
W piątek pisaliśmy o tym, że szef PKS Oslo, Sławomir Jan Stremiłowski żąda od Aftenposten zamieszczenia sprostowania w związku z artykułem "Zabierają pasażerów autobusowi lotniskowemu". W sobotnim wydaniu dziennika ukazał się wywiad z nim, stanowiący coś w rodzaju sprostowania. Poniżej zamieszczamy jego treść:
"Piraci szkodzą legalnym firmom
Kierowca mikrobusa, Jan Stremliowski mówi, że piraci, wożący ludzi na lotniska, szkodzą tym, którzy prowadzą legalną działalność.
- Unibuss musi pogodzić się z konkurencją - uważa Stremliowski, ale podkreśla, że piraci szkodzą zarówno Unibussowi, jak i innym legalnie działającym firmom.
Od półtora roku urodzony w Polsce Stremliowski prowadzi swoją działalność przewozową, skierowaną głównie do Polaków i innych cudzoziemców, przyjeżdżających do Norwegii do pracy i regularnie podróżujących do pozostawionej w ojczyźnie rodziny.
- W artykule zamieszczonym w Aftenposten w ubiegłą niedzielę przedstawiciele Unibussa skarżą się na to, że pirackie busy, jadące tuż przed autobusem rozkładowym, kradną im pasażerów. Oraz że pasażerowie są "uprowadzani" przez nachalnych kierowców mikrobusów na lotniskach Torp i Rygge, skąd odbywa się wiele lotów do i z Polski. Większość mikrobusów, tj. te które tak postępują, to faktycznie piraci. I oni szkodzą również mnie i mojej legalnej działalności - mówi Stremliowski, który wyraża zrozumienie dla reakcji Unibussa.
To normalne w innych krajach
Mimo to Stremliowski oburza się, kiedy jego przewozy turystyczne piętnowane są jako działalność piracka, podczas gdy licencje i inne papiery ma w porządku, płaci podatki i składki oraz przestrzega innych obowiązujących przepisów.
- Większość moich pasażerów nigdy nie pojechałaby autobusem Unibussa. Oni przecież nie zajeżdżają po pasażerów pod dom, ani nie zabiorą babci i dzieci z lotniska do domu ich polskich krewnych w Norwegii - wyjaśnia Stremliowski i dodaje, że sądzi, że część negatywnych reakcji na działalność firm oferujących przewozy busami bierze się stąd, że usługi takie są stosunkowo mało popularne w Norwegii, podczas gdy w krajach takich jak Polska, Czechy, Hiszpania, czy Portugalia są czymś zwyczajnym.
Podczas trwającego godzinę wywiadu z Aftenposten telefon Stremliowskiego dzwoni 15 razy, a w dużym zeszycie zostają zanotowane imiona, godziny, miejsca i adresy, z których trzeba zabrać pasażerów jadących na samolot do Polski lub nim z Polski wracających, począwszy od szóstej rano, aż do północy.
Ustalone z góry
- Kierowcom Unibussa może się wydaje, że zabieram im pasażerów sprzed nosa, ale w rzeczywistości mam z nimi z góry ustalone, że zabiorę ich z lotniska, z pracy, czy z domu - mówi kierowca. - Wielu z nich jeździ do domu dwa-trzy razy w miesiącu i są już przez to stałymi klientami.
Spółka Stremliowskiego ma cztery mikrobusy i dwie licencje, a wkrótce dojdzie trzecia. Czwarty samochód stoi w rezerwie, na wypadek, gdyby z którymś z pozostałych coś się stało.
- Błędem, jaki popełnia Unibuss i inne spółki jest to, że oferują zbyt kiepską usługę za zbyt dużą cenę. Dla Polaków i innych staje się wtedy atrakcyjnym skorzystanie z lepszej oferty w korzystniejszej cenie. A niebotycznie wysokie ceny taksówek sprawiają, że Polacy cenią sobie to, że mikrobus może zabrać ich bezpośrednio z domu lub miejsca pracy.
Zwłaszcza odkąd zaczął wozić pasażerów, Stremliowski był często zatrzymywany i kontrolowany przez policję, która otrzymywała skargi od kierowców autobusów i firm autobusowych.
- Również ochrona lotniska przeganiała nas z przystanku autobusowego, oskarżając nas o działalność piracką - mówi Stremliowski, który mieszka w Norwegii od 1981 roku.
Piracka działalność istnieje
- Musimy tolerować konkurencję, ale uważamy, że musi ona mieścić się w ramach zakreślanych przez norweskie prawo, tj. trzeba mieć licencję i przestrzegać pozostałych norweskich przepisów, na przykład płacić podatki. Mamy w końcu przecież konkurencję ze strony pociągów i taksówek i jakoś z tym żyjemy. Nie mamy nic przeciwko temu, by ci, którzy mają licencję zabierali ludzi z domu lub z lotniska na podstawie wcześniejszego zamówienia. Ale spotykamy się z mikrobusami, które zgarniają ludzi z naszych przystanków i to na pięć minut przed naszym rozkładowym czasem odjazdu. Tak więc działalność piracka istnieje, co do tego nie ma wątpliwości. Protestujemy przeciwko tym, którzy stawiają się poza prawem i przepisami - mówi dyrektor administracyjny Unibussa, Kjell Knarbakk".
Źródło: Aftenposten
To może Cię zainteresować
01-11-2014 01:15
1
0
Zgłoś
11-08-2012 07:22
0
-1
Zgłoś
01-08-2012 17:43
0
0
Zgłoś
01-08-2012 10:13
0
0
Zgłoś
01-08-2012 09:53
0
0
Zgłoś