Polacy w Norwegii
Johnny i Marcin - tańczący z orkami

fotolia.pl - royalty free
Johnny i Marcin, dwaj kochający sport i norweską przyrodę trzydziestolatkowie o niespożytych pokładach energii prześcigają się w szalonych pomysłach. Jednym z nich było nurkowanie z orkami, o którym zgodzili się opowiedzieć.
Johnny’ego od dziecka fascynowała Norwegia. Wikingowie, daleka Północ, dzikość i spokój fiordów. W końcu przyszedł czas na spełnienie marzeń z dzieciństwa i wyjazd w te strony. Wybór padł na Tromsø, arktyczną stolicę, skąd wyruszały słynne wyprawy Nansena i Amundsena.
W Tromsø Johnny został prawie na osiem lat. Na miejscu czekało na niego kilka zaskoczeń. Najbardziej zdziwiło go, że wcale nie było tutaj tak zimno, jak się spodziewał. Zima okazała się być wietrzna i deszczowa, pogoda co najmniej barowa. Johnny z zamiłowania jest baristą (choć, jak twierdzi, sam nie potrzebuje kofeiny, żeby pobudzić się do aktywności), więc szybko dostrzegł, że Norwegowie kochają kawę, ale niekoniecznie dbają o jej jakość i sposób parzenia.
– Właściwie od pierwszego dnia w Norwegii zacząłem zdobywać wszystkie okoliczne szczyty. Po kolei. W deszczowe dni nie spędzałem czasu przed telewizorem, szkoda mi było na to życia. Większość weekendów spędzam na pieszych wędrówkach. Zabieram ze sobą plecak i ruszam na szlak. W ciągu dwóch dni przemierzam 100 km maszerując. Trasę muszę jednak zaplanować w ten sposób, aby w poniedziałek zdążyć wrócić do pracy – mówi Johnny.
W Tromsø Johnny został prawie na osiem lat. Na miejscu czekało na niego kilka zaskoczeń. Najbardziej zdziwiło go, że wcale nie było tutaj tak zimno, jak się spodziewał. Zima okazała się być wietrzna i deszczowa, pogoda co najmniej barowa. Johnny z zamiłowania jest baristą (choć, jak twierdzi, sam nie potrzebuje kofeiny, żeby pobudzić się do aktywności), więc szybko dostrzegł, że Norwegowie kochają kawę, ale niekoniecznie dbają o jej jakość i sposób parzenia.
– Właściwie od pierwszego dnia w Norwegii zacząłem zdobywać wszystkie okoliczne szczyty. Po kolei. W deszczowe dni nie spędzałem czasu przed telewizorem, szkoda mi było na to życia. Większość weekendów spędzam na pieszych wędrówkach. Zabieram ze sobą plecak i ruszam na szlak. W ciągu dwóch dni przemierzam 100 km maszerując. Trasę muszę jednak zaplanować w ten sposób, aby w poniedziałek zdążyć wrócić do pracy – mówi Johnny.
W Norwegii nie ma czasu na nudę
Johnny był bardzo aktywny. Pomysł gonił pomysł. Zaczęło się od trekkingu, potem przyszła pora na kajak. Stąd było już o krok do innych wodnych rozrywek. Tak pojawiło się kolejne marzenie – o nurkowaniu.
– Każdego roku w okolice wybrzeży Tromsø przybywają humbaki, orki i inne gatunki wielorybów. Chciałem zobaczyć te drapieżniki z bliska, pod powierzchnią wody. Wiosłowałem wśród fiordów i rozmyślałem o tym marzeniu. Potem zacząłem mówić o swoim pomyśle innym osobom, między innymi kilku znajomym Norwegom. Wtedy mój przyjaciel poznał mnie z Marcinem. Zaczęliśmy rozmawiać o nurkowaniu. Nie znaliśmy się wcześniej, ale okazało się, że w Marcinie również kiełkowało takie samo marzenie: zobaczyć z bliska podwodne zwierzęta. W końcu postanowiliśmy, że spełnimy je wspólnie. Mieliśmy dwa miesiące na to, żeby się przygotować. Postanowiliśmy dać z siebie 200 procent – mówi Marcin.
– Każdego roku w okolice wybrzeży Tromsø przybywają humbaki, orki i inne gatunki wielorybów. Chciałem zobaczyć te drapieżniki z bliska, pod powierzchnią wody. Wiosłowałem wśród fiordów i rozmyślałem o tym marzeniu. Potem zacząłem mówić o swoim pomyśle innym osobom, między innymi kilku znajomym Norwegom. Wtedy mój przyjaciel poznał mnie z Marcinem. Zaczęliśmy rozmawiać o nurkowaniu. Nie znaliśmy się wcześniej, ale okazało się, że w Marcinie również kiełkowało takie samo marzenie: zobaczyć z bliska podwodne zwierzęta. W końcu postanowiliśmy, że spełnimy je wspólnie. Mieliśmy dwa miesiące na to, żeby się przygotować. Postanowiliśmy dać z siebie 200 procent – mówi Marcin.

Johnny i Marcin świetnie się dogadują, zrealizowali również wspólne marzenie - nurkowanie z orkami.
Źródło: fot. archiwum prywatne
Marcin mieszka w Norwegii już od 10 lat. Sam przyjechał w 2005 roku, później dołączyła do niego żona. Tutaj na świat przyszły też jego dwie córeczki. Świetnie odnajduje się w tym kraju. Jego nową pasją jest nurkowanie, trenuje codziennie. Przez osiem lat trenował siatkówkę, przez kolejne cztery motocross. Swoim entuzjazmem stara się zarażać innych również w internecie. Aktywnie prowadzi konta na portalach społecznościowych, gdzie dzieli się swoimi doświadczeniami z innymi pasjonatami nurkowania.
– Wiedzieliśmy, że to wyzwanie jest niebezpiecznym przedsięwzięciem, ale równocześnie czymś, co wpłynie na nasze życie. Marcin miał już pewne doświadczenie w nurkowaniu. Ja tak naprawdę zawsze trochę bałem się wody, nigdy też nie pływałem dobrze. Tak się jednak złożyło, że tu w Norwegii, pracowałem na morzu przez kilka miesięcy. Zdobyłem co prawda potrzebne certyfikaty, lecz wciąż podświadomie bałem się głębin morskich. Dopiero kiedy zacząłem nurkować w Norwegii, poczułem, że naprawdę oswoiłem się z wodą. Mam nadzieję, że ten strach minął bezpowrotnie – dodaje Johnny.
– Wiedzieliśmy, że to wyzwanie jest niebezpiecznym przedsięwzięciem, ale równocześnie czymś, co wpłynie na nasze życie. Marcin miał już pewne doświadczenie w nurkowaniu. Ja tak naprawdę zawsze trochę bałem się wody, nigdy też nie pływałem dobrze. Tak się jednak złożyło, że tu w Norwegii, pracowałem na morzu przez kilka miesięcy. Zdobyłem co prawda potrzebne certyfikaty, lecz wciąż podświadomie bałem się głębin morskich. Dopiero kiedy zacząłem nurkować w Norwegii, poczułem, że naprawdę oswoiłem się z wodą. Mam nadzieję, że ten strach minął bezpowrotnie – dodaje Johnny.

Nurkowanie to również przezwyciężanie swojego strachu.
Źródło: fot. archiwum prywatne
Głęboki oddech
Johnny i Marcin nurkują tzw. stylem freedivingowym, czyli zanurzają się bez użycia butli tlenowych. Dojście do perfekcji w tym sposobie nurkowania wymaga samodyscypliny, wielu ćwiczeń i odpowiedniego treningu oddechowego. Ważne jest jednak również odpowiednie przygotowanie psychiczne. Przed zejściem pod wodę należy bezwględnie się wyciszyć. Wziąć głęboki wdech i wydech. Jeden za drugim. Każde poddenerwowanie, stres czy myślenie o niemiłych sytuacjach, które spotkały nas w ciągu dnia, zabierają nurkowi cenną energię i spokój.
– Człowiek oddycha płytko z lenistwa mówi Johnny, nie używa całej powierzchni organów oddechowych.
Dobry nurek musi nauczyć się świadomego oddychania, które polega na uspokojeniu ciała i umysłu, wtłoczeniu jak największej ilości powietrza do płuc i powolnym wydychaniu. Oddychanie pełną piersią działa lepiej niż kawa: rozjaśnia umysł i pobudza do działania – przekonuje Johnny.
– Człowiek oddycha płytko z lenistwa mówi Johnny, nie używa całej powierzchni organów oddechowych.
Dobry nurek musi nauczyć się świadomego oddychania, które polega na uspokojeniu ciała i umysłu, wtłoczeniu jak największej ilości powietrza do płuc i powolnym wydychaniu. Oddychanie pełną piersią działa lepiej niż kawa: rozjaśnia umysł i pobudza do działania – przekonuje Johnny.
Taniec z orkami
Przed nurkowaniem z orkami sporo trenowali. Przez dwa tygodnie października Johnny pracował z trzema norweskimi naukowcami i zanurzał się w lodowatych rzekach Finnmarku, miejscami skutych lodem. Praca polegała na liczeniu pstrągów, łososi i troci w celach statystycznych. Woda miała jakieś 3 stopnie, więc ta w morzu wcale nie była najzimniejsza z jaką się spotkał.
Na spełnienie marzenia zdecydowali się 14 listopada. Dotarcie do miejsca, gdzie byłoby możliwe oglądanie żerujących orek, nie było trudne. Godzina jazdy samochodem z Tromsø, potem pół godziny płynięcia kutrem w kierunku otwartego morza i wyspy Sandøya, położonej na północny zachód od Kvaløya. Mijało nas mnóstwo prywatnych i komercyjnych statków i łodzi, jednak to właśnie my, z najwolniejszą łodzią i garścią szczęścia znaleźliśmy się najbliżej polujących wielorybów. Wtedy szyper zatrzymał łódź.
Przyszedł czas na zanurzenie. Znaleźliśmy się pod wodą i zobaczyliśmy je. Piękne i dzikie. Strach mieszał się z zachwytem, jednak ta szalona chwila warta była podjęcia każdego wysiłku. Obserwowanie, chociaż przez chwilę, życia podwodnych zwierząt w ich naturalnym środowisku, to przeżycie niezwykle trudne do opisania.
Na spełnienie marzenia zdecydowali się 14 listopada. Dotarcie do miejsca, gdzie byłoby możliwe oglądanie żerujących orek, nie było trudne. Godzina jazdy samochodem z Tromsø, potem pół godziny płynięcia kutrem w kierunku otwartego morza i wyspy Sandøya, położonej na północny zachód od Kvaløya. Mijało nas mnóstwo prywatnych i komercyjnych statków i łodzi, jednak to właśnie my, z najwolniejszą łodzią i garścią szczęścia znaleźliśmy się najbliżej polujących wielorybów. Wtedy szyper zatrzymał łódź.
Przyszedł czas na zanurzenie. Znaleźliśmy się pod wodą i zobaczyliśmy je. Piękne i dzikie. Strach mieszał się z zachwytem, jednak ta szalona chwila warta była podjęcia każdego wysiłku. Obserwowanie, chociaż przez chwilę, życia podwodnych zwierząt w ich naturalnym środowisku, to przeżycie niezwykle trudne do opisania.
W czasie nurkowania bywały momenty, gdy serce skakało do gardła. Na przykład wtedy, kiedy orka próbowała upolować przepływającego śledzia i... płynęła prosto na Marcina trzymającego kamerę. Wszystkim zmroziło krew w żyłach.
– W wodzie pływały ogromne ławice tych ryb,a orki krążyły wokół nas, jakbyśmy mieli być nadzieniem w zrazach śledziowych – żartuje Johnny.
Spotkanie z tak dzikim drapieżnikiem jak orka to nieopisane emocje i duży skok adrenaliny. Mimo ogromnego podekscytowania, trzeba było myśleć również o jakości nagrywanego filmu. Nurkowie używali kamery sportowej, którą co jakiś czas się wymieniali. Operowanie kamerą pod wodą również rozprasza. To także sztuka nauczyć się zanurzania ze sprzętem.
– W wodzie pływały ogromne ławice tych ryb,a orki krążyły wokół nas, jakbyśmy mieli być nadzieniem w zrazach śledziowych – żartuje Johnny.
Spotkanie z tak dzikim drapieżnikiem jak orka to nieopisane emocje i duży skok adrenaliny. Mimo ogromnego podekscytowania, trzeba było myśleć również o jakości nagrywanego filmu. Nurkowie używali kamery sportowej, którą co jakiś czas się wymieniali. Operowanie kamerą pod wodą również rozprasza. To także sztuka nauczyć się zanurzania ze sprzętem.
Dalsze plany? Nadal ekstremalne
Johhny i Marcin mają odmienne plany na przyszłość. Marcin chce całkowicie poświęcić się nurkowaniu, Johnny wraca na kuter rybacki, ale zapowiada, że nie kończy z szalonymi pomysłami. Wiosną leci na Alaskę, skąd przejedzie rowerem do Meksyku, a za rok chce dotrzeć do samego krańca Ameryki Południowej. Nie wyklucza jednak ponownego spotkania z morskimi stworzeniami.
– Orki to bardzo inteligentne i niezwykle dynamiczne stworzenia, a my byliśmy tylko gośćmi w ich królestwie - na terytorium władców oceanów, którzy mogliby zrobić z nami wszystko. To przeżycie było jak spektakl w teatrze. Do dziś brakuje mi słów, by je opisać. Być może jeszcze w tym roku znów wskoczymy do lodowatej wody, tym razem na spotkanie z humbakami – mają nadzieję chłopaki.
– Orki to bardzo inteligentne i niezwykle dynamiczne stworzenia, a my byliśmy tylko gośćmi w ich królestwie - na terytorium władców oceanów, którzy mogliby zrobić z nami wszystko. To przeżycie było jak spektakl w teatrze. Do dziś brakuje mi słów, by je opisać. Być może jeszcze w tym roku znów wskoczymy do lodowatej wody, tym razem na spotkanie z humbakami – mają nadzieję chłopaki.
Powstanie krótki film dokumentujący podwodne przygody Johnny'ego i Marcina. Pierwsze fragmenty nagrania można już obejrzeć na youtubie.

Marcin i Johnny pod wodą.
Źródło: fot. archiwum prywatne
Reklama

Reklama
To może Cię zainteresować