Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
12
Gdzie leży prawda? Problemy Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Oslo

 
 
Sprawa Nikoli Rybki zatacza coraz szersze kręgi i znalazła się w polu zainteresowań coraz większej liczby osób. Tymczasem Barnevernet jakby się rozpłynęło. Udało nam się natomiast zdobyć informacje od pozostałych stron zainteresowanych – brata dziewczynki, Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Oslo oraz Krzysztofa Rutkowskiego.

Tym, co wiadomo w sprawie z całą pewnością jest fakt, że 30. maja bieżącego roku dziewczynka została zabrana ze szkoły do domu rodziny zastępczej przez Urząd Ochrony Dzieci (Barnevernet). Drugą pewną rzeczą jest to, iż zniknęła z tego domu w nocy z 28 na 29 czerwca po akcji Krzysztofa Rutkowskiego.


Podstawy zabrania dziewczynki


Rodzice mówili wielokrotnie dziennikarzom, że córka została im odebrana tylko dlatego, iż chodziła „smutna i osowiała". Powód ten potwierdziła podczas wywiadu III Sekretarz Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Oslo, Adrianna Warchoł.

Pomimo wcześniejszych doniesień prasy udało się nam ustalić, iż Barnevernet kontaktowało się z Państwem Rybka w sprawie córeczki.

- Kiedy Barnevernet pierwszy raz odwiedziła moją rodzinę, to mieli zastrzeżenia do małego domu. Później po tym zastrzeżeniu moja rodzina przeniosła się do większego domu, gdzie Nikola miała własny pokój i później przestali przychodzić. I znowu się pojawili, po odebraniu jej -
mówił brat Nikoli.

Pracownik Wydziału Konsularnego Adrianna Warchoł, która napisała pismo do Urzędu Ochrony Dzieci po odebraniu Nikoli rodzicom, zaprzecza jakoby wiedziała o wizycie urzędników w domu rodzinnym Nikoli. Potwierdza natomiast, że odebranie dziewczynki było dla wszystkich całkowitym zaskoczeniem.


Nie udało się nam zdobyć informacji na temat ewentualnych innych interwencji Barnevernet, które cały czas milczy w tej sprawie.

Rutkowski na ratunek.


Według brata Nikoli pomysł zwrócenia się o pomoc do Krzysztofa Rutkowskiego wypłynął od konsula RP w Oslo - Marka Pędzicha. Miał on przekazać tę ideę podczas rozmowy 1. czerwca bieżącego roku.

Ola.r: Co mówił konsul w sprawie Pańskiej siostry po tym jak została zabrana rodzicom? Jakie rozwiązania Państwu proponował?

Brat Nikoli:  "Powiedział, że nie ma innego sposobu jak Pan Rutkowski, żeby wyrwać się. Powiedział, że nie ma, no nie ma na nich mocnych, że oni są ponad prawem w Norwegii."


Brat dziewczynki stwierdził także, że kontakt do Krzysztofa Rutkowskiego został rodzinie przekazany przez konsula.

Ponadto Krzysztof Rutkowski twierdzi, że w spotkaniach podczas których planowano akcję odbicia Nikoli uczestniczył nie tylko konsul Marek Pędzich, lecz także III Sekretarz Adrianna Warchoł.

Informacja ta nie ma potwierdzenia ani ze strony rodziny dziewczynki, ani polskiej ambasady.

W sprawie doniesień o spotkaniach odbywających się rzekomo w gabinecie Marka Pędzicha ani Ambasada ani Wydział Konsularny nie wydały do tej pory oficjalnego oświadczenia.

Sam detektyw nie udziela jasnej odpowiedzi na pytanie o dowody w sprawie odbytych spotkań, stwierdzając jedynie, że na ten temat będzie rozmawiał z norweską policją..

Akcja - brak reakcji?


Krzysztof Rutkowski wydaje się być zdecydowanie zadowolony z tego, co zrobił. Przyznał, że po szczęśliwym odbiciu Nikoli z domu rodziny zastępczej kolejne dwie polskie rodziny w Norwegii zgłosiły się do niego z podobnym problemem. Myśli nawet o założeniu w tym kraju biura.

Według słów detektywa jego akcja aż do momentu komentarzy konsula Pędzicha spotykała się z pozytywnym odbiorem ze strony Norwegów.

Ola.r: W swoim oficjalnym oświadczeniu używa Pan stwierdzenia „Norwegowie początkowo byli pełni uznania dla tej akcji." Jak się to przejawiało? Kto był pod wrażeniem tej akcji?

- Przede wszystkim dziennikarze wyrażali swoje uznanie -
mówi Krzysztof Rutkowski. Sam dalej przyznaje, że wszystko zmieniły wypowiedzi Marka Pędzicha.

Jak do tej pory jego akcja, choć przeprowadzona niezgodnie z norweskim prawem nie ma żadnych skutków -
Nie postawiono mi żadnych zarzutów. Według mojej oceny ja nie złamałem żadnego prawa - mówił detektyw.

Nagonka na ambasadę


Podczas gdy wiele osób zastanawia się, co tak naprawdę wydarzyło się w Larvik, różnego rodzaju doniesienia na temat, Ambasady, Wydziału Konsularnego i jego pracowników pojawiają się w norweskiej prasie, zwłaszcza w gazecie VG, utrzymującej sensacyjny ton wypowiedzi.

Jednak nawet jeśli prawdziwe, krzykliwe, prowokacyjne artykuły nie pomagają w rozwiązaniu problemu. Z pewnością nie mają na celu dobra rodziny, czy utrzymania dobrych stosunków polsko-norweskich. Trudno je nawet nazwać korzystnymi dla Barnevernet.

Czekamy na komentarz Ambasady RP w Oslo, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji- pod ostrzałem mediów, Krzysztofa Rutkowskiego oraz rodziny dziewczynki. Wygląda na to, że nasza placówka będzie miała nie lada problemy z wyjściem cało z tej sytuacji.


MN




Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


brzy dal

07-07-2011 16:16

...chyba

napewno cos w tym jest

w koncu lepszej fuchy,juz raczej nie znajdzie...

Zbigniew Cichoń

06-07-2011 20:02

Dziwi mnie paplanie Rutkowskiego i rodziny dziewczynki. Prawdopodobnie konsulat pomagał informacjami, ale z oczywistych powodów ani konsulat ani ambasada nie mogą się przyznać do jakiegokolwiek udziału w "odbiciu" dziewczynki. A uczestnicy forum to co by chcieli, żeby konsulat przyznał się że pomagał naruszyć prawo norweskie? Co się czepiacie konsulatu? Właśnie zachowanie pracowników konsulatu jest godne pochwały!!

brzy dal

06-07-2011 14:20

...no i ?

co to ma wspolnego z barnevernet ??

glupkowate odbijanie pileczki

nic poza tym...

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok