Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Kultura

Finnmark odczarowany. Recenzja książki „Hen. Na północy Norwegii”

Udostępnij
na Facebooku
Finnmark odczarowany. Recenzja książki „Hen. Na północy Norwegii”

Dzięki ogromnej reporterskiej pracy Ilony Wiśniewskiej polscy czytelnicy mogą poznać Finnmark – północny region Norwegii, którym przez wiele lat rzadko interesowali się nawet sami Norwegowie z południowej i zachodniej części kraju. Ten „norweski koniec świata” staje się początkiem wciągającego i przenikliwego reportażu „Hen. Na północy Norwegii”.
Finnmark, który Ilona Wiśniewska ukazuje w książce, jest krainą, przez którą prowadzą nas sami jej mieszkańcy. Życie w małym Kjøllefjord poznajemy przez pryzmat opowieści nestora rodu Amundsenów – Iberta oraz członków jego rodziny. O saamskiej walce o prawa i kulturę, a także o mocy szamańskich obrzędów opowiada Ellen Anne Hætta z wioski nieopodal Alta. Czytając książkę odwiedzamy niezliczoną ilość miejsc i domów. Przy litrach gorącej herbaty i ciepłych waflach z bażynami (odmiana jeżyny, występuje na północy Norwegii) słuchamy niezliczonych opowieści, rozsiadamy się na małych kanapach w salonie i zaglądamy do rodzinnych albumów. Czytając reportaż, mamy szansę nieco „oswoić” północ, wejść w życie mieszkańców Finnmarku, poznać ich historie, problemy, nadzieje na przyszłość. Przeczytać o ludziach, których nie złamał ani nieprzyjazny klimat, ani dramatyczne wydarzenia historyczne.

Dzięki lekturze książki Ilony Wiśniewskiej mamy okazję spojrzeć na tę północną krainę z wielu perspektyw, skorzystać z zaproszenia do świata, w którym życie biegnie zupełnie innym rytmem, wytyczanym przez polarny dzień i rozświetloną zorzą polarną noc.

Budynki o identycznym układzie wnętrz miały podobne wyposażenie, wszędzie unosił się zapach mocnej kawy i gotowanych rybich łbów, więc od wejścia było się u siebie. Nie zamykano drzwi, bo też nikt nie posiadał niczego cennego. Jedyne, czego wymagano, to żeby poczekać na „proszę”. ~Ilona Wiśniewska

Dużą część książki autorka poświęca również Saamom, rdzennym mieszkańcom Skandynawii, żyjącym na północnych terenach Norwegii. Reportaż jest prawdziwą kopalnią wiedzy o barwnej kulturze i zwyczajach tego ludu. Nie brakuje również wielu wspomnień i opisów związanych z dramatycznymi przeżyciami ludzi, którzy przez lata podlegali przymusowej norwegizacji, a we własnym kraju traktowano ich jak obywateli drugiej kategorii. Kulturowe i tożsamościowe wykorzenienie rzutowało na życie wielu pokoleń Saamów. Niektórzy do dzisiejszego dnia, nie lubią mówić o swoim pochodzeniu.
Samowie w Norwegii przez lata podlegali przymusowej norwegizacji. Teraz ich kultura i muzyka przykuwa uwagę ludzi z całego świata.
Samowie w Norwegii przez lata podlegali przymusowej norwegizacji. Teraz ich kultura i muzyka przykuwa uwagę ludzi z całego świata. Źródło: wikimedia.org
Mari Boine, jedna z najsłynniejszych saamskich wokalistek, w rozmowie z autorką również wspomina swoje dzieciństwo pozbawione elementów rodzimej kultury. Dopiero w dorosłym życiu, dzięki muzyce, udało jej się uwolnić od wpajanych zakazów i rozsławić saamski śpiew niemal na całym świecie.

W domu rodzinnym mówiło się po saamsku, ale odrzucało wszystko związane z pozajęzykową kulturą, zwłaszcza joik, jak mawiał ojciec – dzieło szatana. Nikt nigdy nie wyjaśnił, czemu joik to grzech, wymagało się po prostu ślepej wiary. Mari wyrastała w niechęci do wszystkiego, co rdzenne. Już we własnym domu zawsze wyłączała radio, jeśli puszczali joik, a ze swoim ówczesnym mężem i pierwszym dzieckiem rozmawiała tylko po norwesku. Gardziło się tym, co saamskie. Wszyscy tak robili. ~Ilona Wiśniewska

W reportażu poruszono również temat innej mniejszości etnicznej żyjącej na obszarze północnej Norwegii. Mowa o Kwenach, ludności pochodzenia fińskiego, którą poddawano jeszcze silniejszej przymusowej norwegizacji niż Samów. Norweska historia przez długi czas omijała wątki kweńskie. Jej przedstawiciele nigdy też nie doczekali się przeprosin za wyrządzone krzywdy.

W książce pojawiają się również wątki humorystyczne. Mimo że wielu mieszkańców opuściło Finnmark w poszukiwaniu swojej drogi na południu Norwegii, nadal z sentymentem wspomina czasy dorastania na Północy, do której również docierały elementy zachodniej popkultury i której nie omijały typowe nastoletnie problemy.

Kiedy już przyjaciele zaczęli interesować się dziewczętami, a jeszcze nie mieli atrybutów męskości godnych pokazania światu, smarowali twarze pasą do butów na linii nieobecnego zarostu, w pasie przewiązywali opaski, znad których wystawały kawałki wełny imitujące owłosienie łonowe i fotografowali się jako "Jungelgutten Bomba", jak się tutaj nazywało Tarzana. Kjøllefjord było purytańskim miejscem, nagość stanowiła tabu, a na fatalnej jakości zdjęciach w „Cocktailu” ledwo dało się odróżnić sutek od pępka.
~Ilona Wiśniewska

„Hen. Na północy Norwegii” to wciągający reportaż z bardzo rzetelnym podłożem historycznym i rozbudowaną bibliografią. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich ciekawych świata, którzy chcieliby skonfrontować swoje wyobrażenie życia na północy z rzeczywistością.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa "Czarne". 
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok