Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Darmowy kurs języka norweskiego

Norweski z przymrużeniem języka – Grunnlovens dag, czyli wszyscy na pociąg!

Jacek Janowicz

12 maja 2016 08:00

Udostępnij
na Facebooku
 Norweski z przymrużeniem języka – Grunnlovens dag, czyli wszyscy na pociąg!

Na 17. maja obowiązkowy jest też bunad, czyli strój narodowy noszony z wielką dumą. Ilustracja: Katarzyna Sadowska

Zbliża się długi weekend: Zielone Świątki (Pinse) i Grunnlovens Dag – Święto Konstytucji. Nieodłącznym elementem świętowania jest pochód, czyli tog (tak jak pociąg). Mój pierwszy Grunnlovens Dag świętowałem w małym miasteczku położonym z dala od torów. Wszyscy mówili o jakimś pociągu, więc poszedłem go zobaczyć.
Szykuje nam się to, co „tygryski lubią najbardziej” – dłuuuuuugi weekend. Najpierw dwudniowe Pinsedage (Zielone Świątki), a zaraz potem 17 mai, (po naszemu 3. Maja), czyli Grunnlovens DagŚwięto Konstytucji. Już nie w głowie nam praca, więc dziś będzie „lajtowo” – żadnej gramatyki, trochę sobie po prostu pogawędzimy. Zauważcie, że pisząc „dłuuuuugi weekend”, tego drugiego słowa wcale nie musiałem przedłużać, ono samo w sobie jest przygotowane na bycie długim przez podwójne „e”. Ale to słowo angielskie, więc nic nam do tego. Po norwesku długi weekend to langhelg, czyli żartując po niemiecku – długa Helga. Oj, międzynarodowy odcinek nam się zrobił, więc idźmy za ciosem: Norwegowie uwielbiają quizy i ostatnio jednym z pytań było: Er det 17. mai i Sverige? (Czy w Szwecji jest 17. maja?) Oczywiście, kto jest patriotą, mówi – nei, ale to błąd, bo pytanie jest podchwytliwe. 17. maja jest wszędzie, tyle że tylko Norwegowie ten dzień świętują. Ale dla nich 17 Mai to już nie data, tylko nazwa własna. Coś jak dla nas „Wigilia”. Choć wigilia jest z założenia wigilią czegoś, czyli dniem poprzedzającym jakieś wydarzenie, my i tak wiemy swoje, dla nas Wigilia jest celem sama w sobie. A że nazajutrz jest coś ważnego? Dla większości nieistotne.
Ale nie dla wszystkich. Znacie ten dowcip? Na prelekcji dotyczącej pożycia małżeńskiego prowadzący przeprowadza ankietę: „Kto kocha się z żoną/mężem co najmniej 3 razy w tygodniu?” Połowa słuchaczy podnosi z zadowoleniem rękę. „Brawo! Gratuluję. Tak trzymać. A kto raz w tygodniu?” Kolejna grupa zadowolonych unosi ręce. „Bardzo dobrze!  A kto raz, dwa razy na miesiąc?” Jedna piąta sali ze wstydem się przyznaje. „Współczuję i życzę poprawy... A kto kocha się z żoną średnio raz na rok?” Zapada cisza, ale po chwili jeden z mężczyzn wyskakuje do góry, unosząc obie ręce i krzyczy podekscytowany „Ja!!! Ja!!! Ja!!!” „Z czego pan się tak cieszy?” – pyta zaskoczony prelegent. „Bo to już jutro!!!”

Tak, każdy ma swoją wigilię, a my przyjrzyjmy się jeszcze kilku słowom związanym z nadchodzącymi dniami.

Na początek punkt dla Norwegów za upraszczanie języka. Po polsku nadchodzące Święta to  Pięćdziesiątnica, czyli 50 dni od zmartwychwstania Jezusa albo Zielone Świątki. Dosłownie byłoby to Grønne høytider, a tu mamy po prostu Pinse (Tak jak Boże Narodzenie to krótkie Jul). W Norwegii to śwęto dwudniowe – første og andre Pinsedag. Oba te dni są wolne od pracy, przynajmniej tej płatnej, bo w ogródkach kosiarki do trawy pracują pełną parą, a gnojówka na polach leje się strumieniami jak w Bawarii piwo.

  1. maisyttende mai, zwany też oficjalnie Grunnlovens DagŚwięto Konstytucji.
Wszędzie powiewają flagi, śmieci po rowach są już pozbierane, liscie zagrabione, kwiatki posadzone. Na stołach obowiązkowy deser – Pavlova – beza z bitą śmietaną, jagodami (blåbær) i truskawkami (jordbær) – oczywiscie w kolorach flagi norweskiej.

Nieodłącznym elementem świętowania jest pochód, czyli tog (tak jak pociąg).
Mój pierwszy Grunnlovens Dag świętowałem w małym miasteczku położonym z dala od torów. Wszyscy mówili o jakimś pociągu, więc poszedłem go zobaczyć. Czekałem i czekałem, szła orkiestra, dzieci ze szkół, maturzyści (Russ kończący pochodem okres szaleństwa i popijawy), przejechała kolumna starych samochodow, a pociągu ani śladu. Był za to pewien czarnoskóry facet, który idąc w pochodzie, fikał koziołki, stawał na rękach, robił salta i inne triki. A że trikk to po norwesku tramwaj, pomyślałem, że skoro nie ma pociągu, to dobry będzie i tramwaj.  

Na 17. maja obowiązkowy jest też bunad, czyli strój narodowy noszony z wielką dumą. Każdy region ma swój wzór i czymś się wyróżnia. Dlatego wystrzegajcie się paradowania w dżinsach, bo jak nic ktoś zwróci Wam uwagę. Oczywiście nie powie wprost „Ej, jesteś niestosownie ubrany jak na tak uroczysty dzień", ale zapyta niewinnie Har dere bunad i Polen? (Macie w Polsce jakieś stroje narodowe?). Więc, jeżeli tańczyliście w „Mazowszu" albo macie wujka górala, wyciągnijcie z szafy to, co trzeba i marsz na pociąg...  znaczy na pochód.
  
A potem jest tradycja softis, czyli miękki lód, bo tak się nazywają lody znane u nas jako „włoskie".
Aha, uważajcie na okrzyki. Zdradliwe jest zwłaszcza hurra, hurra... Jeżeli wypowiemy to z polskim „u" i z niewłasciwym akcentem, może to zabrzmieć jak norweskie hora, a to znaczy... no, powiedzmy ladacznica.

A za tydzień koniec laby – wracamy do pracy. Gramatyka czeka. Hurrraaaa!
Tekst: Jacek Janowicz
Ilustracje: Katarzyna Sadowska
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok