
W sortowalni Fretexu w Kokstad w Bergen pięć osób pracuje przy taśmie przez cały dzień. Ich zadaniem jest oddzielanie ziarna od plew, czyli przeglądanie rzeczy, które bergeńczycy wrzucili do kontenerów na odzież i wybieranie tych, które można będzie sprzedać w sklepach Fretexu lub rozdać potrzebującym. Praca ta nie zawsze bywa miła.
- "Fantazja" ludzi wrzucających różne rzeczy do naszych pojemników nie zna granic - krzywi się Hildegunn Aasheim i pokazuje sterty brudnej, zużytej bielizny (Fretex w ogóle nie zbiera bielizny), dziurawe, zaplamione kołdry, stare gazety, puszki po piwie i inne odpadki z gospodarstw domowych.
Niszczą dobre rzeczy
Odpadki wrzucane do pojemników są często mokre i cieknące, co niszczy wiele dobrych, ładnych ubrań, podarowanych przez inne osoby, które w związku z tym też trzeba wyrzucić. Kiedyś, przykładowo, ktoś wyrzucił butelki z winem (może skwaśniałym), które potłukły się, a wino zabrudziło całą zawartość kontenera.
Aasheim stwierdza, że część osób zdaje się traktować pojemniki na odzież jak swoje własne, stałe śmietniki:
- To bardzo przykre, że niektórzy ludzie tak postępują. Poza niszczeniem dobrych rzeczy, to przysparza naszym pracownikom mnóstwo dodatkowej roboty.
W ubiegłym roku Fretex Vest musiał wyrzucić 360 nienadających się do sprzedaży ani rozdania ubrań i innych odpadków, które trafiły do pojemników, co kosztowało ponad 400 000 koron.
Kiedyś było lepiej. Obecna zła sytuacja datuje się od czasu, gdy zakład utylizacji odpadów (BIR) wprowadził przed paroma laty opłaty za odpadki wywożone z prywatnych gospodarstw domowych.
W pojemnikach Fretexu gówno można znaleźć
Inge Olav Fonn jest kierownikiem produkcji we Fretexie w Kokstad. Jemu również ręce opadają na widok kontenerów na odzież zapchanych rzeczami, które absolutnie nie powinny były się w nich znaleźć i z których Fretex nie ma żadnego pożytku (wręcz przeciwnie).
- Ludzie potrafią wrzucać do naszego pojemnika na przykład reklamówki z niewypatroszonymi rybami, które leżą tam i gniją. Ich zapach przechodzi wszystko, co znajduje się w kontenerze i w efekcie musimy wszystko wyrzucić - opowiada.
Pewnego razu Fonn znalazł nawet w kontenerze ni mniej ni więcej, tylko... odchody.
- Jakby to ująć, musiałem zwrócić zjedzony lunch.
Strzykawki i lekarstwa
- Znajdujemy strzykawki, igły, różne lekarstwa na receptę - wylicza Jan Åge Grastad, kierownik działu transportu we Fretexie.
Grastad przypuszcza, że lekarstwa mogą trafiać do pojemników w związku z porządkami robionymi w mieszkaniu osoby zmarłej:
- Bliscy często wyrzucają wtedy wszystko jak leci, bez zastanowienia.
Tylko czemu nie tam, gdzie trzeba?!?!
Wszyscy pracownicy sortowalni są mocno sfrustrowani z powodu rzeczy, które muszą wyławiać spośród używanej odzieży. Często otwierane torby cuchną zepsutym jedzeniem, albo też wrzucona do kontenera odzież jest po prostu obsrana. Niemal wszyscy zatrudnieni w sortowalni pracują w rękawiczkach, z obawy, by nie skaleczyć się o igły od strzykawek lub inne potencjalnie niebezpieczne przedmioty.
Coś jest nie tak z morale mieszkańców
- Coś jest ewidentnie nie tak z morale ludzi - stwierdzają pracownicy. - Trudno nam zrozumieć, czemu tak się dzieje.
Na pytanie o to, na co mogliby przeznaczyć te 400 000 koron, które kosztuje ich sortowanie i wyrzucanie cudzych śmieci odpowiadają:
- Moglibyśmy zatrudnić więcej osób. Więcej osób mogłoby wziąć udział w programach pomocy w powrocie do czynnego życia zawodowego. [Fretex współpracuje dość blisko z NAV-em i w ramach tej współpracy zatrudnia na stażach osoby kierowane do nich przez NAV - przyp. red.]
Pracownicy są też dość ostrożni, jak chodzi o nadzieje na poprawę sytuacji:
- Sytuacja od jakiegoś czasu w zasadzie się nie zmienia. Ale nadzieję wolno mieć zawsze.
Źródło: Bergens Tidende

Reklama
To może Cię zainteresować
5