Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

6
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Polacy w Norwegii

Aby nie stać z boku. Portret pół-Polaka

Milena BoZka

28 stycznia 2016 13:48

Udostępnij
na Facebooku
3
Aby nie stać z boku. Portret pół-Polaka

Igor, lat 51. Pół Duńczyk, pół Polak archiwum prywatne

Pięć różnych historii, w których bohaterami są pół-Polacy. Pół-Duńczyk, pół-Amerykanin, pół-Arabka, pół-Polka, pół-Francuzka, pół-Żyd odsłaniają przed czytelnikiem małą, ale bardzo skomplikowaną cząstkę swojej tożsamości i osobistej więzi z Polską. „Przecież każdy chce wiedzieć, kim jest”, mówi Igor, pół-Duńczyk.

Igor

Igor Tomaszewski, 51 lat
Zawód: technolog żywności
Pochodzenie: pół Duńczyk, pół Polak

Igor na pytanie o związek z Polską:
— Mój ojciec Grzegorz był Polakiem.
Po upadku powstania warszawskiego, w którym ojciec walczył z ramienia Armii Krajowej, trafił do niemieckiego obozu jenieckiego. Próbował uciekać wiele razy. Przenosili go w różne miejsca. Kiedy w końcu Niemcy ogłosiły kapitulację, ojciec znajdował się akurat w transporcie zmierzającym do obozu w Norwegii. Jego i innych jeńców wojennych uwolniono w Danii. Tak się tu znalazł.

Co prawda niektórzy znajomi ojca z AK wrócili do Polski, aby – jak to mówili – „odbudować ją na nowo”, ale nie ojciec. On nie widział perspektywy na wolną Polskę, zwłaszcza ze stacjonującymi wówczas na jej terenie wojskami sowieckimi. Co więcej, on nienawidził komuny, więc nie zamierzał wracać. Ożenił się z moją matką – Dunką – rozwinął swój własny biznes i osiedlił się na stałe w Kopenhadze.

Na pewno na to, kim jestem i moje nastawienie do Polski duży wpływ miał fakt, że urodziłem się po szesnastu latach małżeństwa rodziców. Moi rodzice byli już doświadczonymi, ustatkowanymi i spełnionymi ludźmi. Określam siebie jako to pokolenie dzieci polskich imigrantów, które było wychowane w duchu tamtej, przedwojennej Polski. Zaznaczam, bo każda emigracja jest inna i jej wartości też.

Z Polską czuję więź. Zawsze czułem, że wiedza o historii, tradycji i kulturze polskiej dodaje mi walorów. Utożsamiam się z nią na różnych poziomach, czy to w codziennych sprawach, jak rozgrywki piłkarskie, kiedy kibicuję stronie polskiej, czy to poprzez podziw, jakim obdarzam polską odwagę, waleczność i dumę z perspektywy historii. W Polsce jest coś, co mnie w jakimś stopniu przyciąga, dlatego nawet wolę być pół-Polakiem, niż stuprocentowym Duńczykiem.

Ojciec o to zadbał  

Igor na pytanie, jak kształtowała się w nim polskość:

— Ojciec swoją osobowością i zachowaniem edukował mnie z każdej strony, co oznacza polskość, jak ją pojmować.


Po pierwsze, politycznie.

Choć doskonale zaadaptował się w Danii, dużo opowiadał o Polsce, żył nią oraz tym, co się tam działo i zawsze był na bieżąco z wydarzeniami. Był on moim autorytetem, którego darzyłem ogromnym szacunkiem, więc słuchałem bacznie, z zainteresowaniem jego komentarzy. Jego patriotyzm i entuzjazm sprawami Polski przyciągał.  

Po drugie, kulturalnie.

Ojciec kochał muzykę, co więcej, uwielbiał śpiewać lub wygwizdywać jakieś melodie. W pamięci pozostało mi:

„Dziś do ciebie przyjść nie mogę
Zaraz idę w nocy mrok
Nie wyglądaj za mną oknem
W mgle utonie próżno wzrok
Po cóż ci, kochanie, wiedzieć
Że do lasu idę spać
Dłużej tu nie mogę siedzieć
Na mnie czeka leśna brać”
Takich rzeczy nie sposób zapomnieć...  

Po trzecie, społecznie.

Przez nasz dom często przewijali się jacyś Polacy. Ojciec reprezentował i działał w różnych organizacjach i stowarzyszeniach, dlatego też miałem kontakt z Polonią. Był on aktywnym działaczem polonijnym, mimo to nigdy nie naciskał, abym ja był jakoś szczególnie zaangażowany w jego przedsięwzięcia. Mówić po polsku też nauczył mnie dopiero, gdy zauważył, że moja potrzeba znajomości polskiego i chęci były konkretne, że ja tego bardzo chciałem.  

Nade wszystko jestem mu wdzięczny, iż nie pozostawił mnie – tak jak to zrobił jego kuzyn ze swoimi dziećmi – w czarnej dziurze niewiedzy o czymś, co przynależy do mojej historii, co jest częścią mojej tożsamości, o Polsce.  

Igor na pytanie o kuzyna ojca i jego dzieci:

— Po wojnie kuzyn ojca osiedlił się w Tanzanii. Miał trzech synów. Był stuprocentowym Polakiem, jak mój ojciec, świadomym polskiej kultury, obyczajów i tradycji. Nigdy jednak nie nauczył synów mówić po polsku, ani niczego, co dałoby im jakieś wyobrażenie o kraju ich przodków. Zostawił ich na rozdrożu, takich „niekompletnych”.  

Wiele lat później, podczas spotkania rodzinnego, jeden z tych synów zapytał mnie, czy mogę im trochę poopowiadać o Polsce. Widziałem, że bardzo im tego brakowało. Opowiadałem i byłem szczęśliwy, że ja mam o czym opowiadać, bo przecież każdy chce wiedzieć, kim jest.
 Mój ojciec o to zadbał!  

Igor na pytanie o język polski:

— Dopiero kiedy byłem dorosłym mężczyzną poczułem, że w końcu muszę zacząć posługiwać się językiem polskim. Dlaczego? Bo kluczem do poznania jest nauka języka.

Jako student na kierunku historii i teorii filmu na Uniwersytecie w Kopenhadze interesowałem się cenzurą w filmie, więc kino polskie tamtych lat było ciekawym studium przypadku. Podziwiałem kunszt reżyserski Andrzeja Wajdy w „Człowieku z marmuru” i Ryszarda Bugajskiego w filmie „Przesłuchanie” oraz ich odwagę w przekraczaniu wyznaczonych przez władzę granic na rzecz prawdy. Sztuka przeciwko władzy komunistycznej – coś niesamowitego. Byłem zafascynowany polskimi produkcjami filmowymi.  

Później, w 1980 roku, uwagę ojca przykuły strajki w stoczni gdańskiej. Zaczął się okres intensywnych przemian w Polsce. Na początku ojciec mi tłumaczył, co dokładnie się tam dzieje, ale coraz częściej miałem wrażenie, że tak naprawdę stoję z boku.

Czułem duży niedosyt, chciałem w pełni zrozumieć i pogłębić wiedzę o tym, co się działo w Polsce, ale i zrozumieć mentalność Polaków. Nałożyło się to wszystko na siebie. Zacząłem się uczyć – trochę sam, trochę na studiach i trochę od ojca.

Wstyd  

Igor na pytanie, czy kiedyś doświadczył dyskryminacji ze względu na pochodzenie:

— Nie pamiętam, aby moje pochodzenie w jakiś sposób przysparzało mi problemów lub było źródłem jakiejkolwiek dyskryminacji. Nigdy się z tym nie spotkałem. Nikt mnie nie krytykował bezpośrednio za to, że mam polskie korzenie.  

Osobiście uważam, że pewność siebie i umiejętność komunikowania się pozwala uniknąć nieprzyjemnych sytuacji lub potencjalnych problemów. Dużo tak naprawdę zależy od nas samych.  

Może taki jestem, takie mam nastawienie, bo ojciec wpoił mi, że będąc Polakiem nie mam się czego wstydzić, a na pewno nie pochodzenia. Polska ma bolesną, acz wspaniała historię, która jest wręcz przepełniona opowieściami o walecznych bohaterach i heroicznych czynach. Nie rozumiem, dlaczego miałbym mieć powody do wstydu? Być Polakiem to duma, a nie wstyd.  


Autor: Milena BoZka “Aby nie stać z boku” –
z cyklu reportaży w ramach projektu “Pół-Polak?”
Projekt finansowany w ramach funduszy polonijnych
Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej,
Kopenhaga, 2015   
 Ambasada RP w Kopenhadze
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Jabin Hazo

28-01-2016 22:53

jasta102 napisał:
Ile zarabialaby najlepsza kiedyś na świecie tenisistka Dunka Caroline Wozniacki gdyby nie nosiła polskiego nazwiska
Eksperci twierdzą że od 5 do 10 razy więcej bez polskiego piętna


Z Wozniackiej jest taka Dunka ,jak z ciebie krol Aztekow.
Powiedz to wszystkim Polakom ,ktorych dzieci urodzily sie w Norwegii,ze maja malych Norwegow w domu.
Oboje rodzice Karoliny wyjechali z Polski w latach osiemdziesiatych.

krzysztof ignaszak

28-01-2016 18:35

hahahahaha dobre. ! A ja jestem komunistom i w dodatku narodowym! Niech zyje narodowy komunizm i narodowy socjalizm! Precz z kapitalizmem!

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok