Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

5
Życie w baraku

 
 
Bynajmniej nie chodzi o PRL, czyli "najweselszy barak obozu socjalistycznego". Nie jest to też żadna aluzja do prezydenta USA. Zapraszamy do odwiedzenia osiedla baraków na Sandsli koło Bergen. Trzy zespoły baraków - 88 miejsc - Irlandczycy, Norwegowie i Polacy. Witajcie wśród ekipy Skanska, realizującej projekt dla Statoila.


Baraki stoją na pagórku, w pewnym oddaleniu od szosy. Za ich wyposażenie i obsługę odpowiedzialna jest firma 4Service. Mieszkają w nich Irlandczycy, Polacy i Norwegowie, których łączy to, że wszyscy razem pracują przy budowie nowych biur Statoila na Sandsli, a pomiędzy długimi okresami pracy właśnie tu regenerują siły.

Każdy z mieszkańców posiada swój własny mały pokój z łóżkiem, oknem i dostępem do internetu oraz własny prysznic. Jest też wspólny salonik z kanapami i telewizorem oraz stołówka, zatrudniająca kucharza. I to by było na tyle.

Życie w barakach na Sandsli można przyrównać do mieszkania w hotelu o dość niskim standardzie, ale według mieszkańców jest to dużo przyjemniejsze życie, niż można by się spodziewać.

Bardzo fajnie, chociaż nie ma kremu ryżowego

Pochodzący z Trøndelagu Kollbjørn Dolmseth mieszka tu już po raz drugi.

- Pracuję w rotacjach czternaście dni pracy, a potem dziewięć dni wolnego - wyjaśnia, siadając na skraju łóżka. - Jeszcze nie wiem, czy znowu to wrócę, ale myślę że tak.

Trønder jest całkiem zadowolony z życia w baraku:

- Jak dla mnie to lepsza opcja, niż mieszkanie w hotelu. Tam jest zbyt sztywno i elegancko. Jestem tu po to, żeby pracować, spać i jeść, więc to co tu mam w zupełności mi wystarcza.

W związku ze swoją pracą Dolmseth regularnie mieszkał w barakach już od roku 1977. Jak sam mówi, w tym czasie wiele zmieniło się na lepsze:

- Kiedyś mieszkaliśmy po czterech chłopa w jednym pokoju. Teraz to już przeszłość. Bardzo duża poprawa nastąpiła w ciągu zaledwie paru ostatnich lat, choć oczywiście są różnice w zależności od miejsca, w które się trafi.

Na prośbę o ocenę jakości pokoju na Sandsli, Dolmseth odpowiada:

- Jest w porządku. Sprawia wrażenie jakby bardziej dokończonego, niż bywały baraki kiedyś. Standard jest taki, jaki być powinien. Bywam trochę niezadowolony z materacy, ale to problem, który powraca praktycznie we wszystkich miejscach, w które trafiam. Materace są z reguły zbyt twarde, ale kiedy proszę o jakiś lepszy materac, często go dla mnie znajdują.

Na liście życzeń trøndera figuruje też krem ryżowy na deser:

- W niektórych miejscach firmy starają się nieco bardziej rozpieszczać pracowników. Ja osobiście jestem wielkim amatorem kremu ryżowego na deser i mam nadzieję, że tutaj też się niedługo pojawi - mruczy z nadzieją i szybko dodaje, że brak ulubionego deseru absolutnie nie sprawia, że jest niezadowolony:

- Nie narzekam, nic z tych rzeczy. W różnych miejscach są różne zwyczaje i zasady i już - podsumowuje.

Wczesna pobudka, śniadanie i na autobus do pracy

Thor Morten Sivertsen pracuje dla 4Service jako zarządca baraków. Jak mówi, stara się robić co może, by mieszkańcom "osiedla" było jak najwygodniej:

– To w okresach pracy jest ich dom, więc musimy zadbać o ty, by spełniał swoje zadania. Możemy z dumą stwierdzić, że mieszkańcy są przeważnie zadowoleni, ale czasem zwracają się do nas z jakimiś uwagami i prośbami, a wtedy my staramy się znaleźć możliwie jak najlepsze rozwiązania.

Według Sivertsena, pracownicy mieszkający w obozie baraków bardzo dużo pracują i wracając po południu lub wieczorem są wykończeni:

- Wielu z nich zaczyna bardzo wcześnie i pracuje nawet po dziesięć godzin dziennie. W związku z tym musimy zapewnić im odpowiednio solidne posiłki i mogę zapewnić, że jedzą bardzo dużo - śmieje się.

- Czy mieszkańców baraków obowiązują jakieś reguły porządkowe?

- Jest kilka prostych zasad, których trzeba przestrzegać. Na przykład nie wolno wchodzić do baraków w odzieży roboczej. Mamy pomieszczenie, gdzie pracownicy mogą się przebrać i powiesić swoje kombinezony robocze. W odróżnieniu od tego, co jest standardem w branży offshore, nie mamy tu zakazu picia alkoholu. Pracownicy to dorośli ludzie i nie chcemy mieszać się w to, co robią w swoim czasie wolnym. A tak poza tym, nigdy dotąd nie mieliśmy z tym problemu.

Pierwszy autobus z obozu na miejsce pracy jedzie o godzinie szóstej. W związku z tym śniadanie trzeba zjeść bardzo wcześnie.

- Śniadanie jest na stole od czwartej do siódmej rano. Pracownicy mają też wtedy możliwość zrobienia sobie kanapek na lunch. Kiedy wracają po południu, czy wręcz wieczorem, czeka na nich obiad.

Irlandczycy: Premier League i bilard

W jednej z trzech grup baraków mieszkają głównie Irlandczycy. Oni też są zasadniczo zadowoleni z panujących w obozie warunków, choć czasami brakuje im rozrywek.

Gary Burke, Patrick Brothers i Declan Charles zebrali się właśnie we wspólnym salonie, by obejrzeć mecz piłkarski pomiędzy Manchesterem United a Arsenalem.

Brothers opowiada, że od sierpnia przez baraki na Sandli przewinęło się 46 Irlandczyków. Wszyscy pracują w rotacjach sześć tygodni pracy na dwa tygodnie wolnego, a ich pracodawcą jest firma wynajmująca pracowników, Bravo Bemanning, która często ściąga do Norwegii fachowców z Zielonej Wyspy.

- Jesteśmy hydraulikami. Pracujemy od poniedziałku do piątku po dziesięć godzin dziennie. Kiedy wracamy po pracy, chcemy po prostu odpocząć - wyjaśnia Brothers i dodaje:

- Do końca projektu pozostało jeszcze sporo prac do wykonania. Mamy nadzieję, że będziemy tu zatrudnieni jeszcze przez cały przyszły rok.

Na pytanie o to, czy na nic nie narzekają, Gary Burke odpowiada:

- Czasem trafiają się jakieś drobiazgi. Jedzenie jest dla nas trochę dziwne, ale da się jeść. Po długim dniu pracy jesteśmy zresztą tak głodni, że zjemy niemal wszystko. A w weekendy potrafi być trochę nudno. Oglądamy dużo piłki nożnej w telewizji, mamy też kanały telewizji irlandzkiej, ale czasem chciałoby się mieć więcej rozrywek.

Burke opowiada, że czasami gra z kolegami w rugby na parkingu, a ostatnio wstawili do saloniku stół bilardowy.

- Czy cały czas wolny spędzacie w obozie?

- Oczywiście, że nie. Jeździmy do miasta, w każdym razie w weekendy. Tuż obok mamy przystanek autobusowy, więc łatwo jest się tam dostać i wrócić.

Domowe jedzenie

W stołówce zgromadziła się cała grupka wygłodniałych pracowników. Niektórzy z nich pracują również w soboty. Na obiad ma być dzisiaj zapiekanka z kiełbasą, kotleciki rybne i kurczak.

Kucharz, Alexander Carlson, opowiada, że przeważnie serwuje tak zwane domowe jedzenie.

- Korzystam dużo z tradycyjnych przepisów. Przyrządzam na przykład kotlety wieprzowe, pulpety lub różne dania jednogarnkowe. Kładę też nacisk na to, by jedzenie było zdrowe i dlatego zawsze do poszczególnych potraw jest dużo warzyw.

Carlson, podobnie jak inni pracownicy kampu, jest na nogach do późnych godzin i pracuje w rotacji.

- My, kucharze, pracujemy na zmianę. Kiedy moja czternastodniowa rotacja zbliża się do końca, czuję to w całym ciele. To ciężka praca, ale satysfakcjonująca - mówi.

Rodzina, ach rodzina

Na parkingu na zewnątrz zebrało się ośmiu Irlandczyków. Kilku pali papierosy pod wiatą przystankową, inni przerzucają się piłką do rugby. Nad barakami powoli zapada zmierzch. Wkrótce weekend się skończy i zacznie się kolejny, długi tydzień pracy.

Patrick Brothers opowiada, że podoba mu się praca w Norwegii, ale najbardziej cieszy się, jadąc do domu do Dublina.

- Norwegia jest w porządku, ale zawsze czekam na powrót do domu. Wielu z nas ma tam rodziny.

Jak widać, Polacy i Irlandczycy są do siebie bardzo podobni, co widać nawet po ich wrażeniach z pracy i mieszkania w Norwegii. :)


Na podstawie: fanaposten.no

 


Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


brzy dal

12-11-2012 18:13

...kiedys

to byly baraki !

brzy dal

11-11-2012 11:14

...gdzie

jest Trøndelagu ?

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok