„Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć”: dwóch studentów z Polski w wyprawie na Svalbard [VIDEO+ZDJĘCIA]
Z aparatem i bronią ruszyli przez Svalbard fot. K. Malinowski, M. Bardian
Wybór był oczywisty
– Fascynuje nas Norwegia, a Svalbard jest archipelagiem na Morzu Arktycznym, wysuniętym daleko na północ, i posiada dogodne połączenia lotnicze z kontynentalną Europą – wybór był oczywisty – odpowiadają.
Wszystko zaczęło się od fascynacji Norwegią:
– Zakochałem się w Norwegii, kiedy 10 lat temu odwiedziłem ten kraj z całą rodziną. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa do dziś. Aby udowodnić jej to, nie miałem innego wyboru, musiałem aplikować na ten kierunek studiów [fil. norweską – przyp. red.] – mówi Michał.
Z kolei Kamila z Norwegią połączyła muzyka:
– Gram na saksofonie. Dzięki twórczości Jana Garbarka zbliżałem się, krok po kroku, w stronę poznawania Norwegii. W końcu postanowiłem, że zajmę się nią docelowo, stąd wybór kierunku studiów. Jako muzyk staram się słyszeć szerzej, nie obserwować powierzchownie i szukać istoty rzeczy. W przypadku Norwegii szukam jej w mentalności ludzi i kulturze kraju. W ten sposób odkrywam w sobie moją Norwegię.
Pół roku przygotowań
– Spitsbergen to wyspa, gdzie jest ograniczony zasięg telefoniczny. Występuje tylko w Longyearbyen, Adventdalen, Reindalen i fragmentarycznie w okolicach Isfjorden. Ewentualny ratunek, w razie wypadku, nadchodzi zazwyczaj z powietrza ze względu na olbrzymie odległości – opowiadają.
Do Longyearbyen, czyli stolicy największej wyspy archipelagu, dotarli na początku lipca. Svalbard nie należy do strefy Schengen, więc „koniecznością było pokazanie paszportów”.
Poniżej: Kamil i Michał szli z Longyearbyen do Barentsburga.
Broń i benzyna, czyli niezbędne wyposażenie
Założyliśmy czapki i ruszyliśmy w kierunku jedynego istniejącego na wyspie campingu. Następnego dnia poszliśmy do centrum Longyearbyen po niezbędne brakujące elementy zaopatrzenia, czyli… broń – K98k z zachowanym godłem III Rzeszy Niemieckiej wygrawerowanym na lufie – i benzynę do palnika turystycznego.
Pogoda sprzyjała studentom, więc postanowili nie zwlekać – praktycznie od razu wyruszyli w drogę do Barentsburga:
– Pierwszą noc spędziliśmy w malowniczym miejscu położonym nad ujściem rzeki, wzdłuż której pasły się renifery svalbardzkie. Ze względu na ryzyko spotkania z niedźwiedziem polarnym co cztery godziny na zmianę musieliśmy pełnić warty przed namiotem. Jednak arktyczne krajobrazy i widok na ocean, od którego dzieliło nas 500 metrów, wynagrodziły nam pobyt na chłodnym wietrze.
Z namiotu do pustostanów
– Spędzaliśmy tam pozornie „spokojną” noc, bez odbywania warty. Takim miejscem było m.in. opuszczone rosyjskie lotnisko około 17 km od Barentsburga. Spaliśmy tam w jednym z baraków, wśród sprzętu nawigacyjnego, ksiąg wypełnionych danymi aż do roku 1978, a także ampułek z niezidentyfikowanym płynem, które postanowiliśmy wynieść na zewnątrz.
Podczas wyprawy studenci natrafiali na wiele opuszczonych budynków. Znajdowali się tam przeróżne rzeczy: od ubrań, alkoholu, przedmiotów codziennego użytku, po dokumenty i gazety.
Pierwszy raz poczułem tak bliski kontakt z naturą. Przyczyną tego jest znikoma działalność człowieka na tym obszarze. Czułem się jak gość w miejscu, do którego odczuwałem duży respekt. Nauczyłem się tam, jak spać miedzy kamieniami i do czego przydają się krótkie spodenki na Svalbardzie. Dowiedziałem się, jak istotne jest pomieszczenie z drzwiami i dachem podczas noclegu na obszarze, którego pilnuje niedźwiedź polarny. Na Svalbardzie jesteśmy częścią natury, a ona jest częścią nas
16 godzin marszu i niedźwiedzie polarne
– Była to długa droga przez pustkowia. Przemierzaliśmy ośnieżone płaskowyże, doliny, tundrę i kamienistą plażę rozciągającą się wzdłuż Morza Arktycznego. Przez przypływ nie mogliśmy przedostać się plażą, dlatego jedynym możliwym wyjściem było wspięcie się na klif – wykorzystaliśmy prowizoryczne zamontowane tam liny. Zbliżając się do Grumantbyen, zobaczyliśmy odbite na śniegu ślady niedźwiedzia polarnego, co przypomniało nam tylko o tym, że to my jesteśmy gośćmi w jego królestwie. Rano, po krótkiej nocy w hytte, ocean pokazał nam swoje piękno. Naszym oczom ukazało się liczne stado biełuch.
„Każdy dzień zaskakiwał nas na nowo”
– Przekraczanie rzek dostarczyło nam wielu radości, gdy staliśmy na lądzie, ale także bólu – ze względu na temperaturę wody, która niestety spływała z lodowca. Ataki ptaków podczas zbliżania się do ich lęgowisk, zaskoczyły nas już przy przekraczaniu granic Longyear i towarzyszyły podczas dalszej części wyprawy. Według Kamila chciały się one najzwyczajniej bawić [śmiech – przyp.red.].
Chociaż Michał uważa, że to właśnie przekraczanie rzek sprawiło im największą trudność:
– Musieliśmy wybrać odpowiedni fragment, żeby nie był zbyt głęboki – rzeka mogłaby nas porwać albo zbyt szeroki, bo z kolei dłuższe przebywanie w wodzie sprawiało, że w stopach traciliśmy czucie.
Prawda jest taka, że Det kan ikke fortelles, det må oppleves – Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć
Pora wracać
Wyprawa zakończyła się 17 lipca. Studenci powrócili z Barentsburga do Longyearbyen:
– Następnego dnia pożegnaliśmy Svalbard. Wróciliśmy do Polski bez przeszkód, pomimo wielu odwołanych lotów z powodu złej pogody.
To może Cię zainteresować
16-02-2017 17:14
5
0
Zgłoś
13-02-2017 20:10
3
0
Zgłoś