
Spalone baraki. Fot. Varden |
Na szczęście bez ofiar
- Ja i dwóch innych kolegów spaliśmy, ale kiedy zorientowaliśmy się, że wybuchł pożar, wybiegliśmy z budynku - relacjonuje jeden z nich, Michał, pokazując zabrane z pokoju portfel i telefon.
Dwaj pozostali Polacy, mieszkający w barakach, kiedy wybuchł pożar zapewne byli na mieście.
Straż pożarna otrzymała zawiadomienie o pożarze w zamieszkałych przez Polaków barakach o godzinie czwartej rano. Po godzinie przeszukiwania budynku przez nurków dymowych strażacy i policjanci zyskali pewność, że w środku nie było więcej osób.
O 4.43 szef operacyjny policji, Arne Gunnar Tollehaugen, meldował:
- Zespół baraków ma dwa piętra, ale ludzie mieszkają tylko na pierwszym. Baraki zostały przeszukane przez nurków dymowych. W środku nikogo więcej nie było.
O 5.11 pojawiło się sprecyzowanie:
- Według słów właściciela, w baraku mieszkało pięć osób, z czego udało się nam skontaktować z czterema. Straż pożarna przeszukała miejsce i jest w zasadzie pewna, że w środku nie ma więcej ludzi. Strażacy opanowali pożar i nie ma zagrożenia, że ogień się rozprzestrzeni.
Podpalenia?
Baraki, które się spaliły stały przy ulicy Torsbergvegen w Porgrunn, w okolicy zwanej Knarrdalstrand. To zaledwie kilkaset metrów od sklepu spożywczego Amira Ahmadi, który spalił się 11 nocy wcześniej. A tej samej nocy wybuchł również pożar w stojącym nieopodal kontenerze.
Policja nie chce na razie wypowiadać się na temat przyczyn pożaru. Nie robi tego również Michał, jednak przyznaje, że ludzie podejrzewają, że mamy do czynienia z podpaleniem i że podpalacz kręci się teraz po zachodniej stronie Porsgrunn, za rzeką.
Przyczyny pożaru będą badane w najbliższych dniach.
![]() |
Il. Mapy Google |
Źródło: Varden
To może Cię zainteresować
14-10-2013 18:38
1
0
Zgłoś
14-10-2013 17:55
0
0
Zgłoś