Flara
Kiedy tylko Hege Stordahl-Bekken i jej partner, Roger Larsen, którzy prowadzą wynajem domków dla wędkarzy w Sula (Sula rorbuer) dowiedzieli się, że ktoś wystrzelił flarę, natychmiast pobiegli do łodzi i wyruszyli na ratunek. Było to wieczorem, we wtorek, 2. lipca.
- Zobaczyliśmy trzy osoby stojące w łódce, które krzyczały, że jeszcze jedna osoba znajduje się na pobliskim szkierze. Podpłynęliśmy do szkieru, ale na początku nie widzieliśmy mężczyzny, gdyż fale wokół wysepki były wysokie - wyjaśnia Stordahl-Bekken.
Ona i jej partner poświęcili nieco czas na znalezienie odpowiedniego dojścia do szkieru, które pozwoliłoby im na uniknięcie uszkodzenia łodzi.
- W końcu rzuciliśmy koło ratunkowe, a mężczyzna rzucił się do morza i je złapał. Wciągnęliśmy go na pokład, kiedy już oddaliliśmy się nieco od szkieru.
Pochwała policji
Miejscowa policja nie szczędzi pochwał parze, która zaryzykowała własne bezpieczeństwo, by pomóc rozbitkom:
- Przyjęli na siebie wielką odpowiedzialność. To nie była taka znowu prosta i pozbawiona ryzyka akcja ratunkowa. Kiedy są tak wysokie fale, łatwo można zostać samemu zepchniętym na szkiery - podkreśla Leif Berglund z komendy policji Sør-Trøndelag.
il. Google maps |
Pechowa wycieczka na ryby
Jak już wspomniano, mężczyzna uratowany z wysepki był w towarzystwie trzech kolegów, którzy zostali na aluminiowej łódce o długości 19 stóp (o jaki rodzaj łódki chodzi, można zobaczyć na zdjęciu w nagłówku artykułu).
- Łódka wywróciła się i leżała na wodzie dnem do góry. Trzech spośród pasażerów zdołało ją odwrócić i dostać się na pokład, podczas gdy czwarty dopłynął na szkier. Zabraliśmy ze sobą również te trzy osoby, ponieważ łódka nie nadawała się do dalszej żeglugi - opowiada Stordahl-Bekken i dodaje:
- Mieli szczęście. Dobrze, że udało im się wystrzelić flarę, to ich uratowało. Bez tego wiele osób przepływało niedaleko, w ogóle nie widząc ich na wodzie.
Czwórka rozbitków okazała się być polskimi gośćmi domków Sula rorbuer. Przyjechali tam zresztą większą grupą, składającą się z sześciu osób, ale tego dnia tylko ta czwórka zdecydowała się na wypłynięcie na morze na ryby. Na szczęście wszyscy mieli na sobie kamizelki ratunkowe.
Wszyscy czterej byli też obznajomieni z morzem, a przed wypłynięciem zostali pouczeni, jak zachowywać się w przypadku kłopotów.
Zniszczona łódź, ale ludzie cali
- Nie wiem jak długo znajdowali się w wodzie, ale w takiej sytuacji może wydawać się, że to całe lata. Pewnie myśleli, że to ich ostatnia godzina. Są wstrząśnięci, ale wszystko będzie dobrze. Przeżyli straszną przygodę, ale są tu całą sześcioosobową paczką, więc mogą rozmawiać o wypadku ze sobą - mówi Stordahl-Bekken.
Polakom zaproponowano również spotkanie z grupą wsparcia kryzysowego gminy Frøya.
Łódka, którą płynęli Polacy, została wyciągnięta na ląd. Jest całkowicie zniszczona, ale - jak podkreśla Hege Stordahl-Bekken - to nie ma znaczenia:
- Najważniejsze, że wszyscy ludzie są cali i zdrowi.
Źródło: Adresseavisen
To może Cię zainteresować
03-07-2013 22:01
0
0
Zgłoś
03-07-2013 21:24
1
0
Zgłoś