213

Linia produkcyjna w starych zakładach Forda, Foto: wikipdia |
Większość moich klientów stanowią Polacy, ponieważ mówię po polsku. Większość spraw jest z zakresu prawa pracy. Wspólne dla moich klientów jest to, że ich pracodawcy dopuścili się poważnego pogwałcenia ustawy o środowisku pracy. Z mojego doświadczenia wynika, że im słabiej znają język norweski, tym poważniej łamane są ich prawa.
Ogólne rzecz biorąc, można podzielić problemy polskich pracowników w Norwegii na trzy główne kategorie:
1. Zwolnienia
Pracodawcom łatwiej przychodzi zwolnienie polskiego pracownika. Warunki pracy Polaka są przeważnie gorsze niż jego norweskiego kolegi, lecz wymagania dotyczące pracy znacznie wyższe. Oczekuje się, że Polak będzie pracował około 60 godzin tygodniowo. Jeśli pracownik nie wytrzyma tego tempa lub zwróci się z prośbą o tydzień pracy zgodny z norweskimi normami dotyczącymi nadgodzin, to w rezultacie często jest zwalniany. Pracodawca myśli, że Polak pojedzie do domu, a następny, jeszcze nie wypalony, czeka za rogiem. Osoby ze Wschodniej Europy są w zachodnioeuropejskim modelu społeczeństwa opierającego się na filozofii „wykorzystaj i wyrzuć” jak na linii produkcyjnej.
2. Wynagrodzenie
Oczekuje się, że pracownik z Polski będzie wyrabiał nadgodziny, przeważnie bez opłacania tego czasu. W najgorszych wypadkach pracownicy nie dostają ani øre za nadgodziny, ale dostają „pozwolenie” na tygodniowy wyjazd do Polski, by odpocząć i spotkać się z rodziną. W czerwcu liczymy się z tym, że po prostu dostaniemy Feriepenger, Polacy tego nie robią. Wielu z nich nie dostało Feriepenger trzy lata z rzędu. Pracownicy, którzy inwestują w kurs norweskiego, szybko orientują się, jakie prawa przysługują pracobiorcom w Norwegii. Wtedy żądają wypłacenia Feriepenger za ostatnie trzy lata, lecz dostają jedynie wypowiedzenie z powodu „redukcji etatów”.
3. Zatrudnienie tymczasowe
Polscy pracownicy zatrudniani są bardzo często na kontrakty tymczasowe, trwające najczęściej rok. Podczas gdy ich norwescy koledzy mogą spokojnie iść do żony i dzieci by planować następne wakacje, Polacy pracują jeszcze kilka godzin by dobrze wypaść w oczach pracodawcy. Ryzykują, że taśma produkcyjna zacznie się kręcić i na ich miejsce przyjdzie następna osoba.
Opowieść o losach wielu polskich pracowników Sebastian Garstecki kończy zwrotem do Norwegów, próbując uświadomić im wagę problemu:
Dzieje się tak bliżej niż nam się wydaje. Może to dotyczyć sprzątaczki Twojego miejsca pracy zatrudnionej przez np. Adecco, osoby wywożącej śmieci w firmie, która wygrała gminny przetarg lub pomocnik zajmujący się jednym z Twoich bliskich w domu opieki. W celu rozwiązania problemu coraz więcej pieniędzy idzie do Arbeistilsynet, które niestety w wielu wpadkach jest bezsilne. Mam wrażenie, że Polacy, którzy uczyli się norweskiego, twardo stoją przy taśmie produkcyjnej i nie dadzą się ze swojego miejsca tak łatwo wyrzucić. Najwyższy czas by władze przyjęły inne spojrzenie na problem. Język jest często kluczem.
Źródło: dagbladet.no
Reklama
To może Cię zainteresować
3
17-07-2011 12:18
0
0
Zgłoś
17-07-2011 09:50
0
0
Zgłoś
03-07-2011 16:14
0
0
Zgłoś
02-07-2011 01:11
0
-1
Zgłoś
27-06-2011 16:05
0
0
Zgłoś