ale nie ma takiego nakazu.
|
Źródło: dn.no, Dagbladet, LDO
To może Cię zainteresować
09-09-2012 20:36
0
0
Zgłoś
09-09-2012 14:43
0
-1
Zgłoś
09-09-2012 14:23
0
-1
Zgłoś
09-09-2012 13:33
0
0
Zgłoś
09-09-2012 07:52
0
0
Zgłoś