Finanse i kredyty
W Polsce kredyt to „stryczek”. Kredyt w Norwegii to nie wyrok
7

W Polsce kupno domu na kredyt porównuje się do stryczka na szyi. Fot. fotolia - royalty free
W Polsce kredyt porównuje się do stryczka na szyi. W Norwegii zakup domu na kredyt to świetna inwestycja.
– Dlaczego nie weźmiecie kredytu? Tutaj każdy tak robi – 28-letnią Marię pyta Norweg, od którego wraz z mężem wynajmują część domu. Odkładają na wkład własny i rozglądają się za nieruchomościami w cenie do 2 mln koron. – Kredyt na dom jest tani – mówi właściciel.
– Kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Polsce zastanawiałam się, jak uda się nam wziąć kredyt i czy damy radę kiedykolwiek go spłacić – opowiada Maria, która pracuje jako kelnerka. – Tutaj nie martwimy się o to, mimo że jedynie mąż ma stałą pracę, a ja póki co dorywczą.
Dane Statistisk Sentralbyrå (Centralnego Biura Statystycznego) pokazują, że Norwegowie mają średnio ponad milion koron kredytu na osobę. To równowartość 2 lat średnich zarobków. Tymczasem Polak średnio ma 210 tys. złotych kredytu (456 tys. koron), na które musiałby pracować aż 5,25 lat, wynika z danych GUS.
Norwegia od lat jest w czołówce krajów z największym zadłużeniem hipotecznym na jednego mieszkańca. Jak podaje Eurostat ok. 65 proc. nieruchomości jest tutaj obciążona kredytem. Wielu Norwegów bierze kredyt także zmieniając dom na większy lub przenosząc się za pracą do innego miasta.
Dla porównania w Polsce jest to zaledwie 10 proc. Wynika to między innymi z tego, że znacznie mniej Polaków ma zdolność kredytową przy obecnym stosunku zarobków do cen mieszkań. Jak opisuje Filip Springer w książce „13 pięter”, aż 43 proc. Polaków w wieku od 25-34 lat nadal mieszka z rodzicami, a wielu z nich nie stać na kredyt i usamodzielnienie się.
– Kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Polsce zastanawiałam się, jak uda się nam wziąć kredyt i czy damy radę kiedykolwiek go spłacić – opowiada Maria, która pracuje jako kelnerka. – Tutaj nie martwimy się o to, mimo że jedynie mąż ma stałą pracę, a ja póki co dorywczą.
Dane Statistisk Sentralbyrå (Centralnego Biura Statystycznego) pokazują, że Norwegowie mają średnio ponad milion koron kredytu na osobę. To równowartość 2 lat średnich zarobków. Tymczasem Polak średnio ma 210 tys. złotych kredytu (456 tys. koron), na które musiałby pracować aż 5,25 lat, wynika z danych GUS.
Norwegia od lat jest w czołówce krajów z największym zadłużeniem hipotecznym na jednego mieszkańca. Jak podaje Eurostat ok. 65 proc. nieruchomości jest tutaj obciążona kredytem. Wielu Norwegów bierze kredyt także zmieniając dom na większy lub przenosząc się za pracą do innego miasta.
Dla porównania w Polsce jest to zaledwie 10 proc. Wynika to między innymi z tego, że znacznie mniej Polaków ma zdolność kredytową przy obecnym stosunku zarobków do cen mieszkań. Jak opisuje Filip Springer w książce „13 pięter”, aż 43 proc. Polaków w wieku od 25-34 lat nadal mieszka z rodzicami, a wielu z nich nie stać na kredyt i usamodzielnienie się.
Tani kredyt jako inwestycja
Centralne Biuro Statystyczne podaje też, że w 2015 roku średnie roczne opłaty właścicieli domów (czynsz, kredyt itd.) wyniosły 79 344 korony (6612 NOK miesięcznie), natomiast w przypadku osób wynajmujących było to 61 199 (5100 NOK miesięcznie). Pomimo iż wynajem jest nieco tańszy, to większość Norwegów wybiera zakup domu.
– Zakładaliśmy przyjazd na rok, więc wynajem był sprawą oczywistą. Ale gdy rok zamienił się w 5 lat, stwierdziliśmy, że bez sensu nadal wynajmować – opowiada Katarzyna, która od kilku lat mieszka w Norwegii z mężem i trójką dzieci. – Nie myśleliśmy o tym jak o inwestycji. Raczej, jak o korzystniejszym rozwiązaniu – przyznaje.
– Obecnie najniższe oprocentowanie kredytu to 2,15 proc. Oczywiście jest ono odwrotnie proporcjonalne do wysokości wkładu własnego i wysokości kredytu – tłumaczy Aneta Musiał, doradca finansowy z Eidendomsfinans.
Tak więc spłata kredytu w Polsce jest znacznie droższa niż w Norwegii. Biorąc 2 mln koron kredytu na dom przy średnim oprocentowaniu 2,6 proc. (bank DNB) w Norwegii przez 25 lat zapłacimy 2,7 mln, czyli 136 proc. pożyczonej kwoty. Tymczasem biorąc w Polsce kredyt w wysokości 300 tys. na mieszkanie w dużym mieście przy oprocentowaniu 3,92 proc. (PKO BP) w ciągu 25 lat zapłacimy 459 tys. czyli 153 proc. kredytu.
– Problemem są zarobki w Polsce. Porównaj sobie przeciętne ceny mieszkań. Kogo na to stać? – oburza się 56-letni Jerzy, który od 12 lat spłaca kredyt w Norwegii. – Przerażająca jest ta pazerność banków, które nie patrzą na to, że ludzie zarabiają grosze.
W Norwegii Jerzy stosunkowo tani kredyt dostał bez problemu.
– To norweska sąsiadka uświadomiła nas, że możemy wziąć kredyt na takich samych zasadach jak Norwegowie.
– Bank zaoferował nam nawet więcej niż było potrzebne – dodaje jego żona Zofia, przyznając, że początkowo nie wiedzieli o takiej możliwości.
– Zakładaliśmy przyjazd na rok, więc wynajem był sprawą oczywistą. Ale gdy rok zamienił się w 5 lat, stwierdziliśmy, że bez sensu nadal wynajmować – opowiada Katarzyna, która od kilku lat mieszka w Norwegii z mężem i trójką dzieci. – Nie myśleliśmy o tym jak o inwestycji. Raczej, jak o korzystniejszym rozwiązaniu – przyznaje.
– Obecnie najniższe oprocentowanie kredytu to 2,15 proc. Oczywiście jest ono odwrotnie proporcjonalne do wysokości wkładu własnego i wysokości kredytu – tłumaczy Aneta Musiał, doradca finansowy z Eidendomsfinans.
Tak więc spłata kredytu w Polsce jest znacznie droższa niż w Norwegii. Biorąc 2 mln koron kredytu na dom przy średnim oprocentowaniu 2,6 proc. (bank DNB) w Norwegii przez 25 lat zapłacimy 2,7 mln, czyli 136 proc. pożyczonej kwoty. Tymczasem biorąc w Polsce kredyt w wysokości 300 tys. na mieszkanie w dużym mieście przy oprocentowaniu 3,92 proc. (PKO BP) w ciągu 25 lat zapłacimy 459 tys. czyli 153 proc. kredytu.
– Problemem są zarobki w Polsce. Porównaj sobie przeciętne ceny mieszkań. Kogo na to stać? – oburza się 56-letni Jerzy, który od 12 lat spłaca kredyt w Norwegii. – Przerażająca jest ta pazerność banków, które nie patrzą na to, że ludzie zarabiają grosze.
W Norwegii Jerzy stosunkowo tani kredyt dostał bez problemu.
– To norweska sąsiadka uświadomiła nas, że możemy wziąć kredyt na takich samych zasadach jak Norwegowie.
– Bank zaoferował nam nawet więcej niż było potrzebne – dodaje jego żona Zofia, przyznając, że początkowo nie wiedzieli o takiej możliwości.
Zapomnij o zaciskaniu pasa
Jeśli spojrzymy na średnią norweskich zarobków (42 tys. koron msc) okazuje się, że Norweg na spłatę przeciętnej raty kredytu (9 tys. koron) przeznacza ok. 21 proc. wypłaty (niektóre dane mówią nawet o 15 proc.). W Polsce przeciętna rata kredytu (1439 zł) stanowi 43 proc. średniej wypłaty (3338 zł netto), wynika z danych GUS.
Ponadto, jak wyjaśnia Aneta Musiał, norweski urząd podatkowy zwraca kupującemu nieruchomość 28 proc. rocznych odsetek.
A w Polsce? Biorąc pod uwagę fakt, że wielu Polaków zarabia znacznie poniżej średniej, należy przyznać, że w Polsce kredyt hipoteczny pochłania znaczną część domowego budżetu. Jak przyznają bohaterowie reportażu Springera „13 pięter”, kredyt oznacza stałe zaciskanie pasa i praktycznie brak możliwości oszczędzania. Jerzy tłumaczy, że jego 8 tys. koron kredytu to niewielkie obciążenie dla domowego budżetu.
– W Norwegii można spokojnie oszczędzać na czarną godzinę, na wszelki wypadek jak się coś stanie, choćby pralka zepsuje – chwali.
Również Katarzyna z Oslo stwierdza, że kredyt nie jest szczególnie odczuwalny w budżecie ich pięcioosobowej rodziny.
– Wynajmujemy dół domu i to z pewnością nam ułatwia życie. Płacimy trochę więcej niż za wynajem. Zupełnie nie wpływa to na zaspokajanie naszych innych potrzeb. Jeździmy na wakacje, żyjemy tak jak wcześniej – tłumaczy.
Ponadto, jak wyjaśnia Aneta Musiał, norweski urząd podatkowy zwraca kupującemu nieruchomość 28 proc. rocznych odsetek.
A w Polsce? Biorąc pod uwagę fakt, że wielu Polaków zarabia znacznie poniżej średniej, należy przyznać, że w Polsce kredyt hipoteczny pochłania znaczną część domowego budżetu. Jak przyznają bohaterowie reportażu Springera „13 pięter”, kredyt oznacza stałe zaciskanie pasa i praktycznie brak możliwości oszczędzania. Jerzy tłumaczy, że jego 8 tys. koron kredytu to niewielkie obciążenie dla domowego budżetu.
– W Norwegii można spokojnie oszczędzać na czarną godzinę, na wszelki wypadek jak się coś stanie, choćby pralka zepsuje – chwali.
Również Katarzyna z Oslo stwierdza, że kredyt nie jest szczególnie odczuwalny w budżecie ich pięcioosobowej rodziny.
– Wynajmujemy dół domu i to z pewnością nam ułatwia życie. Płacimy trochę więcej niż za wynajem. Zupełnie nie wpływa to na zaspokajanie naszych innych potrzeb. Jeździmy na wakacje, żyjemy tak jak wcześniej – tłumaczy.
Co, jeśli stracisz pracę?
Co, jeśli norweskiemu kredytobiorcy powinie się noga i straci pracę?
– Obciążenie kredytem jest na tyle niskie, że nawet jeśli obecnie pracuje tylko żona, żyjemy spokojnie i bez obaw. Gdybyśmy chcieli się przeprowadzić i kupić inny dom, to jest to sprawa między bankami, nikt klientowi tego nie utrudnia – wyjaśnia Jerzy. Norweski kredytobiorca nie ma też żadnego problemu ze sprzedażą zadłużonej nieruchomości.
– W 99 proc. przypadków zajmuje się tym pośrednik. To dość częsta praktyka w Norwegii – tłumaczy Aneta Musiał. – Nieruchomości sprzedaje się i wymienia na większe lub mniejsze, bo wynajem jest znacznie mniej opłacalny. Elastyczność norweskich kredytów i łatwość sprzedaży domu pozwala Norwegom na migrację w przypadku utraty pracy. Jeśli chcemy zachować nieruchomość, a mamy gorszą sytuację finansową, możemy starać się o tzw. avdragsfrihet, czyli tymczasowe zawieszenie spłaty kredytu i spłacanie jedynie odsetek – wyjaśnia doradca.
W Polsce pod tym względem jest znacznie gorzej.
– Nasza córka wzięła kredyt kilka lat temu, kiedy jeszcze miała dobrą pracę – tłumaczy Zofia. – Teraz, gdyby nie nasza pomoc, nie miałaby jak spłacać kredytu. Nie może znaleźć nowej pracy, a mieszkanie blokuje ją w przeprowadzce do większego miasta.
Norweskie banki przyznają kredyt dopiero po sprawdzeniu, czy kredytobiorca będzie w stanie go spłacać, nawet przy hipotetycznym wzroście oprocentowania. Tymczasem, jak możemy przeczytać u Springera, w Polsce kredyt zaciągają ludzie, których na to nie stać. Zakładają, że jeśli bank im pożycza, to wie co robi. Tymczasem w układzie deweloper, bank i klient, to ten ostatni ryzykuje najwięcej. Boleśnie przekonały się o tym osoby, które wzięły kredyt we frankach.
Polacy mieszkający w Norwegii starają się rozsądnie podchodzić do kwestii kredytu, jednak kupno nieruchomości za gotówkę przewyższa ich możliwości.
– Choć oboje jesteśmy przeciwni życiu na kredyt, to zdecydowaliśmy się na ten krok – wspomina Katarzyna. – To nasz pierwszy dom. To znaczy dom jest banku, ale czujemy się u siebie. Było trochę emocji, nie baliśmy się jednak, że nie damy sobie rady. Trochę obawiałam się uwiązania. Że to krok, który oddali nas od powrotu do Polski. Teraz się tym nie przejmuję. Uważam, że decyzja była dobra.
– Obciążenie kredytem jest na tyle niskie, że nawet jeśli obecnie pracuje tylko żona, żyjemy spokojnie i bez obaw. Gdybyśmy chcieli się przeprowadzić i kupić inny dom, to jest to sprawa między bankami, nikt klientowi tego nie utrudnia – wyjaśnia Jerzy. Norweski kredytobiorca nie ma też żadnego problemu ze sprzedażą zadłużonej nieruchomości.
– W 99 proc. przypadków zajmuje się tym pośrednik. To dość częsta praktyka w Norwegii – tłumaczy Aneta Musiał. – Nieruchomości sprzedaje się i wymienia na większe lub mniejsze, bo wynajem jest znacznie mniej opłacalny. Elastyczność norweskich kredytów i łatwość sprzedaży domu pozwala Norwegom na migrację w przypadku utraty pracy. Jeśli chcemy zachować nieruchomość, a mamy gorszą sytuację finansową, możemy starać się o tzw. avdragsfrihet, czyli tymczasowe zawieszenie spłaty kredytu i spłacanie jedynie odsetek – wyjaśnia doradca.
W Polsce pod tym względem jest znacznie gorzej.
– Nasza córka wzięła kredyt kilka lat temu, kiedy jeszcze miała dobrą pracę – tłumaczy Zofia. – Teraz, gdyby nie nasza pomoc, nie miałaby jak spłacać kredytu. Nie może znaleźć nowej pracy, a mieszkanie blokuje ją w przeprowadzce do większego miasta.
Norweskie banki przyznają kredyt dopiero po sprawdzeniu, czy kredytobiorca będzie w stanie go spłacać, nawet przy hipotetycznym wzroście oprocentowania. Tymczasem, jak możemy przeczytać u Springera, w Polsce kredyt zaciągają ludzie, których na to nie stać. Zakładają, że jeśli bank im pożycza, to wie co robi. Tymczasem w układzie deweloper, bank i klient, to ten ostatni ryzykuje najwięcej. Boleśnie przekonały się o tym osoby, które wzięły kredyt we frankach.
Polacy mieszkający w Norwegii starają się rozsądnie podchodzić do kwestii kredytu, jednak kupno nieruchomości za gotówkę przewyższa ich możliwości.
– Choć oboje jesteśmy przeciwni życiu na kredyt, to zdecydowaliśmy się na ten krok – wspomina Katarzyna. – To nasz pierwszy dom. To znaczy dom jest banku, ale czujemy się u siebie. Było trochę emocji, nie baliśmy się jednak, że nie damy sobie rady. Trochę obawiałam się uwiązania. Że to krok, który oddali nas od powrotu do Polski. Teraz się tym nie przejmuję. Uważam, że decyzja była dobra.
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
1
10-04-2017 11:46
22
0
Zgłoś
11-03-2016 08:07
9
0
Zgłoś
09-03-2016 21:48
4
0
Zgłoś
09-03-2016 19:39
1
0
Zgłoś
09-03-2016 19:14
9
0
Zgłoś
09-03-2016 19:02
32
0
Zgłoś