Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA - Norwegia

Czytali temat:
(1114 niezalogowanych)
16 Postów

(marlen)
Wiking
bardzo fajne i bardzo prawdziwe
miłego poczytania


"WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA

Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na
obrzeżach małego miasteczka--właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w
sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych,
czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są
patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy
patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić
nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:

Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na
licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka
go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy
się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy.
Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).


Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy
opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć
od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.


Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył
czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie
stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie
bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia.
Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci
spirytusem.


Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które
wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk,
zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i
wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.


Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę.
Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go
w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem
piwo--jak zwykle.


Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w
podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to
nie muszą do niej wracać.

Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt
nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych
lekcji aby się tej sztuki nauczyć.


Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na
zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy
spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy.
Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.


Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie
wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować
rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety,
pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami
dorosłych.


Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice
trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do
poprawczaka.

W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie
potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak
szliśmy grzecznie spać.


Pies łaził z nami--bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie
zwracał nam uwagi.

Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer,
udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach
i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.


Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby
odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się
nie osikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział.
Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.


Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle
chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić
dzień dobry i nosić za nią zakupy.

Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy
dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.


Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno
śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od
fajki dziadka.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec
postawił mu piwo.


Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził,
że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną
ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.


Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na
lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem
dziecka w tym wieku. My również.

Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy
byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.


Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków.
Czasami próbowaliśmy to jeść.

Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.


Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli
wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie--bez beczenia i
wycierania ust rękawem.


Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy
siebie nawzajem.

Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy
sobie dawać radę sami.

Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza
nimi, wolność była naszą własnością.


Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i
koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc
przypadkowych wychowawców.
a

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy
skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali
rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie
odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele
bardziej ucywilizowani.

My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy
jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim
spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych
opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"
Zgłoś wpis
Oceń wpis: -1  
Odpowiedz   Cytuj
22 Posty
Darek xxx
(mob)
Wiking
hehehe dobre, to były stare dobre czasy
Zgłoś wpis
Oceń wpis: 1  
Odpowiedz   Cytuj
1564 Posty
Maniak

   Większy luz był dawniej, zostawiano sporo miejsca dla selekcji naturalnej. Czytałem kiedyś książkę wydaną w latach sześćdziesiątych i skierowaną do młodzieży szkolnej. Był to podręcznik w stylu "Zrób to sam" traktujący o budowie i wykorzystaniu domowego laboratorium chemicznego. Wśród proponowanych doświadczeń znalazły się takie "kwiatki", jak produkcja fajerwerków, materiałów wybuchowych, paliw rakietowych itp.. Pamiętam modne niegdyś zabawy z karbidem, czy puszczanie "bączków" napędzanych mieszanką saletry i cukru, dorośli furczeli niby, że to niebezpieczne, ale zazwyczaj tolerowali takie dziecięce rozrywki.
Zgłoś wpis
Oceń wpis: -1  
Odpowiedz   Cytuj
11 Postów
blanka m.
(blanka)
Wiking
Swietny tekst "Wspomnienia z dziecinstwa "

Ja pamietam jak najadlam sie "saletry " i nikt rodzicow nie podal na policje ze zle sie opiekuja nami

Albo za kradzierz truskawek u sasiada,zostalysmy zamkniete w "wychodku " we trzy na jakies 4 godz ale mialysmy stracha . Na szczescie nie zatrulysmy sie zapachem ....hi hi hi

Kurcze jest tyle wspomnien do opisania...
Jednak uwazam ze moje dziecinstwo bylo super fajne,mimo tego iz wychowalam sie na wsi.
Nie mialam komputera itp ale bylam szczesliwym i umorusanycm dzieciakiem...

Fajnie ze poruszylas ten temat marlen.

PS. w 5klasie podstawowki z kolezanka pobilysmy kolege,rozebralysmy go do naga i chcialam mu "siusiaka " obciac nozyczkami. Na szczescie jego wszedl nauczyciel-ale byl obciach...
Rodzice do szkoly zostali wezwani ale obylo sie bez wiekszej kary.tylko pasem po dupsku dostalam.. ale jakie wspomnienia mi zostaly
Zgłoś wpis
Oceń wpis: 1  
Odpowiedz   Cytuj
1371 Postów
Barbara H
(barbara67)
Maniak
Bardzo mily do poczytania tekst i taki .... nostalgiczny

Wiekszosc z nas wspomina czasy dziecinstwa jako beztroskie i po prostu fantastyczne. Wyolbrzymiamy i pamietamy to co bylo w nich najlepsze natomiast te niemile wspomnienia umniejszany lub po prostu ida w zapomnienie. Taki to juz jest urok dziecinstwa.

Regoly, zasady i modele wychowania zmieniaja sie na przestrzeni czasu ale pomimo wszystko mysle, ze nawet ci ktorzy sa dziecmi teraz tez w podobny sposob ( pomimo zakazow, nakazow, dodatkowych godzin "gry na pianinie" itp.) tez beda z lza w oku wspominac swoje lata dzieciece.

Pozdrowienia dla tych ktorzy juz wydorosleli i dla tych ktorzy nigdy nie beda dorosli
Zgłoś wpis
Oceń wpis: 1  
Odpowiedz   Cytuj
1564 Posty
Maniak
barbara67 napisał:
...

Pozdrowienia dla tych ktorzy juz wydorosleli i dla tych ktorzy nigdy nie beda dorosli


   Jakie są kryteria wydoroślenia? Moje obserwacje wykazują, że dość powszechnie występuje jako objaw "dorosłości" zjawisko zerwania komunikacji i zrozumienia się z dziećmi i młodzieżą. Ludzie stają jakby po drugiej stronie barykady, starzy przeciwko młodym. Wynika to, moim zdaniem, z zapominania swojego dzieciństwa i niekorzystania z własnych dziecięcych doświadczeń.
Zgłoś wpis
Oceń wpis:  
Odpowiedz   Cytuj
1371 Postów
Barbara H
(barbara67)
Maniak
Dino - takie samo pytanie sama sobie zadalam jak pisalam moj post - co to znaczy byc doroslym i czy to jest tylko pozytywne cechy ?

Wydaje mi sie, ze bycie doroslym oznacza bycie dojzalym, odpowiedzialnym, dbajacym o siebie samego i ludzi ktorzy nas otaczaja ALE rowniez bycie doroslym moze rezultowac tym, ze jest sie nudnym, powaznym, zorganizowanym do przesady i nie ujiejacym cieszyc sie z rzeczy prostych.

Najlepiej balansowac na krawedzi doroslosci i jak ty tez piszesz nie zatracic w sobie dziecka ( naiwnosci, czystosci i prostoty )

Zgłoś wpis
Oceń wpis: 1  
Odpowiedz   Cytuj
42 Posty
piotr g
(froyland)
Nowicjusz
Temat trafiony w 10.
Pewnie ze pamięta się te rzeczy przyjemne, ale z dzisiejszego punktu
Widzenia to te przyjemne będą okropne.
Marlen napisała- A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"

Tak nam się wydawalo, ale tez pozwalano nam na wiele i w tych pozwoleniach były nawet nakazy, stale czynności.
Jak tylko śniegi spłynęły z pól łąk
Pozwalano wypasać krowy i kiedy promienie Słońca milo grzały
Pozwalano opalać się do woli przewracając siano, stawiając snopki.
To były przyjemne rzeczy, na które pozwalano, bo jesień i ‘’ukochane ‘’
Wykopki- szkoły organizowały wycieczki do pobliskich lub oddalonych
gospodarstw, –ale gdzieś w głębi pamiętamy zapach palonych łecin, smak spalonych
W ognisku ziemniaków. Zima to pełen luksus mniej ‘’pozwoleń’’ więcej wolnego czasu. Wieczorne a czasami w brew zakazom nocne zjazdy na sankach- jak ktoś miał, ale na spodniach, folii tez było super. Tak były spory, bijatyki strzelanie z procy, wybite szyby czasami zęby. Czas miedzy szkołą a obowiązkami sami sobie organizowalismy bez TV i komputera.
I jak napisała Barbara 67 ‘‘Pozdrowienia dla tych, którzy juz wydorośleli i dla tych, którzy nigdy nie będą dorośli’’ myślę ze zaliczam się do tych, którzy nie wydorośleli
A ci dorośli to może obecne dzieci. Pozdrawiam
Zgłoś wpis
Oceń wpis: -1  
Odpowiedz   Cytuj
1371 Postów
Barbara H
(barbara67)
Maniak
Ja pamietam jak moje kolezanki i koledzy mazyli o tym zeby jak najszybciej byc doroslym = robic co sie chce , ja zawsze bylam co do tego sceptyczna, bo swiat doroslych zawsze postrzegalan jako nudny i pelen obowiazkow.

Jako dziecko - a bylam jedynym dzieckiem w rodzinie bylam rozpuszczona i jedynym moim obowiazkiem byla nauka i osiaganie dobrych wynikow. Bylam wstrentnym, manipulujacym bachorem nie liczacym sie z nikim i niczym , a slowa przepraszam nauczylam sie w spolpracy z moimi wlasnymi dziecmi.

Sposob wychowania moich dzieci - w pewien sposob tez dwojki jedynakow bo dzieli ich ok 10 lat - jest taki : poczucie wlasnej wartosci ( z wlasnego dziecinstwa) + szacunek i respekt dla innych ( tego czego mi brakowalo ).

Ciekawa jestem jak beda wychowywane moje wnuki

PS. Pozwolenie sobie na bycie "dziecinnym" w znaczeniu ciekawym swiata, umiejacym sie cieszyc z blachostek nie uwlacza zadnemu doroslemu - wrecz przeciwnie - dodaje doroslemu pikanterii
Zgłoś wpis
Oceń wpis: 1  
Odpowiedz   Cytuj
230 Postów
joanna kidawa
(asia68)
Stały Bywalec
Należy pamiętać jak wielki wpływ na nasze dorosłe życie miało nasze dzieciństwo.
Może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale im było ono szczęśliwsze tym lepiej układa nam się w dorosłym życiu.
Dzieciństwo i okres dojrzewania oraz warunki mu sprzyjające (bądź nie) ukształtowały nas takich jakimi dziś jesteśmy.

Dziś przesadza się z opieką nad naszymi milusińskimi praktycznie ze wszystkim i to nie jest dobre dla naszych dzieci. Wszyscy dookoła m.in. różnego rodzaju instytucje podpowiadają nam co jest dla naszych dzieci najlepsze, tysiące poradników, a wszystko to o tyłek roztrzaść.
Z drugiej strony produkuje się dla nich bajki pełne przemocy, idiotyczne gry komputerowe i zabawki, które nie rozwijają w nich niczego dobrego a za to opatrzone są logo odpowiedniej firmy.
My potrafiliśmy bawić się przez pół dnia kasztanami, które za pomocą kijów udało nam się zrzucić z drzewa - naszym dzieciom to nie wystarcza ponieważ w TV ryczą reklamy, że trzeba mieć interaktywne kotki czy inne bzdety.
Wychowujemy małe cyborgi, ludzi dla których (jeśli tak dalej będzie, a będzie niestety) w dorosłym życiu będzie interesować tylko i wyłącznie konsumpcja.

M.in. będą konsumować wielkie ilości leków z powodu słabej odporności organizmu wskutek dzieciństwa spędzonego w sterylnych warunkach (myte jabłuszka, czyste rączki, nie głaskaj kotka bo futerko ma bakterie).
Kozetka u psychoterapeuty będzie dla nich formą relaksu w trakcie wyścigu szczurów w jakim będą musiały uczestniczyć w dorosłym życiu.Itp, itd

Nic na świecie nie zastąpi mądrego rodzica. Taki wie co dla jego dziecka najlepsze.
A wszyscy idioci na tym świecie mogą to nazwać patologią.
Zgłoś wpis
Oceń wpis:  
Odpowiedz   Cytuj


Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok