Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia promocjina S1 i EKUZ

Zamów teraz

Kultura

Finnmark odczarowany. Recenzja książki „Hen. Na północy Norwegii”

agnieszka.kujawa@mojanorwegia.pl

11 czerwca 2016 07:00

Udostępnij
na Facebooku
Finnmark odczarowany. Recenzja książki „Hen. Na północy Norwegii”

Dzięki ogromnej reporterskiej pracy Ilony Wiśniewskiej polscy czytelnicy mogą poznać Finnmark – północny region Norwegii, którym przez wiele lat rzadko interesowali się nawet sami Norwegowie z południowej i zachodniej części kraju. Ten „norweski koniec świata” staje się początkiem wciągającego i przenikliwego reportażu „Hen. Na północy Norwegii”.
Finnmark, który Ilona Wiśniewska ukazuje w książce, jest krainą, przez którą prowadzą nas sami jej mieszkańcy. Życie w małym Kjøllefjord poznajemy przez pryzmat opowieści nestora rodu Amundsenów – Iberta oraz członków jego rodziny. O saamskiej walce o prawa i kulturę, a także o mocy szamańskich obrzędów opowiada Ellen Anne Hætta z wioski nieopodal Alta. Czytając książkę odwiedzamy niezliczoną ilość miejsc i domów. Przy litrach gorącej herbaty i ciepłych waflach z bażynami (odmiana jeżyny, występuje na północy Norwegii) słuchamy niezliczonych opowieści, rozsiadamy się na małych kanapach w salonie i zaglądamy do rodzinnych albumów. Czytając reportaż, mamy szansę nieco „oswoić” północ, wejść w życie mieszkańców Finnmarku, poznać ich historie, problemy, nadzieje na przyszłość. Przeczytać o ludziach, których nie złamał ani nieprzyjazny klimat, ani dramatyczne wydarzenia historyczne.

Dzięki lekturze książki Ilony Wiśniewskiej mamy okazję spojrzeć na tę północną krainę z wielu perspektyw, skorzystać z zaproszenia do świata, w którym życie biegnie zupełnie innym rytmem, wytyczanym przez polarny dzień i rozświetloną zorzą polarną noc.

Budynki o identycznym układzie wnętrz miały podobne wyposażenie, wszędzie unosił się zapach mocnej kawy i gotowanych rybich łbów, więc od wejścia było się u siebie. Nie zamykano drzwi, bo też nikt nie posiadał niczego cennego. Jedyne, czego wymagano, to żeby poczekać na „proszę”.~Ilona Wiśniewska

Dużą część książki autorka poświęca również Saamom, rdzennym mieszkańcom Skandynawii, żyjącym na północnych terenach Norwegii. Reportaż jest prawdziwą kopalnią wiedzy o barwnej kulturze i zwyczajach tego ludu. Nie brakuje również wielu wspomnień i opisów związanych z dramatycznymi przeżyciami ludzi, którzy przez lata podlegali przymusowej norwegizacji, a we własnym kraju traktowano ich jak obywateli drugiej kategorii. Kulturowe i tożsamościowe wykorzenienie rzutowało na życie wielu pokoleń Saamów. Niektórzy do dzisiejszego dnia, nie lubią mówić o swoim pochodzeniu.
Samowie w Norwegii przez lata podlegali przymusowej norwegizacji. Teraz ich kultura i muzyka przykuwa uwagę ludzi z całego świata.
Samowie w Norwegii przez lata podlegali przymusowej norwegizacji. Teraz ich kultura i muzyka przykuwa uwagę ludzi z całego świata. Źródło: wikimedia.org
Mari Boine, jedna z najsłynniejszych saamskich wokalistek, w rozmowie z autorką również wspomina swoje dzieciństwo pozbawione elementów rodzimej kultury. Dopiero w dorosłym życiu, dzięki muzyce, udało jej się uwolnić od wpajanych zakazów i rozsławić saamski śpiew niemal na całym świecie.

W domu rodzinnym mówiło się po saamsku, ale odrzucało wszystko związane z pozajęzykową kulturą, zwłaszcza joik, jak mawiał ojciec – dzieło szatana. Nikt nigdy nie wyjaśnił, czemu joik to grzech, wymagało się po prostu ślepej wiary. Mari wyrastała w niechęci do wszystkiego, co rdzenne. Już we własnym domu zawsze wyłączała radio, jeśli puszczali joik, a ze swoim ówczesnym mężem i pierwszym dzieckiem rozmawiała tylko po norwesku. Gardziło się tym, co saamskie. Wszyscy tak robili.~Ilona Wiśniewska

W reportażu poruszono również temat innej mniejszości etnicznej żyjącej na obszarze północnej Norwegii. Mowa o Kwenach, ludności pochodzenia fińskiego, którą poddawano jeszcze silniejszej przymusowej norwegizacji niż Samów. Norweska historia przez długi czas omijała wątki kweńskie. Jej przedstawiciele nigdy też nie doczekali się przeprosin za wyrządzone krzywdy.

W książce pojawiają się również wątki humorystyczne. Mimo że wielu mieszkańców opuściło Finnmark w poszukiwaniu swojej drogi na południu Norwegii, nadal z sentymentem wspomina czasy dorastania na Północy, do której również docierały elementy zachodniej popkultury i której nie omijały typowe nastoletnie problemy.

Kiedy już przyjaciele zaczęli interesować się dziewczętami, a jeszcze nie mieli atrybutów męskości godnych pokazania światu, smarowali twarze pasą do butów na linii nieobecnego zarostu, w pasie przewiązywali opaski, znad których wystawały kawałki wełny imitujące owłosienie łonowe i fotografowali się jako "Jungelgutten Bomba", jak się tutaj nazywało Tarzana. Kjøllefjord było purytańskim miejscem, nagość stanowiła tabu, a na fatalnej jakości zdjęciach w „Cocktailu” ledwo dało się odróżnić sutek od pępka.
~Ilona Wiśniewska

„Hen. Na północy Norwegii” to wciągający reportaż z bardzo rzetelnym podłożem historycznym i rozbudowaną bibliografią. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich ciekawych świata, którzy chcieliby skonfrontować swoje wyobrażenie życia na północy z rzeczywistością.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa "Czarne". 
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok