Wyzwania multi-kulti. Jak Polacy radzą sobie w wielonarodowej Norwegii
fotolia.pl - royalty free
Kultura, jest to złożona całość, która obejmuje wiedzę, wierzenia, sztukę, moralność, prawa, obyczaje oraz inne zdolności i nawyki nabyte przez ludzi jako członków społeczeństwa.
Z kart książki w rzeczywistość
Anna ma dobre relacje ze swoimi sąsiadami, przedstawicielami Afryki i Azji. Ale, jak sama przyznaje, pozostaje pewna doza nieufności.
– Nigdy nie miałam problemów z moimi sąsiadami, nie czuję wyższości w stosunku do nich, bo niby dlaczego – mówi dziewczyna. – Mają swoje zachowania, święta i zwyczaje. Dopóki nie narzucają ich mnie czy innym, nie widzę problemu, ale mam oczy otwarte, bo w końcu aż tak dokładnie nie znam ich kultury.
Marek, prowadzący od 8 lat własny warsztat samochodowy w Norwegii ma bardziej radykalną opinię.
– Ja naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić złym słowem, bo pewnie wielu z tych obcokrajowców to dobrzy ludzie – zastrzega. – Ale wiele rzeczy mnie bardzo razi. Kilka domów dalej mieszkają pewni imigranci, tacy ciemniejsi, nie będę stygmatyzował kraju. Z tego, co widzę, to nikt z nich nie pracuje, ale stać ich na markowe ciuchy i telefony. Te kobiety drepczą dwa kroki za kroczącymi przodem mężczyznami, taszcząc zakupy – mimowolnie ścisza głos mężczyzna. – Ja jak przyjechałem, to musiałem sobie już na pierwszy kawałek chleba zarobić pracą własnych rąk. Nikt mi socjalu nie dał i nawet nie chcę. Bo dopóki człowiek zdrowy i ma fach w ręku, to co ma w domu siedzieć?
Wybuchowa mieszanka z opóźnionym zapłonem
– Kiedy tu przyjechaliśmy to był cichy, trochę sielski kraj. Mimo pracy, czuliśmy się jak na wakacjach poza miastem – śmieje się Tomek. – Obecnie wszędzie widać egzotyczne twarze. Dziś jak jechałem autobusem, zwróciłem uwagę, że na piętnastu pasażerów aż dziesięciu nie było rdzennymi mieszkańcami Norwegii. A i pozostałych pięciu nie wiadomo. Może któryś był Polakiem? – uśmiecha się Tomek. – W końcu my też jesteśmy tu imigrantami.
Agata, żona Tomka przedstawia sytuację w nieco innym świetle.
– To jest wybuchowa mieszanka z opóźnionym zapłonem – włącza się do rozmowy. – Część przybyszów z Afryki czy Azji pracuje, zwłaszcza kobiety, i starają się integrować. Ale spora większość przesiaduje całymi dniami w restauracjach, taksuje wzrokiem przechodzące dziewczyny, zachowuje się głośno i roszczeniowo. Tych młodych aż nosi, to widać na pierwszy rzut oka. Markowa odzież, telefon, snus w ustach, dużo wolnego czasu i tolerancyjny nad wyraz kraj, jakim jest Norwegia. Niedaleko dzielnicy, w której mieszkamy w Oslo, wieczorem strach jest wracać. Nigdy nie wiadomo, co takiemu człowiekowi przyjdzie do głowy, z nudów czy dla popisu – stresuje się Agata.
Córkę, Beata stara się więc, na przemian z mężem, podwozić do szkoły i na zajęcia dodatkowe. Ale martwi ją, jaki wpływ mają na dziecko jej egzotyczni rówieśnicy. Syn, Nikodem, nie chce aż takiej nadopiekuńczości. Woli mieć więcej samodzielności.
– To obciach, żeby rodzice mnie wozili tam i z powrotem. Nie jestem dzieciakiem. To, że oni się boją, nie oznacza, że ja też. Ja tutaj dorastałem, czuję się częścią tego kraju. Tak, mam kolegów z Afryki, Azji i z Ameryki. To są normalne chłopaki, zgrywamy się czasem, ale głupot nie robimy – oburza się.
Nomadzi bez tożsamości
Patrycja mimo wyższego wykształcenia pracuje już drugi rok jako sprzątaczka w biurze. Do pracy w swoim wyuczonym zawodzie potrzebuje perfekcyjnej znajomości języka. Mówi dobrze po norwesku, ale bardzo często brakuje jej wielu słów. Kurs przerwała, bo trudno jej było opłacać go z niewielkiej, jak na warunki norweskie, pensji.
– Wykonuję swoją pracę starając się nie myśleć, że powinnam być po drugiej stronie biurka. Tak było w Polsce, gdzie pracowałam przy projektach marketingowych. Niestety projekty się skończyły, a szef wyjechał do Kanady. – opowiada Patrycja. – Usiłowałam znaleźć pracę w swoim zawodzie w Norwegii, ale teraz już świetny angielski nie wystarcza, a mój norweski nie jest wystarczający. Załapałam się do pracy, w której zarobki pozwoliły mi na opłatę mieszkania i skromne życie. Czasami czuję się jednak bardzo upokorzona zachowaniem głównie arabskich i afrykańskich imigrantów. Choćby dziś, kiedy musiałam manewrować mopem między krzesłami, na których się rozsiedli z wysuniętymi nogami. I jeszcze te spojrzenia, a w zasadzie obserwacja każdego mojego ruchu. Oni dumni, z poczuciem wyższości, niepracujący i ja z dyplomem w kieszeni, zmiatająca im piasek spod nóg za niewielkie wynagrodzenie. Ale cóż. I tak lepiej tu pracować z całym bonusem upokorzenia, niż na stanowisku biurowym w Polsce, za pensję, z którą nie wiadomo, co zrobić – dodaje ze smutkiem.
Patryk, kierowca autobusu, jest większym optymistą. Nie podoba mu się, że Polacy tak dużo narzekają i krzywo patrzą na innych.
– Strasznie mnie denerwuje to nasze polskie jęczenie: „oj jak ciężko”, „oj, co za upokorzenie” – parodiuje mężczyzna. – Prawda jest taka, że nikt nikogo nie zmuszał do przyjazdu. Chciałeś więcej zarabiać, to przyjechałeś. A że są tu ludzie z innych kręgów kulturowych, którzy cię denerwują… no cóż bracie, może i twoje zachowanie, biadolenie i ciągłe narzekania też denerwuje innych. To przecież działa w dwie strony. Ja mam kolegów w pracy z Afryki, Kolumbii, Azji i dogadujemy się bardzo dobrze. Może trzeba spojrzeć poza czubek swojego nosa i po prostu żyć, i dać żyć innym – podsumowuje.
To może Cię zainteresować
06-03-2016 22:09
4
0
Zgłoś
15-11-2015 12:11
2
0
Zgłoś
15-11-2015 09:42
10
0
Zgłoś
15-11-2015 09:26
1
0
Zgłoś
15-11-2015 09:24
0
0
Zgłoś
15-11-2015 09:15
0
0
Zgłoś
15-11-2015 08:53
0
-5
Zgłoś
14-11-2015 22:04
2
0
Zgłoś
14-11-2015 21:33
0
-3
Zgłoś