
Stacja Hornsund |
Na Svalbardzie znajdują się nie tylko lisy i niedźwiedzie polarne, lemingi i nieliczne osiedla górnicze. Ten polarny archipelag przyciąga również naukowców, którzy zakładają tu swoje placówki badawcze. Jedną z nich jest polska stacja Hornsund, położona na południu największej wyspy Svalbardu, Spitsbergenu Zachodniego. Publikujemy relację norweskiego blogera i miłośnika Svalbardu z wizyty u polskich badaczy.
Ach, Svalbard, Svalbard! Wciąż zaskakujesz czymś nowym! Właśnie kiedy człowiek zaczyna myśleć, że jego życie tutaj popada w rutynę, pojawia się coś nowego, jakieś przeżycie mocniejsze niż wszystkie poprzednie. Kiedy już jazda na skuterze śnieżnym zaczynała stawać się czymś codziennym (jeszcze niedawno taka możliwość wydawała mi się absurdalna) – choć nie mniej cudownym! - pojawiła się możliwość wybrania się helikopterem na południe Svalbardu – do polskiej stacji naukowej Hornsund.
No więc pierwsze pytanie: skąd u licha na Svalbardzie wzięła się polska stacja badawcza? Nie pytajcie, pojęcia nie mam, ale mogę wam w każdym razie opowiedzieć, że zajmują się tam glacjologią, meteorologią i mnóstwem innych rzeczy, których nazw nie pamiętam, że załoga stacji składa się z dziesięciu osób, które nie mają kontaktu z cywilizacją przez cały rok – każda ekipa przebywa tam od czerwca jednego roku do czerwca roku następnego. Ponieważ tegoroczna zima była dokładnie tak beznadziejna, jaka była [tj. było rekordowo ciepło i bezśnieżnie – przyp. red.], nikt nie przyjeżdżał też do nich z wizytą skuterem śnieżnym. Ostatni raz, kiedy widzieli innych ludzi miał miejsce 6. grudnia, kiedy to z wizytą przedświąteczną wpadł gubernator Svalbardu wraz z pastorem z Longyearbyen. W związku z tym poczuliśmy się bardzo mile widziani, chociażby już z tej tylko przyczyny, że stanowiliśmy „nowe twarze”. Wizyty w Hornsundzie nie są czymś na porządku dziennym.
Z powodu warunków pogodowych polecieliśmy wzdłuż Isfjorden [fiord nad którym położona jest „stolica” Svalbardu, Longyearbyen – przyp. red.], przelecieliśmy bezpośrednio nad rozgłośnią Isfjord Radio i pomknęliśmy dalej na południe wzdłuż wybrzeża Spitsbergenu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, czekały na nas świeże ciastka i kawa – imponujące przyjęcie w miejscu, do którego od grudnia nie docierały żadne nowe dostawy zapasów. Pracownicy stacji zrobili nawet sernik z sera wyprodukowanego na miejscu przy pomocy jakichś bakterii, czy czegoś takiego!
Ponieważ Polacy to w większości katolicy, zabraliśmy przy okazji ze sobą katolickiego księdza. Ojciec Mirek jest właściwie księdzem w Tromsø, ale odwiedza Longyearbyen i Hornsund trzy razy w roku. Niezły wynik! Zjadszły tyle ciasta, ile tylko daliśmy radę zjeść o godzinie dziesiątej rano, wzięliśmy udział w nabożeństwie, które odbyło się w „arktycznej katedrze” - na przylądku nad morzem.
Potem zwiedzanie stacji, lunch, śpiewy norweskie, śpiewy polskie i w końcu pożegnanie, prawie ze łzami w oczach – polarnicy nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby nasza wizyta potrwała dłużej niż cztery godziny. Ale tak to właśnie jest mieszkać przez rok w stacji naukowej w Arktyce!
Fakty
Stacja Polarna Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk znajduje się niedaleko ujścia fiordu Hornsund, w południowej części wyspy Spitsbergen Zachodni. |
Źródło: 78°nord
To może Cię zainteresować
12-03-2012 00:15
0
0
Zgłoś