Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Edukacja

Grypa nie wymaga diagnozy lekarza? Szkoły krytykują nowe przepisy Ministerstwa Edukacji

Hanna Jelec

14 września 2016 14:03

Udostępnij
na Facebooku
Grypa nie wymaga diagnozy lekarza? Szkoły krytykują nowe przepisy Ministerstwa Edukacji

Zgodnie z nowymi zasadami uczniowie nie muszą zgłaszać się po zwolnienia do pielęgniarek i lekarzy w przypadku „niegroźnych” chorób, np. przeziębienia i grypy fotolia.com - royalty free

Norweskie szkoły alarmują – nowe przepisy Ministerstwa Edukacji mogą wprowadzić chaos w życiu uczniów. Jak ustalili politycy, w przypadku „niegroźnych” chorób młodzy ludzie nie muszą już zgłaszać się po zwolnienia do lekarzy i pielęgniarek. Ci bowiem mają teraz pełnić w szkole rolę „pomocy doraźnej”. Władze widzą w tym szansę na odciążenie lekarzy oraz samych uczniów. Szkoły są odmiennego zdania. – Nie wszyscy rodzice, czy uczniowie są wystarczająco kompetentni w temacie zdrowia – alarmują pielęgniarki i nauczyciele.
W związku z niejasną sytuacją dotyczącą usprawiedliwiania nieobecności w norweskich szkołach, Ministerstwo Edukacji we współpracy z Ministrem Zdrowia opracowało nowe przepisy ułatwiające życie uczniom oraz szkołom. Od tej pory, aby dostać zwolnienie, młodzi ludzie nie będą musieli już zgłaszać się do pielęgniarek i lekarzy z „niegroźnymi” chorobami, np. przeziębieniem, katarem, czy grypą. Regulacje mają odciążyć służbę zdrowia oraz samych chorych.

Zwolnienie od rodziców zamiast diagnozy

Do tej pory nie wszystkie szkoły respektowały zwolnienia napisane przez rodziców niepełnoletnich uczniów, a większość placówek wymagała chociażby potwierdzenia powodu nieobecności ze strony pielęgniarki szkolnej. Taka sytuacja skutkowała „pielgrzymkami” do pracowników służby zdrowia i wymuszaniem zwolnień od pielęgniarek. Dlatego nowe przepisy pozwalają uczniom na skorzystanie z nieobecności w razie niegroźnej choroby, bez konieczności przedkładania oficjalnych zaświadczeń.

10 proc. do wykorzystania bez konsultacji lekarskich

Do tej pory większość szkół miała własne przepisy dotyczące ilości nieobecności, a niejasności powodowały wiele konfliktów pomiędzy uczniami, rodzicami i nauczycielami. Kilka miesięcy temu pielęgniarki szkolne zostały poinformowane o swojej nowej, tym razem jasno określonej, roli. Od tej pory mają być przede wszystkim „pomocą doraźną”, a do ich obowiązków nie należy wypisywanie uczniom zaświadczeń o stanie zdrowia.

Minister Edukacji chce, by każda szkoła stosowała się do tego modelu zasad. Dlatego obecne przepisy podają procentową ilość dopuszczalnych nieobecności podczas zajęć. Margines nieobecności to z założenia 10 proc. opuszczonych zajęć z każdego przedmiotu, które uczniowie mogą wykorzystać np. w razie przeziębienia. Na osobną uwagę zasługują przypadki związane z osobami ciężko chorymi, będącymi w trakcie dłuższej rekonwalescencji lub przechodzącymi problemy osobiste. Tu limit nieobecności jest znacznie większy. – To oddzielne historie, które wymagają indywidualnych konsultacji z dyrekcją szkoły. A nowe przepisy jak najbardziej biorą pod uwagę takie sytuacje – tłumaczy Minister Zdrowia, Bent Høie.

Nowe przepisy uczą odpowiedzialności?

Zdaniem Ministra Edukacji, Torbjørna Røe Isaksena, nowe przepisy są doskonałą szansą na pogłębienie relacji rodzinnych. Minister Edukacji uważa, że rodzice wreszcie będą zmuszeni zainteresować się zdrowiem swoich dzieci. Isaksen podkreśla też, że nowe zasady nauczą młodych samodzielności, bowiem przepisy będą działały podobnie do pracowniczego systemu zwolnień – w przypadku przekroczenia limitu procentowego, uczeń będzie musiał udać się do lekarza po oficjalne zwolnienie. Takie rozwiązanie ma nauczyć młodych odpowiedzialności i pozwolić im na przygotowanie się do funkcjonowania w dorosłym świecie.

„Priorytetem powinni być naprawdę chorzy”

Minister Zdrowia także podchodzi do sprawy entuzjastycznie. Jak podkreśla Høie, nowe regulacje odciążą samych uczniów – od tej pory nie będą musieli fatygować się do przychodni ani pielęgniarek szkolnych z dolegliwościami wymagającymi jedynie „wyleżenia” choroby. Polityk podkreśla, że na rozwiązaniu skorzystają nie tylko młodzi, ale i lekarze. Jeszcze do niedawna kolejki po zwolnienia szkolne były w norweskich przychodniach normą, a jak tłumaczą politycy, przeziębienie czy grypa żołądkowa nie są przecież chorobami wymagającymi natychmiastowych konsultacji lekarskich.– Priorytetem przychodni powinni być naprawdę chorzy, a wypisywanie zwolnień zajmuje około 10 proc. cennego czasu lekarzy – wyjaśnia Svein Lie z Ministerstwa Zdrowa.

Udawane choroby i fałszywe zwolnienia

Jednak norweskie szkoły wciąż obawiają się komplikacji związanych z wejściem nowych przepisów w życie. Pedagodzy zarzucają Ministerstwu Edukacji zbyt szybkie wprowadzenie nowych rozwiązań. – Wszystko odbyło się praktycznie bez konsultacji z norweskimi szkołami – mówią. Według wielu nauczycieli przepisy, mimo zmian, wciąż pozostają niejasne. Co więcej, niewymaganie od uczniów oficjalnych zaświadczeń może skutkować „udawaniem choroby” potwierdzanym przez co bardziej nieodpowiedzialnych rodziców. Nauczyciele nie są w stanie stwierdzić, czy uczeń faktycznie był chory, czy po prostu zrobił sobie wolne. Nowe zasady, zdaniem prowadzących zajęcia, niemal zachęcają do tego typu niewłaściwych zachowań.

„Nie wszyscy są wystarczająco kompetentni w temacie zdrowia”

Pracownicy służby zdrowia również widzą w nowych zasadach spory problem. Pielęgniarki szkolne obawiają się przede wszystkim bagatelizowania większości chorób w norweskich domach. Mimo, że nowy system ma je odciążyć, pracownice służby zdrowia wciąż nie chcą, by za diagnozę choroby byli odpowiedzialni młodzi ludzie. – Chodzi o zbyt małą liczbę dostępnych lekarzy i pielęgniarek, a nie zrzucenie odpowiedzialności na uczniów – apelują.

Choć większość pielęgniarek doskonale zdaje sobie sprawę z nieuczciwych zagrywek uczniów, pracownice służby zdrowia podkreślają, że „udawane choroby” to tylko pojedyncze przypadki. Dolegliwości uczniów często wymagają poważnych konsultacji. Pielęgniarki podkreślają, że nie zawsze chodzi jedynie o przeziębienie, czy grypę, a od tego, by postawić diagnozę, jest lekarz. – Nie wszyscy rodzice, czy uczniowie są przecież wystarczająco kompetentni w temacie zdrowia – mówią. Dlatego pracownice służby zdrowia, wraz z pedagogami, postulują o ponowne rozpatrzenie przepisów przez Ministrstwo Edukacji i Ministerstwo Zdrowia.
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok