„Rozbójnicy z Kardamonu”, czyli za co Norwegowie kochają Kardamommeby?
wikimedia.org - KEN - Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported
Pomarzcie w duchu o dumnym ze swojej pracy tramwajarzu, o trzech życzliwych sklepikarzach, którzy nigdy nie sprzedadzą Wam wczorajszych bułek, ani nieświeżego mięsa. Uczciwym posterunkowym, który nigdy nikogo nie aresztował i jego uśmiechniętej żonie. O pulchnej ciotce w fartuchu, na której stole zawsze czeka na Was domowy obiad, oraz o małym chłopcu w przykrótkich spodniach i biegającym za nim kudłatym psiaku, którego wszędzie pełno. Wyobraźcie sobie urocze, małe, drewniane domki i zawsze otwarte drzwi. A teraz otwórzcie oczy i… witajcie w Norwegii.
Biorąc do ręki „Rozbójników…” (w wersji polskiej przepięknie ozdobionych rysunkami mistrza polskiej ilustracji Mirosława Pokory), wybierając się na jedną z niezliczonych teatralnych adaptacji książki lub odwiedzając Dyreparken w Krystiansand, poznacie świat pełen zasad moralnych zapisanych w prostych słowach. I jeśli trudno będzie Wam uwierzyć w uśmiechniętego, pełnego dumy i pasji do swojej pracy tramwajarza, zapewniam Was, że znam osobiście odpowiednika kardamonowego motorniczego Syversena: norweskiego lekarza z Lillehammer, którego największą miłością są tramwaje i który, kto wie, być może wiózł Was nieraz z szerokim uśmiechem jedną z linii tramwajowych w Oslo, gdzie od lat pracuje weekendami jako kierowca.
Między wierszami „Rozbójników…” wyczytacie, dlaczego w kraju fiordów przestępcy traktowani są z należytym każdemu człowiekowi szacunkiem. Poznacie być może powody, dla których prośby Andresa Breivika o lepsze warunki w więzieniu spotykają się z pozytywną odpowiedzią ze strony norweskich władz. „Nikt nie jest ani wyłącznie bohaterem, ani zupełnym łotrem. Trzeba nam tylko uszanować fakt, że ludzie trochę się między sobą różnią", powiedział sam autor o jednym z morałów płynących z „Rozbójników z Kardamonu” z jego bajki.
To może Cię zainteresować