Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

11
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Polacy w Norwegii

Broń do kościoła, piwo na kartki, zakaz umierania – tak żyje się na Svalbardzie [WYWIAD I ZDJĘCIA]

Piotr Szatkowski

23 listopada 2016 14:30

Udostępnij
na Facebooku
5
Broń do kościoła, piwo na kartki, zakaz umierania – tak żyje się na Svalbardzie [WYWIAD I ZDJĘCIA]

Krajobraz ze Svalbardu Archiwum prywatne - Magdalena Bernat

Niewielu Polaków tu dociera. Na Svalbard trafiają głównie pracownicy naukowi i studenci. Warunki panujące na wyspach nie należą do najłatwiejszych. Trzeba uważać na lawiny, śnieżyce i niedźwiedzie polarne. „Czy warto tam jechać ? Jasne, że tak! To niesamowita przygoda” - przekonuje studentka Politechniki Gdańskiej, Magdalena Bernat. Tymczasem Polska Akademia Nauk rozpoczęła poszukiwania śmiałków, którzy zamieszkają w stacji badawczej na Spitsbergenie.
Polska stacja w Hornsund, 130 kilometrów od jedynego miasta archipelagu – Longyearbyen, potrzebuje wielu fachowców. O nietypowej ofercie pracy donosi portal Bankier.pl. Poszukiwani są nawet kucharze czy hydraulicy. Oprócz tego miejsce zagrzać mogą tu geofizycy, meteorolodzy, informatycy i mechanicy. Aplikować można do 19 grudnia. Uczestnicy już 40. polskiej wyprawy polarnej będą podzieleni na dwie grupy. Jedna spędzi na Svalbardzie okres letni, druga zaś przeżyje tam cały rok. Zakwaterowanie, wyżywienie, odzież, a także konieczne kursy zapewnia PAN. Umowa na czas określony przewiduje dodatki np. z tytułu ciężkich warunków pracy.

Takie oferty to prawdziwa rzadkość. Na Svalbard dociera stosunkowo niewielu Polaków. Są to zazwyczaj pracownicy naukowi, turyści czy studenci, którzy odbywają kursy na tamtejszym uniwersytecie. Do tej ostaniej grupy zalicza się Magdalena Bernat, studiująca Geodezję i Kartografię na Politechnice Gdańskiej. Na Spitsbergenie była wiosną zeszłego roku. Opowiedziała nam o swoich wrażeniach, wadach i zaletach wynikających z życia na lodowym końcu świata.
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Wyścig psich zaprzęgów
Wyścig psich zaprzęgów
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Wyścig psich zaprzęgów
Wyścig psich zaprzęgów
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Strój do jazdy skuterem
Strój do jazdy skuterem
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Longyearbyen
Longyearbyen
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Wnętrze kościoła w Longyearbyen
Wnętrze kościoła w Longyearbyen
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Rakietnica i karabinek - niezbędna broń do ochrony przed niedźwiedziem
Rakietnica i karabinek - niezbędna broń do ochrony przed niedźwiedziem
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
To tu ukryte są nasiona roślin uprawnych z całego świata
To tu ukryte są nasiona roślin uprawnych z całego świata
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Stara infrastruktura górnicza
Stara infrastruktura górnicza
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Ostrzeżenie przed niedźwiedziami
Ostrzeżenie przed niedźwiedziami
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Zakaz wnoszenia broni
Zakaz wnoszenia broni
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat
Archiwum prywatne Magdaleny Bernat

Dzień polarny, noc polarna

Jak sama przyznała, jedną z większych trudności było dostosowanie się do rytmu dobowego. Gdy przyjeżdżała do Longyearbyen (jedyne „żyjące” miasto i centrum życia Svalbardu – przyp.red.), przez większość czasu na archipelagu panowała noc. Gdy opuszczała Svalbard, słońce świeciło niemal przez całą dobę. – Mogłam sobie co prawda zasłonić okna roletami, ale dopóki pracowałam, czasami do 23, korzystałam ze światła dziennego. Przez to mózg dostawał informację „jest dzień”. Później, mimo rolet, trochę światła wpadało i trudno było oszukać swój mózg. Trudno było wypocząć. Miałam takie wrażenie, jakby organizm cały czas pracował na wysokich obrotach, rano byłam podmęczona.

Promienie słońca po północy w okresie wiosennym miały jednak swoje zalety. W te dni można było spokojnie podróżować po wyspie, po górach i nie martwić się, że nagle się ściemni.

Temperatura rzędu -15 czy nawet -20 stopni Celsjusza w kwietniu nikogo nie dziwiła. Czasami jednak zdarzały się dni, że oscylowała wokół zera. Trzeba też naprawdę lubić zimowe warunki, bo temperatura rzędu -15 czy nawet -20 stopni Celsjusza w kwietniu nikogo nie dziwiła. Czasami jednak zdarzały się dni, że oscylowała wokół zera.

Uważajcie na odmrożenia!

Kolejną trudnością były spore wahania temperatur. Trzeba też naprawdę lubić zimowe warunki, bo temperatura rzędu -15 czy nawet -20 stopni Celsjusza w kwietniu nikogo nie dziwiła. Czasami jednak zdarzały się dni, że oscylowała wokół zera. Przy takich różnicach temperatur trzeba zachować ostrożność:
– Odwilże i wyższa wilgotność były problemem pod kątem lawin i tu trzeba było uważać. A potem nagle znów pojawiały się mrozy i trzeba było na bieżąco dostosowywać się do warunków, wiedzieć, jak się ubrać. Codziennie odkrywałam, że znów ubrałam się nie tak, jak trzeba. [śmiech]. Trzeba jednak bardzo uważać na odmrożenia. Na to instruktorzy zwracali nam uwagę, byśmy obserwowali własne ciało, pilnowali innych, reagowali od razu, gdy poczujemy, że dzieje się coś złego. Przy lekkim odmrożeniu wystarczy przyłożyć coś ciepłego, nawet rękę i zagrożenie mija. Raz odmroziłam sobie dość poważnie palec u nogi, czułam, że jest mi zimno w stopę, ale szłam dalej. Potem zdjęłam buty i nie wyglądało to najlepiej. Obserwowałam ten palec, wzięłam go pod letnią wodę – z czuciem też było średnio. Dopiero w nocy porażone nerwy dawały o sobie znać. Budziłam się w nocy z bólu.

Koleżanka poszła pojeździć na nartach. Wiedziała, że pod koniec trasy jest przepaść. Ale jej nie widziała. Mówiła „jest okej, jeszcze można iść”, chciała wbić kijek przed siebie, a wyszło tak, że wbiła go w powietrze. Zupełnie nie widziała tej przepaści.

Stojąc nad przepaścią

Warunki pogodowe czasami mogą stanowić spore niebezpieczeństwo:
– Z reguły była piękna pogoda, słonecznie, ale zdarzało się, że mieliśmy tzw. „whiteout conditions” (warunki, gdy mgła, zawieja lub opady śniegu sprawiają, że bardzo spada widoczność – przyp. red). Biało było wszędzie. Nagle niebo i góry były jednego koloru, nie było linii horyzontu. Nie dało się stwierdzić, gdzie jest ląd, można było stracić orientację. Tak naprawdę widzisz wtedy tylko skuter przed sobą i za sobą, nic więcej. To zlewanie się kolorów może być naprawdę groźne. Szłam raz z kolegą w góry, aż tu nagle poczułam, że zaczyna się mi obsuwać lewa noga. Okazało się, że chodziłam przy stromej krawędzi, mogło być niewesoło. Koleżanka za to poszła pojeździć na nartach. Wiedziała, że pod koniec trasy jest przepaść. Ale jej nie widziała. Mówiła „jest okej, jeszcze można iść”, chciała wbić kijek przed siebie, a wyszło tak, że wbiła go w powietrze. Zupełnie nie widziała tej przepaści.

„Tu się nie umiera”

Mimo tak peryferyjnego położenia absolutnie nie ma problemów z łącznością ze światem. Jak przyznała Magda, Internet w Longyearbyen jest bardzo szybki, trudności nie sprawia też złapanie zasięgu w telefonie.
– Norwegia stara się, by warunki były jak najlepsze, w przeciwnym razie niektórym być może byłoby trudno tu wytrzymać. W Longyearbyen żyje ok. 2 tysięcy ludzi, a mimo tego są tu aż trzy przedszkola. To jest bardzo prorodzinne miejsce. Problemem może być pomoc medyczna. Znajduje się tu szpital, ale z poważniejszymi dolegliwościami chorzy transportowani są na „kontynentalną” Norwegię. Podobnie w przypadku kobiet w zaawansowanej ciąży. Nie inaczej dzieje się ze zmarłymi. Jest tu stary cmentarz, ale obecnie ciała odsyła się do Norwegii. Svalbard to miejsce, gdzie można żyć i pracować, ale nie umierać.

Piwo na kartki

Z zakupami też nie ma większego problemu, choć sprzedaż alkoholu jest ograniczona:
– Jest tu jeden duży sklep, centrum, gdzie znajdziesz praktycznie wszystko, czego potrzebujesz. Od produktów spożywczych po chemię, ubrania czy sprzęt turystyczny. I tak jak wszystko jest tu dość drogie, tak o dziwo ceny alkoholu zbliżają się do polskich. Jest jedno „ale” – alkohol tutaj sprzedaje się „na kartki” [śmiech]. Gdy zostaniesz zarejestrowany na Svalbardzie, dostajesz taką „kartę alkoholową” o wielkości karty kredytowej. Każdemu przysługuje miesięczna ilość alkoholu, którą może kupić – w przypadku na przykład piwa są to 24 puszki lub butelki (własnego alkoholu nie wolno wwozić na wyspy – przyp. red.). Są też limity dotyczące mocniejszych alkoholi.

To całkiem ciekawy i śmieszny widok, gdy wchodzący do kościoła ludzie najpierw zdejmują broń.

Z flintą do kościoła

Jedną z największych ciekawostek, która często powtarza się w mediach, jest ta o obowiązku noszenia broni przeciwko niedźwiedziom polarnym. Poprosiłem Magdę, by opowiedziała nam także i o tym:
– Kurs trwał tylko kilka godzin. Przedstawiono nam zagrożenia związane z niedźwiedziami, potem oddawaliśmy strzały z różnych pozycji. Kurs kończy się egzaminem – trzeba trafić w odpowiednie miejsce na tarczy. Poza miastem mamy obowiązek zabierania ze sobą broni dwóch typów. Pierwszy to rakietnica, którą można próbować odstraszyć niedźwiedzia, zazwyczaj to wystarcza, bo są to płochliwe zwierzęta. Druga broń to karabinek, którego można użyć, gdyby rakietnica nie pomogła. Co prawda niedźwiedzie są pod ochroną, ale w przypadku zagrożenia człowiek ma prawo użyć broni przeciwko nim. Broń musisz odkładać, gdy wchodzisz do sklepu czy kościoła, są do tego przygotowane specjalne szafki. To całkiem ciekawy i śmieszny widok, gdy wchodzący do kościoła ludzie najpierw zdejmują broń. Możesz ją ze sobą nosić po mieście, choć musi być nieprzeładowana.

Gratka dla turysty

Svalbard to miejsce przyjazne także turystom. Oprócz niespotykanych warunków przyrodniczych, warto też zwrócić uwagę na wytwory człowieka:
– Dla mnie to jest zupełnie inny świat. Nie da się tu komuś ukraść auta, bo dróg jest tu kilkadziesiąt kilometrów. Jest bezpiecznie. Mieszkańcy często chwalą się, że oto właśnie korzystasz z najbardziej wysuniętego na północ kościoła, basenu. Wszystko, co ma więcej niż kilkadziesiąt lat, staje się zabytkiem i nie wolno tego usunąć. Dlatego też nieużywane już kopalnie i sprzęt stoją tak, jak lata temu.

„Czy warto? Jasne, że tak!”

Mimo pewnych trudności i niebezpieczeństw, Magda przyznała, że Svalbard to wyjątkowe miejsce:
– Jest coś takiego w Svalbardzie, że przyciąga. To niesamowita przygoda. Tu ludzie często wracają, mimo dużej rotacji mieszkańców, niektórym udaje się tu zakorzenić. To piękne miejsce, widoki nie z tej ziemi, szczególnie, gdy wyjedzie się za miasto na skuterach. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Kejdi88

26-11-2016 01:01

hornsund.igf.edu.pl

I Longyearbyen nie jest jedynym miastem. Jest też Barentsburg.

Zorro Zorro

24-11-2016 15:44

ale miejsce..buhahah..jedzcie tam zmontowac sobie w psychice depreche.

Miki Mikulska

24-11-2016 03:12

Pewnie na stronie PAN.....

Mira32

23-11-2016 22:30

Bardzo prosze o podanie gdzie można aplikować

andy92

23-11-2016 21:08

Gdzie można aplikować ?

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok