Zostaję, bo nie mam do kogo wracać

fotolia.pl - royalty free
Tylko na kilka miesięcy
– Moja żona, to znaczy moja była żona nie była zachwycona – mówi Tomek. – Ja ją nawet rozumiałem. Byliśmy świeżo po ślubie, normalne, że potrzebowaliśmy się odnaleźć w nowej relacji, poczuć się tym mężem i żoną. Ale mnie chyba zaślepiła możliwość stosunkowo szybkiego zarobku.
Tomek miał polecieć na maksymalnie pół roku. Pierwsze miesiące były trudne. Rozmowy przez Skype zamiast podbudowywać, przygnębiały.
Żona była rozbita, ja też. Były łzy i tęsknota. Potem było trochę mojej winy. Brałem nadgodziny. Po powrocie padałem ze zmęczenia i parę razy zapomniałem, że mieliśmy porozmawiać. Żona miała o to żal. Ale potem przestała naciskać i z kolei mnie to zastanowiło.
– Myślałem przede wszystkim o kasie, a nie o tym, by dbać o nasz związek, a żonę przekabaciły przyjaciółki, wmawiając jej, że skoro nie dzwonię to kogoś mam. Chyba za krótko byliśmy razem, żeby ufać sobie na sto procent – dodaje refleksyjnie Tomek.
Te Święta Tomek spędził w Norwegii. Sam. Z żoną rozwiódł się trzy miesiące temu. Jego rodzice mają do niego żal. Po co wracać w taką atmosferę...
Samotność w codzienności
– Młodszy syn nie radził sobie ze spłatą kredytu, a córka spodziewała się dziecka. Myślałem: „pojadę, popracuję, pomogę” – mówi Tadeusz. – Żona nie miała nic przeciwko, nawet chciała lecieć ze mną. Ale gdzie? Do tych domków pracowniczych? Poza tym miałem wrócić za góra kilka miesięcy.
Maria została w domu, była nauczycielką na pół etatu. Radziła sobie. Tadeusz pracował na obrzeżach Oslo przy budowie domków z bali. Nie narzekał. Oboje przyzwyczaili się do swojej samodzielności, załatwiania spraw na własną rękę.
To straszne, jak łatwo człowiek się przyzwyczaja. Myślałem: „tyle lat razem, tyle przeszliśmy, to nic tego nie zmieni”. Nadal jesteśmy razem, ale to jest bardziej nasza samotność we wspólnej codzienności.

Zostaję, bo nie mam do kogo wracać
– Teraz kiedy o tym myślę, nie mogę zrozumieć swojej decyzji, głównie tego, że zostawiłam córkę – zadręcza się Marta. – Myślałam, że to szybko minie. Ale tego, co się wydarzyło nie mogłam przewidzieć żadną miarą. Marcin, mąż Marty pracuje w banku. W opiece nad córką pomagała babcia, a czasem wpadała ich wspólna przyjaciółka Patrycja. I tu pojawił się problem.
Kiedy nie ma Cię na miejscu, brak wspólnej codzienności, rozmów w cztery oczy, bliskości, ciepła dłoni. Kiedy pojawia się pierwsze pęknięcie w relacji, to potem wszystko leci już na łeb i szyję bez zatrzymania. To Basia powiedziała mi przez telefon, że ciocia Pati czasem zostaje na noc, a tata wtedy kategorycznie zabrania jej wchodzić do sypialni. Gdy to usłyszałam sparaliżowało mnie .
– Mówią, że chłop ma swoje potrzeby, a kobiety miejsce jest przy mężu – złości się Marta. – Ja wyjechałam, by zarobić na dom, a on w tym czasie, w obecności naszego dziecka dopuścił się zdrady i niby wszystko jest ok? – denerwuje się kobieta.
Emigracja jak egzamin dojrzałości
A w sytuacji naprawdę krytycznej po prostu wrócić, by ratować rodzinę. Warto bowiem odpowiedzieć sobie na proste pytanie: co jest w naszym życiu najważniejsze? Czy warto ryzykować utratę bliskich i wystawiać na próbę swoją rodzinę? Czy lepiej żyć skromniej, z ukochanymi osobami u boku? Moi rozmówcy dowiedzieli się tego odrobinę zbyt późno.
To może Cię zainteresować
03-01-2016 22:14
1
0
Zgłoś
03-01-2016 17:04
1
0
Zgłoś
03-01-2016 16:06
0
0
Zgłoś
03-01-2016 13:47
3
0
Zgłoś
03-01-2016 12:05
0
0
Zgłoś
03-01-2016 10:21
0
0
Zgłoś
03-01-2016 01:16
0
0
Zgłoś
03-01-2016 01:06
0
0
Zgłoś